tag:blogger.com,1999:blog-77062126348725378652024-03-13T06:32:52.839+01:00bardziej niż słodkoaga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.comBlogger222125tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-81875018877794597422021-08-31T21:51:00.002+02:002021-08-31T21:51:48.286+02:00Pa!!!<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNWa75Ndff1TQUvJtX1SRAIf6GOGB8G7QksHibowO5N1K2qItzWjkngfTALCrLhr3Lo_2TutLc1mGRoQw5WA_0bCimxvDwwiu9phhduqFrc0-GICEOhsfp8QP-zihlpniZuSP_TD7W5I2M/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="769" data-original-width="1118" height="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNWa75Ndff1TQUvJtX1SRAIf6GOGB8G7QksHibowO5N1K2qItzWjkngfTALCrLhr3Lo_2TutLc1mGRoQw5WA_0bCimxvDwwiu9phhduqFrc0-GICEOhsfp8QP-zihlpniZuSP_TD7W5I2M/" width="320" /></a></div><br /></div><br />Zachciało mi się nieco zepsuć lub poprawić blogową rzeczywistość- co niemal na jedno wychodzi. Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, czy warto pisać w dwóch miejscach, a jeżeli tylko w jednym, to w którym. Cóż, wybrałam WordPress, nie wiem czy dobrze. Nie taka miała być koncepcja blogowania. ale w sumie tu i tak pisałam coraz rzadziej.<p></p><p>W związku z tym- ten blog zamykam. Może jeszcze kiedyś tu wrócę, może nie, nie wiem. Na razie nie kasuję wpisów, ale przeniosłam tez je wszystkie do mojego drugiego bloga. Jeżeli ktoś ma ochotę nadal mnie odwiedzać, to zapraszam <a href="https://terazjestinaczej.home.blog/" target="_blank">terazjestinaczej</a>. I oczywiście dziękuję Wam wszystkim odwiedzającym mnie tutaj, miło było Was poznać i gościć. </p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-74925586880669108672021-08-20T20:15:00.003+02:002021-08-20T20:15:00.168+02:00Nadmorze<p> Rodzinny wyjazd "nadmorze". Czyli Mati, Filip, moi rodzice i ja. W podobnym składzie byliśmy kilka lat temu w Krynicy Morskiej, tym razem trafiliśmy do Stegny. A wszystko dlatego, że w tym roku moi chłopcy (w zasadzie to Filip) woleli pojechać nad morze niż w góry. Tym bardziej, że tatuś zafundował im już odrobinę gór. A moi rodzice przez pandemię i kilka innych okoliczności nie mogli pojechać tradycyjnie w czerwcu ze swoim kołem emerytów, a bardzo chcieli być nad morzem jeszcze w te wakacje. Poza tym niedawno obchodzili 50-tą rocznice ślubu i taki wyjazd był jednym z prezentów z tej okazji. Dość trudno było nam zgrać terminy, żeby nic nie kolidowało, ale w końcu udało się wygospodarować 6 dni na wyjazd. Pogoda była znośna, przynajmniej przez pierwszą połowę, dało się poleżeć na plaży, a nawet zamoczyć w morzu, które wyjątkowo nie było aż tak zimne. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów weszłam do wody głębiej niż po kostki. Przy gorszej pogodzie nieco zwiedzaliśmy i uskutecznialiśmy inne rozrywki.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhW42NtglBU83iJsI1fl3q0T1Yt7845chL5T8_k6W6meX7Lotr0xPzUavklCm8XKoAFQidoIocZGtbdwDzHpWpimmciJTFYMTbMNRevOmVagFPxdcp-AVNwFMnqfVd1zzmwPV71A9ggf_JO/s4096/IMG_20210816_202550735.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhW42NtglBU83iJsI1fl3q0T1Yt7845chL5T8_k6W6meX7Lotr0xPzUavklCm8XKoAFQidoIocZGtbdwDzHpWpimmciJTFYMTbMNRevOmVagFPxdcp-AVNwFMnqfVd1zzmwPV71A9ggf_JO/s320/IMG_20210816_202550735.jpg" width="320" /></a></div><br /><p></p><p>Refleksje z wyjazdu? Było naprawdę fajnie, spędzić czas razem, chłopcy też mieli okazję mieć dziadków tylko dla siebie, bo zazwyczaj kiedy to my do nich przyjeżdżamy, to są i dzieciaki moich sióstr, poza tym tego czasu zazwyczaj jest za mało, a chciałabym zapewnić chłopakom trochę wspomnień. I to na pewno się udało. Za to po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że na dłuższą metę nie byłabym w stanie wytrzymać z moją mamą. Jest kochana, chce dobrze, często aż za dobrze i na dłuższą metę bywa to uciążliwe (choćby teraz- w naszym miejscu noclegowym uparła się, żeby oddać chłopakom wygodniejsze łóżko i nie docierały żadne argumenty, ani moje, ani chłopaków) . Do tego dochodzą różne drobnostki, dziwactwa charakteru i pewnie trochę wieku. Przez kilka dni mogę nie zwracać na to uwagi, bo to w sumie nic poważnego, ale nie wiem, jak by to wyglądało w codziennym funkcjonowaniu. Niby jestem dorosła, a czasem czuję się jak dziecko, muszę zachowywać się tak, żeby zasłużyć na uznanie i akceptację. Kiedy wspominam lata dziecięce i nastoletnie- zawsze tak było. I niestety wiem doskonale, ze powielam mnóstwo zachowań mamy, w tym większość tych, które mi się tak bardzo nie podobają. Z kolei tata zazwyczaj jest tylko tłem, ale jego obecność zawsze kiedy potrzebuję jest niezmiernie ważna. To taka podstawa, fundament. Co prawda jest totalnie zdominowany przez mamę, a z racji wieku i czepiających się już różnych przypadłości coraz mniej komunikatywny, ale to wszystko tak naprawdę nic nie znaczy. Bo i tak bardzo kocham moich rodziców i jestem wdzięczna za to, kim dzięki nim jestem</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-75050796389876941112021-08-10T09:35:00.000+02:002021-08-10T09:35:27.164+02:00Cola nie jest zdrowa<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixfYzC9TIOIAQw9d-ezqLm0Uk_emUmICI1O_U5V0jMkojMfxPTq-Ab4bOQI7GKBb8irTcymlY7HL-dlosdWDuD-zSmgtV80VURdjEJQC5PahyphenhyphenCJ1ra6zrseQfvnbvmOj-7GcIKmaDgFGmL/s4096/IMG_20200516_193301982.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixfYzC9TIOIAQw9d-ezqLm0Uk_emUmICI1O_U5V0jMkojMfxPTq-Ab4bOQI7GKBb8irTcymlY7HL-dlosdWDuD-zSmgtV80VURdjEJQC5PahyphenhyphenCJ1ra6zrseQfvnbvmOj-7GcIKmaDgFGmL/w320-h245/IMG_20200516_193301982.jpg" width="320" /></a></div>Cola jest z nami od 12 lat. Nie jest to wiek bardzo zaawansowany jak dla kota, ale jednak można mówić, że jest już niemal staruszką. No i zaczynają się problemy ze zdrowiem. <p></p><p>Cola nigdy nie miała dobrego apetytu ( w przeciwieństwie do Cake, ta mogłaby jeść bez przerwy), ale była zdrowa, wesoła, więc nie martwiliśmy się tym. Od kilku miesięcy zaczęła jeść coraz mniej, schudła. Weterynarz zaproponował odrobaczenie. Oczywiście podanie kotu tabletki proste nie jest, było kilka podejść, czy lek zadziałał trudno powiedzieć, bo spryciara potrafiła wypluć resztki po kilku godzinach. Problemem z moimi koteczkami jest to, że są domowe, nie wychodzące i panicznie boją się wycieczek poza dom. Jest płacz, lament, histeria. Niestety, kiedy do poprzednich objawów dołączyły się biegunki, a potem dość intensywne wymioty i kicia zrobiła się nieco osowiała, uznałam, że nie ma na co czekać, teleporady tego nie załatwią. Wczoraj rano zapakowałam ją do transportera, płakałam razem, ale dotarliśmy do weterynarza. Dostała kroplówkę, zastrzyk, udało się- choć z trudem- pobrać krew. No i okazało się, że według badań jest zdrowa, co najważniejsze, nie jest to chłoniak, cukrzyca ani problem z nerkami. Tyle tylko, że nadal nie wiadomo co to może być. Trochę się martwię, bo widać, że coś jej dokucza. Dziś będzie kolejna wizyta, zobaczymy co powie pan doktor. </p><p>Ech, a za kilka dni mamy wyjechać na urlop. Kocice mają zostać pod dochodząca opieką do karmienia i sprzątania, ale jeśli Cola nadal będzie się źle czuła, to już sama nie wiem jak to rozwiązać.<br /></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-2571070779935833682021-08-06T22:35:00.000+02:002021-08-06T22:35:15.493+02:00Student<p> Dawno mnie tu nie było. Jeszcze moment, a blog zarośnie pajęczynami i zasypie się kurzem. Nie żeby to było coś istotnego, chwila i nikt by nie pamiętał, że był taki blog i gadatliwa pisząca. Cóż, jak zwykle, brak czasu, zajęć innych mnóstwo, chęci i pomysły na pisanie i opisywanie codzienności bywają, ale zanim dotrę do klawiatury, to gdzieś ulatują. A dzieję się sporo, aż szkoda, że potem to wszystko umyka z pamięci ulotnej. I po to właśnie powinnam zapisywać <br /></p><p>Oczywiście sprawą najważniejszą ostatniego miesiąca jest rekrutacja na studia. Mati zafiksował się na zostanie żołnierzem zawodowym i nic go nie może z tej drogi zawrócić. A kwalifikacja na te studia jest wieloetapowa. Najpierw test sprawnościowy- zaliczony pozytywnie, ale trzeba było pojechać w tym celu do Warszawy. Ponieważ test był rano, to wypadało znaleźć sobie nocleg. Mati pojechał razem z kolegą, najpierw pociągiem, potem w Warszawie trzeba było z dworca dotrzeć do hostelu, znaleźć coś do jedzenia, miejsce gdzie odbywać się miał test, potem jeszcze wrócić. Niby nic wielkiego, ale dla dwóch mało oblatanych w świecie (jeszcze) nastolatków to jednak lekko nie było. Rezerwacja biletów, wyszukiwanie połączeń, zupełnie inne realia (ogromne zaskoczenie Mateusza- tyle linii autobusowych? i do tego autobusy jeżdżące częściej niż raz na godzinę?). Śmieliśmy się, że pastuszki z prowincji zginą w stolicy, ale poradzili sobie. Sam test i rozmowa kwalifikacyjna trudne podobno nie były, pan pułkownik był pod wrażeniem wyników matury. </p><p>Kolejny etap to wizyta w WKU i skierowanie na test psychologiczny. A w międzyczasie Mati niefortunnie skoczył z przyczepy z kajakami i naderwał sobie więzadło w stopie. Dobrze, że to było już po teście sprawnościowym. Musiałam użyć swoich mocy medycznych, żeby szybko dostać się do ortopedy. Skończyło się ortezą na 2 tygodnie i odpłatnymi zabiegami na rehabilitacji, żeby szybko wrócić do formy bez przykrych następstw. Test psychologiczny zaliczył. Na koniec były jeszcze badania lekarskie- rajd po kilku poradniach specjalistycznych, krew, RTG, EKG. Nawet w miarę sprawnie poszło, w szpitalu wojskowym w sąsiednim miasteczku. Ostateczne ogłoszenie wyników będzie za 3 tygodnie, ale Mati jest już pewny, że się dostał. Na tyle pewny, że zrezygnował z miejsca na politechnice w naszym mieście wojewódzkim, bo i tam się dostał. <br /></p><p>No i około 9.09 mój syneczek wyfrunie z domu. Przed rozpoczęciem studiów jest tak zwana "unitarka"- szkolenie wojskowe, kończące się przysięgą ("przyjedź, mamo, na przysięgę"). Trudno mi to sobie wyobrazić. Bardzo trudno. Jeżeli nic się nie zmieni, to moje dziecko zostanie żołnierzem zawodowym. Ja- zadeklarowana pacyfistka i przeciwniczka broni i przemocy w każdej formie- będę matką żołnierza. Nie rozumiem, skąd mu się wzięły takie ciągotki. Może myśli praktycznie- pewna praca, dobra płaca, możliwość kariery. Tylko to życie na rozkaz... I oby nie musiał nigdy wykorzystać swoich umiejętności przeciwko komuś.</p><p>Mimo wszystko dumna jestem z mojego dziecka. A właściwie już dorosłego faceta, który wie, czego chce i konsekwentnie dąży do realizacji celu. Jest jeszcze jedna mała furtka- gdyby mu się nie spodobało, gdyby marzenia rozminęły się z rzeczywistością, po pierwszym roku może zrezygnować bez konsekwencji. Ale póki co w ogóle nie bierze tego pod uwagę. I jeszcze każe mi się cieszyć, że jego studiowanie w ogóle mnie nie obciąży finansowo. Choć o wiele bardziej wolałabym obciążenie finansowe niż emocjonalne.</p><p>Zostanie mi Filip. Od września zaczyna III klasę technikum, obawiam się, że te trzy lata szybko miną i kolejne dziecko mi wyfrunie z domu. To dopiero będzie trudny moment. Zwłaszcza kiedy trzeba będzie się zmierzyć z samodzielnym życiem z cukrzycą. Może za bardzo wybiegam myślami w przyszłość, może wszystko będzie wyglądało inaczej niż sobie wyobrażam. Ostatnie miesiące dobitnie pokazały, że jakiekolwiek planowanie bywa mało realne, rzeczywistość szybciutko potrafi zweryfikować najlepsze plany, które momentalnie biorą w łeb. Nie wiemy co będzie jutro, wiec nie ma co się martwić tym, co może będzie za kilka lat. Na razie studia...</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-19386971598365747732021-07-05T22:58:00.001+02:002021-07-05T22:58:05.417+02:00Zaliczona matura na 5<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT-FjwWt1iUr7hJM5fZGVIIEiJA0dnpSYGgIOch5S4Lj_q4XarZWOt_q5X8gyqSOBXI7j7T-ufOU2nkRv-6fvYRSiajj4sFWWHi165KlGuBIma9i-7JGWn7jLakFlPdaX9oJyQ2nWyU7Qf/s4096/IMG_20210705_221858109.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT-FjwWt1iUr7hJM5fZGVIIEiJA0dnpSYGgIOch5S4Lj_q4XarZWOt_q5X8gyqSOBXI7j7T-ufOU2nkRv-6fvYRSiajj4sFWWHi165KlGuBIma9i-7JGWn7jLakFlPdaX9oJyQ2nWyU7Qf/s320/IMG_20210705_221858109.jpg" width="320" /></a></div><br />A w zasadzie to w obecnych czasach trudno powiedzieć jaka to ocena. W każdym razie dobrze poszło, choć Mati twierdzi, że mogło być lepiej. jedyny z moich chłopaków, któremu nigdy nie musiałam mówić, że stać go na więcej i mógłby się postarać. Bo on sam z siebie się starał i miał ambicje. I chciało mu się więcej niż wymagano. No i oczywiście jest po prostu zdolny i mądry. I póki co bardzo praworządny- do rekrutacji na studia potrzebował zaświadczenia o niekaralności. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSDHjS89qsQVofWmfnIxB8nBYnnqO4GybXVslmoBpOJpsCw11CSQrIUeIBPDN-zy8xiH_PwaHZIpLsAzI4VpK9UuTCSxV8YtgpV4ScIpWWa9qtqD6nDNy_BQq7PStJZL-2AFA6U3q3-kR8/s4096/IMG_20210705_222006500.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSDHjS89qsQVofWmfnIxB8nBYnnqO4GybXVslmoBpOJpsCw11CSQrIUeIBPDN-zy8xiH_PwaHZIpLsAzI4VpK9UuTCSxV8YtgpV4ScIpWWa9qtqD6nDNy_BQq7PStJZL-2AFA6U3q3-kR8/s320/IMG_20210705_222006500.jpg" width="320" /></a></div><br /><p></p><p> Za tydzień test sprawnościowy i rozmowa kwalifikacyjna na WAT, a potem czekamy na wyniki i decyzję. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><p></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-83658314047146771842021-06-30T12:31:00.000+02:002021-06-30T12:31:29.429+02:00Wakacyjnie i okołoszkolnie<p> Moi chłopcy mają wakacje, przynajmniej teoretycznie. Filip już od początku czerwca chodził do pracy- tak sobie wymyślił, że chce. Absolutnie nie musi, ale uważam, że dla prawie 17- letniego człowieka trochę wysiłku, obowiązkowości, kontaktu z ludźmi nie zaszkodzi. Tym bardziej, że praca wcale nie ciężka, recepcja pola namiotowego, utrzymanie porządku w otoczeniu, pomoc przy ładowaniu i myciu kajaków. Wcześniej w tym miejscu pracował Kuba (zarządcą pola jest jego serdeczny kolega jeszcze z liceum), a potem Mati. Trochę się obawiałam jak to będzie z cukrem, ale Filip daje radę. Oczywiście są różne wahania, ale to nieuniknione, choć czasem bywa stresujące. Rok szkolny Filip zakończył znośnie jak na naukę zdalną. Stać go na znacznie więcej, mam nadzieję, że w następnym roku szkolnym będzie nieco normalniej i nadrobi choć trochę zaległości. Najbardziej martwią mnie przedmioty zawodowe, bo z nimi przy tym zdalnym nauczaniu było najgorzej. A przecież po to wybierał technikum, żeby w razie czego mieć zawód. Zobaczymy, na koniec szkoły są egzaminy, które nie tak prosto jest zdać. Wiem to z przykładu Mateusza, pierwszy egzamin w III klasie zdał śpiewająco. Teorię drugiego egzaminu w IV klasie również, ale w części praktycznej trzeba było mieć 75%, a on miał 72%, po odwołaniu udało mu się zdobyć jeszcze 1%. Kilka dni temu próbował zdać ten egzamin jeszcze raz, ale jak twierdzi pewnie znów bez sukcesu, bo tym razem było znacznie trudniej. W sumie nie jest mu ten certyfikat kwalifikacji zawodowych tak bardzo potrzebny, skoro i tak wybiera się na studia, ale miło byłoby go mieć. </p><p>No właśnie- studia. Mati skończył technikum na kierunku mechatronika. Lubi właśnie takie rzeczy mechaniczno- elektryczne i w tym kierunku ma zamiar studiować. Przez długi czas twierdził, że w grę wchodzi tylko politechnika w naszym mieście wojewódzkim, bo najbliżej, a renomę ma zupełnie niezłą. Jak dla mnie pasowało, mniej skomplikowane logistycznie, dziecko w miarę blisko. Ale tuż przed maturą Mati stwierdził, że rozważa również WAT (Wojskowa Akademia Techniczna) i to bardziej na te wydziały wojskowe niż cywilne. Oj, tu już moje mamusiowe serce lekko sie rozbolało. No bo jak to tak- kochanego syneczka oddać w szpony wojska? A ja z natury jestem pacyfistką i wszystko wojskowe mi się nie podoba. Do tego rygor wojskowy, poligony, a czy go tam dobrze nakarmią? A będzie musiał wszystko sam- prać, sprzątać, dbać o siebie, chodzić jak w zegarku. A czy wytrzyma psychicznie- może teraz już fali i kocenia nie ma tak bardzo, ale kto to wie? Nie mam zamiaru mu wybijać tego z głowy, to jego wybór, w razie czego najpóźniej po pierwszym roku może zrezygnować bez konsekwencji, a możliwe, że mu się to spodoba i odnajdzie się w tym wojskowym świecie. W sumie nie martwię się, czy się dostanie, bo tu nie mam większych wątpliwości. Matura poszła mu dobrze, oficjalne wyniki będą za kilka dni. Test sprawnościowy też nie powinien mu sprawić kłopotu, jest wysportowany, regularnie ćwiczy i biega. </p><p>Tak więc jeśli nic się nie zmieni to od października, a może nawet i wcześniej wyfrunie mi z domu kolejne dziecko. Ani się obejrzę to i Filip skończy szkołę. Czas biegnie nieubłagalnie...Na razie cieszymy się wakacjami i piękną pogodą.<br /></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-67584190277186545052021-06-24T14:09:00.002+02:002021-06-24T14:09:49.151+02:00Tatusiek<p> Byłymąż jest daleko, ze mną nie kontaktuje się zupełnie, bo mu nowa żona nie pozwala, z chłopakami rozmawia głównie przez telefon, przeważnie raz w tygodniu. Nie wnikam, czy to wystarczająca częstotliwość kontaktów i czy wie, co się u chłopaków dzieje. Z Kubą to już w ogóle nie ma co mówić- kontakt nie działa w żadną stronę. Moi chłopcy ogólnie zbyt wylewni nie są, sami nie pytani nic nie powiedzą albo tylko ogólnikami, a dopytywać się zbyt intensywnie nie chcę. Mimo to uważam, że w sprawach dotyczących dzieci byłymąż powinien rozmawiać bezpośrednio ze mną, zwłaszcza jeśli są to sprawy istotne, typu organizacja czasu.<br /></p><p>Kilka tygodni temu byłymąż przyjechał na kilka dni, zatrzymał się u teściowej (swoje mieszkanie tutaj wynajął obcym osobom, mimo że Kuba z żoną akurat wtedy szukali mieszkania, już byli niemal dogadani i prawie się wprowadzali- to był akurat początek pandemii. Tymczasem tuż przez wniesieniem pierwszych rzeczy byłymąż poinformował ich, że jednak nie, on potrzebuje kasy, więc wynajmie komu innemu) , kilka popołudni spędził z chłopakami. Oczywiście dostali jak zwykle trochę prezentów, a w bonusie Biblię. Nieco mnie to zdziwiło, bo akurat z wiarą i kościołem byłemumężowi po drodze za bardzo nie było, ale uznałam, że może pod wpływem nowej żony lekko się nawrócił. Tyko coś mi nie grało w tej Biblii i tekst miejscami był nieco inny, niż to co znałam. Po dokładniejszym poszperaniu znalazłam, że jest to wydanie protestanckie. Nie jestem ortodoksyjną katoliczką, ale jakoś przykro mi się zrobiło. Podejrzewam, że byłymąż dostał te egzemplarze gdzieś bezpłatnie i chciał pokazać się z dobrej strony, ale nie sprawdził co to jest. Bo mam nadzieję, że nie zrobił tego świadomie. Zastanawiam się, czy teściowa lub szwagier również dostali taki prezent, bo teściowa to chyba by trupem padła, gdyby się dowiedziała, że to nie jedyna właściwa wersja. Cóż, sytuacja do rozstrzygnięcia, nie wiem tylko jak, skoro byłymąż się nie odzywa, a ja nie mam ochoty na kontakt w celu ewentualnego awanturowania się. Zresztą, mało to istotne.</p><p>Bardziej istotne jest to, że bez porozumienia ze mną i uwzględniania moich planów byłymąż rzucił pomysł, żeby Mati i Filip przyjechali do niego pod koniec lipca- do 2.08. Co do Kuby to jeszcze nie wiem, czy dostali z żoną zaproszenie. Ale! Skąd byłymąż wie, że akurat w tym czasie nie mamy innych planów? A może już wykupiłam ekstra wczasy za granicą? A może Filip pracuje i trudno mu będzie na tyle dni wziąć wolnego? A może Mati akurat będzie miał coś ważnego związanego z rekrutacją na studia? Na 3.08 jesteśmy umówieni na wizytę u diabetologa- nie ma szans na jakąkolwiek zmianę terminu, a przed wizytą trzeba zgrać dane z pompy, sensora, nie wszystko się zrobi na odległość. Do tego zero pojęcia o prowadzeniu cukrzycy, zmianach sensorów, wkłuć. Niby Filip ogarnia sam, ale przy ekstremalnych poziomach cukru wyłącza mu się myślenie, do tego jest czasem tak rozkojarzony, że zapomina o podstawowych sprawach. W nocy to już w ogóle nie jest w stanie sam nic zrobić- to znaczy robi, ale bez kontroli to wychodzi tak jak na przykład wczoraj- o północy spadek cukru, dosłodził się i zawiesił pompę, a rano było prawie 300. Mimo wszystko trzeba nad nim czuwać, a te 600km i osoby do opieki będące całkowitymi ignorantami- przeraża mnie to. No i oczywiście wyjazd chłopaków do tatusia przekreśla wszelkie moje plany wyjazdu wakacyjnego z nimi. Bo już nie będą chcieli, bo zabraknie czasu. Już raz taki numer byłymąż mi wykręcił chyba ze dwa lata temu, wtedy pojechałam sama, ale tym razem planowałam nieco inaczej.</p><p>Na dodatek wkurza mnie bardzo, że byłymąż w tych sporadycznych kontaktach deklaruje, że on to by naprawdę chciał inaczej rozgrywać, chciałby ze mną rozmawiać w cywilizowany sposób, uzgadniać, uprzedzać, ale nowa żona ma problem z naszymi kontaktami. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem. Mogłabym być bardzo wredna i jednym złośliwym ruchem ustawić go do pożądanego pionu. Wystarczyłoby uregulować kwestię alimentów- nie dość, że płaci grosze, to jeszcze niezbyt regularnie, ale nie chcę w ten sposób. Choć większość osób znających sprawę mówi mi, że to krzywdzenie dzieci, bo im się należy. Możliwe, ale po prostu nic od byłegomęża nie chcę. Tylko normalnych kontaktów i uprzedzania o zamiarach, żeby jakoś poukładać sobie swoje sprawy. Ale chyba żądam za wiele...<br /></p><p><br /></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-14444967715632600742021-06-21T14:47:00.000+02:002021-06-21T14:47:01.557+02:00Teściowa<p></p><div class="separator" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0AuAWVFfhHz5MEua8WMvHXqm9Px35jlzJOact3_GS64x1tTAkkr6ufXhsgAn88xXc0K6WLHydqlGitbAYbUyJHdAPhXn65k9Vy_iOocQqk_YWnUeZRdCZYYq_U9e6xEjAey6RdaDpqee-/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="250" data-original-width="250" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0AuAWVFfhHz5MEua8WMvHXqm9Px35jlzJOact3_GS64x1tTAkkr6ufXhsgAn88xXc0K6WLHydqlGitbAYbUyJHdAPhXn65k9Vy_iOocQqk_YWnUeZRdCZYYq_U9e6xEjAey6RdaDpqee-/" width="240" /></a></div>Zwracanie się do teściowej w bezpośredniej rozmowie zazwyczaj sprawia synowym kłopoty . "Mama" to tak niekoniecznie łatwo przechodzi przez gardło, zwłaszcza na początku, "pani" już nie bardzo wypada, skoro jesteśmy rodziną, choć zdarza się taka forma. Można bezosobowo lub w trzeciej osobie- "czy mama chciałaby/ mogłaby"- niby brzmi znośnie, ale nieco dziwnie. Można przejść "na Ty", zwłaszcza w nowocześniejszych rodzinach. A można mówić "teściowo", choć to akurat jak dla mnie brzmi niesamowicie śmiesznie. <br /><p></p><p>Z własnych doświadczeń pamiętam, że dość długo ciężko mi się było przełamać, ale teściowa była delikatna i nie naciskała. Szybciej udało mi się z teściem, ale w końcu i teściowa doczekała się. Nawet obecnie, wiele lat po rozwodzie, kontakty z teściową utrzymujemy na stopie bardzo bezpośredniej i bliskiej, może dziwnie to brzmi, ale nadal mówię do niej "mamo". Za to teraz sama jestem teściową, już niemal od 2 lat. Synowa bezpośrednio po ślubie mówiła do mnie na "pani", potem mimochodem w jakiejś rozmowie zapytała jak ma się do mnie zwracać- zaproponowałam przejście "na ty" jeśli jej to odpowiada lub jakąkolwiek inną formę, która by jej pasowała. Z jej rodzicami jesteśmy po imieniu, mimo że zazwyczaj dość ciężko mi się integruje z ludźmi. Przez cały ten czas jakoś bezpośrednich rozmów nie było za dużo, więc temat zwracania się umarł śmiercią naturalną</p><p>Tymczasem w sobotę synowa była poza domem, miała do mnie ważne pytanie, a nie mogła porozmawiać ze mną przez Kubę, jak to zazwyczaj bywało. Zadzwoniła i usłyszałam- a teściowa to chyba była na urlopie. Zatkało mnie, bo nie do końca zrozumiałam o kogo chodzi, w pierwszej chwili myślałam, że nie o mnie, a o MOJĄ teściową. Ale nie- chodziło o mnie. W czasie rozmowy jeszcze ze dwa razy usłyszałam o sobie "teściowa". Śmiać mi się chciało straszliwie, ledwie zachowałam powagę. Biedna ta moja synowa, zobaczymy jak to się dalej rozwinie...<br /></p><p><br /></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-10029451083646545112021-06-18T15:46:00.003+02:002021-06-18T15:46:40.326+02:00Wiertarka<p></p><div class="separator"><p style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="12gm20- Joe Monster.org" class="n3VNCb" data-noaft="1" src="https://img.joemonster.org/upload/rvz/150888643e8062312gm20.jpg" style="height: 360px; margin: 0px; width: 480px;" /> </p></div><p></p><p></p><div class="separator"><p style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">Do kilku prac działkowych potrzebna mi była wkrętarka lub wiertarko- wkrętarka. Do tego różne śrubki, wkręty, piłka do metalu, osłona na kable i same kable i mnóstwo innych dupereli, o których nie mam pojęcia do czego one w ogóle służą. Nauczona doświadczeniem, że jako blondynka w sklepie "głównie dla facetów" (wiem, wiem, są panie, które znacznie lepiej operują tymi narzędziami od facetów, ale ja się jeszcze do nich nie zaliczam) jestem traktowana nieco lekceważąco, poszłam z osobą towarzyszącą płci męskiej. Wiertarka była już wybrana, model i parametry, mieliśmy ją kupić w markecie, ale najpierw po kable. W planie był inny sklep, ale po drodze wpadła w oko hurtownia elektryczna, a obok zaraz sklep metalowy, więc właśnie tam zajechaliśmy. Ja stałam sobie skromnie z boku, a mój Ktoś wybierał i omawiał wszystkie detale zakupów. W sklepie metalowym były też wiertarki. Nieco inne niż te przez nas wybrane, ale pooglądać przecież można. Pan sprzedający bardzo profesjonalnie poobjaśniał co i jak, cena nieco wyższa, ale jakość podobno też, więc się zdecydowaliśmy już nigdzie nie jeździć, tylko kupić na miejscu. A przy kasie niespodzianka- "to jeszcze będzie rabat za dobre leczenie moich dzieci przez pana żonę (nie wyprowadzałam z błędu, że to nie ten stopień koligacji rodzinnych)". Owszem, wiedziałam, że właściciel jest naszym pacjentem, kiedyś te dzieci faktycznie leczyłam, ale zazwyczaj przychodziła jego żona, pana raczej na oczy nie widziałam. Nie powiem, miło mi się zrobiło. Choć jak widać jestem na celowniku, nawet w maseczce daje się mnie rozpoznać.</p><p style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">A wiertarka- jakakolwiek- zawsze mi się kojarzy ze sceną z filmu. Jakoś tak. <br /></p><p style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><br /></p></div><p></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-14604650570074045042021-06-14T17:19:00.002+02:002021-06-14T17:19:58.533+02:00To już jest koniec<div class="separator"><p style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"> <img alt="BESTY.pl - "To już jest koniec Nie ma już nic Jesteśmy wolni Możemy iść"" class="rg_i Q4LuWd" data-atf="true" data-deferred="1" data-iml="1072" height="169" src="data:image/jpeg;base64,/9j/4AAQSkZJRgABAQAAAQABAAD/2wCEAAkGBxMTEhAQEhIVFhIVFhcXFRcVGRYXGBoYGBYWFyAXFhYaHSggGBonHhYWITEhJykrLi4uGB81ODMtNyktLisBCgoKDg0OGxAQGy0lICUtLy0tMS01NS0tNTIuLS0tLy0vLS0tLS0tLTAtLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLS0tLf/AABEIAKkBKwMBIgACEQEDEQH/xAAbAAACAwEBAQAAAAAAAAAAAAAABQEEBgMCB//EAEcQAAIBAwIEAwYDBQQGCgMAAAECAwAEERIhBRMxQQYiURVSYXGBoRQykSMzQrHRs8Hh8CQ0goOSsgclYmNkcnN0k8I1Q1P/xAAZAQEAAwEBAAAAAAAAAAAAAAAAAQIDBAX/xAA4EQABAwIFAQYEBQIHAQAAAAABAAIRAyEEEjFBUWEFEyJxkaGBweHwMlJisdFC8RQVIzOCktIk/9oADAMBAAIRAxEAPwD5hRRRREVNFFERU1FTREUUVNERRRRREUUUURFFFTRFFFFTRFFFFFERRRRREUVNRREUUUURFFFFERRRRREVFeqiiKKKKKIooqaiiIqKmoNERRRRREUUVNERXS3hLuka41O6oM9MsQBn4b1zrrbTcuSOUDOiRJMZxnQwOM9ulSNVSpmyHLrBjzi3urVxwmVFvHJjxauI5ME5JPTl+XcfPFX4vC0j403Flv0Bn8/XGNGjr8KpXXiBnW/Tk4/FyrJnV+TB6fl832qt4ftwLm1ON+bH/wA1b/6WYACfbf8AhebGONAue8McL6AzDGz5eLN8rJxN4TlQlWuLJWHUGcg/8JSs8j5pl43hB4jd59U/skqxw/hcCQfi7t5FiZzHFHDjXIVzk5bouQR26dah7AXlrREdeEw2JqU8M2vXfmzhsANAMkTAjX4xoUoFTTo8PtbiKaWyadZIEMjwz6SWjXq0bLnf6n02yDSJHyM1m9hbqu3D4lleYBBFiCII4kddiJBV28sGjigmZoyswyoU5cf+cY2NVau8Z4ZHFbWNwoPMn5msk7eUkDA7bV08T2KW80McecPbxynUc+dtefptVnUyJO1vdY0cY0lrCSS4vAtH4CZm50531sl1W+F8Pad2jV40IjaTMp0jCYGB8fN+gNWGsUFg135ub+I5XXy6dKt09dzVjg0VhObeA294076A5DRhNWPM+x2Ubnp0qW0vEJi8H1281nXxw7t5ph0tJaSGgwWwSSC4W4MpCj5q7wzh7TyCFDGGIY5kOhfKM9cHep4/FBHcNDaazHH5WZmDZfJzpPoNh8wa7eHeHR3F1DBKCY316sHB8sbsN/mBVQzx5dbx9lbvxM4U1xLfCXCQCRaZiYNtp9Euzuw9CR+hxRV3gPC1me51Py4IA7yuN2CKWACjux0n9DViyk4dPIsCC6iZyFjlZo3GtthzEHQE4G3r260bSJ1ICirjmMcQGudAl2UTAN7yRteBJjZKamm/COCapbtJy4Fqrs6xAF30sQBHkdDjOfiKpXV5YsjCKO6SYflDNE6ncZD5wV232p3ZAkkDz6KRjWOqZKYc7QkgSAHXB1mIvYGB6KusbEMwVyFGWKqSFHqxA8o+JrwDWs8LvbG2v8/iNrb9v+6xjT5uT3znP5vhWTmliL/6OJhFgY5+nXnv+XbFS+nlaDIus8PjTWr1KWQjLvHQG/HTkK5Y2DyiYoVAiiaVtRI8q+7gHJqij5Ga0Hhb93xT/wBlJVO64bHaW6i4ybyQApEpwIo8dZe+snt/Q1JpeAOHWfWyzbj4xVSi692hoAvdsk+Q1J2HKW1NNuGcPhFub28eRYS5jjSHHMkcA53boM6h26Hf16jh9rcRSyWJnWWFOY0M+k6ox1MbLnf69dsDOahtFxE+2/p9laP7RoseQQ6AYLo8IPBPz0BNykdTTnhXCoJLOW6mmkiCT6CV0sTHy0bRGp6yEt1rtb2NndJKLM3CXEcZkCT6CJFXrjTnB6d+42NSKLiBcXuLqH9p0mOcC10NdlcY8INtTrF+POErg4c7wzzqU0Q41gthjq6aRjeqSnNX+HcOjmtb64cHXBHG0e+MFiwOR36Cuthw+JbY3d00gi5nKjSHTrkfBJ3bZUGD+h+te7JAjiffXoruxbaZfmJMODQALyWghojUnm0abSllRTm1tLW5WUWvPSeKNpeXKyOsiL1Csu4fcf53HvhvD4PwxvLppFg1lESLBkkcDfBPRc7dtx1Hee6Mxbz2soPaFMNJcHAggZY8UnQAAmZGhBixSPFTpPXFX769siga2/Eq+cFJghGMfmDg7enX/GmZs526+vyqjm5TEz5Lpo1e8bmylvRwg/fkSFDQkURx5798Uc3Y/EYryJDv8f7qqtV70gMw+f8AWpwvwrgaKIipqBU0RFTUCpoiir/BP9Ztv/Vj/wCaqNQy52qQYMqlRmdhbyCE08ZH/rG8/wDMn9klXoIEvbOG1WWNLm3kcqsp0CSNyW8p9RnH0+OazccQHSpkiDdRWne+ImNVyf4IihTptfDmRDo3DctxwQTIn4rU2tsOHR3E08sRuJIXhhhifUSXx53HYDSPh174rJ2i4UCoS1UdBV6ygV3VHljhU5zJICVGBnfHr061DnZoaBA/nqrUaPcZ61R2ZxuTGwFgAJNr7kmZTPxL/qHCv97/ADar3EeGm/S2ureSHWkCQzxyPoKlM79OnmP0xil3im7iMVjaQyiXkDzyL+Qs2c4+ppFJbK3UVq94DiDcQPYcrioYV9Wkyq0lrg57hI2e52rZGoIIutZxWGNOFGJJY5GW6/aGM+XmaQSE95QCo1d8GrvCvD1xFZtJBo/F3K6NTOF5UJGcKf8A+h2z6be7WFFqvXFQ1kp7VArCZy7QLqzuzHmkaYqavL3S2Z0sQHARIk82GkzevuDyWjLHMEDMNQ0MG2zjqKb+B/8AX7X/AHn9jJWcitgvStR4Xa2gZL2W6i1IsmIBnmaiGQd98g52GN+tVpR3gIsAZuf7LXtAubg3secznAtEA3JBgQM0fEwuPg7iqwy30RmEPO1KkpAKpIrvp1E7Y8x67bfGm5i4onnl4jaJEN9ZMRGPgOVWHjGou2NmZj+pJ/vqRw1dzgbDPapZXLWx849VniOy21KhqAtkgTmYH6CJE6WjkW0TLhBnmnlmS8jjusZDM/K5hzgqhwAdgDgjfbb00M7ziC5HFGt2TlNyM8ozc7Hk5XL+u/8AdWRFqpUD5j4bb15HD0U9P5f4VDK2UfW3xCviezhWdq0ARENGZsRZr5BAtwY0FrJ74MdZI7y2Lokk9u8cfMOAXx0z9aVX3DJLZxDKU16Q3kbUMEkdcdduleDErAIQCMkf41yghVScbA56VUvlgbGi6WYYsxD6odZ0SI3AgEGeNoK0nhKVoxxB0bTILR2U7ZBB26981yvbdL+M3kQC3iAfiYh0cAY5sSn6bfTr1Q3ID4yOleHiB7CrCr4MhFrrnd2f/wDQ7ENfDjli1oAggibh2uxBggrR2cCXdnFaCSOO4gld0WU6EkRyScH1GcfT45qxaWq8OE9xPJFzmheKGGNtbMz/AMTgDZdh9/hWTMIIweleEtVHQUFaIMXG/wBFFTs5z8zO8PduMlsXuZIDtgT+nkDUp1bgDg8oPa+j/sY6t+AMC7/3Mv8AIVnWgBOal4wRg1Aqw5pjSPZXdgJpVqeb/cLjMaZo2m8R0lOfDz/6BxfPXlx4/wCJ6Z+GeKO1kLSG5S3uY5GZObpCyxvklQzA4OWPTfYetZE24qWhBGCKltYti2gj74Va/Zza2eTdzg8SAQCGhsEGzgbyLarW8Un4nBE7zX9uDjAjXltI+diBiPbbf6dqp8NjS7sEshJHHcQys6CVtCyo5JOD67479PjWaW0UdBXR4gRgipNeT0iLklVb2blpw1wa4OzAtaGgEAgW3EE6k67JpxPgD2yBppbcOTgRpJqkIx1xjpS0GuKWqjoK7CsnEE2ELvotqNbFR2Y8xHwiT+6DRRRVVqooqaiiKaKKKIgVNFAFEQKmgLXoIfSiLzTHgPCGupWhR1QiNpMsCQdJQY2O35+tUli65I7fetH/ANH4K3cvr+FlPy88Va0Wh1QNO64e0q76GEqVWGCBb1CzUyMjvFIumRDhlPY/571buOFsLWO8LjQ0pi0YOoEBjnVnH8Pp3ptKfaVvzkx+PgUc1Bj9vEv8aj1/v27rXO5f/qa3P/jG/lLV+6FzqMpI9lyv7Qqf6bfwv7xrHjzBNp2dEtdxYaFJp7FY44JRLG5lAJRT5489pN+v6V5MR/z8s0x4xaRx2nD5kT9pMH5hyTqwcDYkgfTFMeJcPS00RtZz3U5RWkYGVIVz/AnLGW+v+Ar3RJ4053+Eytm49jGDNLnEvA/CD4XEchoAsJJkzoTZZxEz39B+tdNIDY7Ef3Uy4pYoLZLuGKaBTJyZYZdR0vp1Bo2bzFD+Xf17UpgGWjB6F1B+RYCs3sLTBXVh8SyuwvZsSCNwRqDqPQkcFdDpx2z3/wADXN9JIOPnWk4/7NtLl4GtpZehbTI6iMEDyxjVlj3yT3xmo4tZWNkVLrLcmb9pEuvlqkJG2SCC7fP7d9TQIm4tr09lxt7Va7JFN/jEtsL8/wBVo1vFrjZZ1mGAP1oaX09MGmfiLh0SJa3NqJOTcg6Ucgssg20Zznqcbk9DvVziMdjZEW8sElzcaAZSJDGikjOECn+vzqvdGTJAjfz0Ww7QY5rCxriXTaBIymDMkAQbXO4iVnQ3xqGOBWiu7G0bh891brIGEsahZGy0WWQFMg4YENkE5O9ZvO1VewtjrdbYXEtxEloIyuykEQZgH5q5xK1WIxhZopdcYfMXRc/wHc7/AKVWpjxiyiiPDBGmOdbQSSbsdTPpydztnPajxXapDezwxLpjXTgZJxlATuST1q1SmWk9I9xK58FjG1WsEklzXOkgD8LouBpraNd7yl1WbS2R1nZriKIxqWVZOsh38qbjfYev5htVvi9jGthZzIuJZWlDtljnDMBsTgYAHQUz4H+BupeX7O0qqmSSRp5CqIO53+3z9DVmUvEASPfcdFTE47LQdUaHQCQSMtsroNnETNwN97GJyytkVNdr+4heaRrePRBnCDLHIG2o6iTv1xTLwrw6O4mljm/KLeaQHLDS4MYEh0kZxknB2rNrC52UfRdVbFNpUDXeCAACRveLa635SirPDbUSyrEZY4g2fPL+QYGcdRufnTLh9zw13S3NvcaWYItwZTr1E6Q5jB0AE/Aj4UcJ4Ko4l+CnGtA7g5yNShWKnynI7VcUriIN4XNUxwyVAWuY4MLhIBMDcCSLcGP4RA7kZzgkZHQ47ippp4c4THNJdNKxS3t9TPo/McSMFRT8dJ367fHILjifD3VwllPGcHluJdRz/wB4rsRj9aqKZiSQFscYM+RrHOiJiIE3EyRJi5iYCV0V5U7V6rNdiiipqKIioqaiiIqKmooi68g70crvn54oaU/L1ryXPrRF1aMb/D+uxoTAAJx3/UelctR6VFEXRXwW64Pp869PPmuNTRF7MpNPvBF0i3UrSOiA28gBchRnXHtk99qz9eWQHrV6b8jg5c2Lw4xNB1EmMwiVHBrqSFo54ziRNx6H1VvUEbGtf4s4pbz8Pi5OhGa4DvECNayMJC2V9MnOehzmsiBioMY61LKpa0t2KzxOBp161OsbOYQfMC8H5HZOePzK1lwtVZS6iTUAQSpztqHanN9xM3nKmh4l+Ek0hZYJZWiTUP4oyDvn4Z+hzWN0DrQ0QPWriuQfQcaeSwq9lMexom7S4glocPGZILTII97Jpx+Z/JCeItd53kALNGpHTDkkN3qhAcNET0EiZ+WsVyWMCvRFZOdmM/fuu2hQFKl3Y/YN9mgD73N0z8Zyq99csjBlOnBQgg+QdCK9eLJFY8O0MrabGFW0kHBx0OOh+FKFQCgRirmqTm/V/MrBmAazub/7QIHWWgXTvjFyPZ/DQjIZI5ZGK5BIwWI1KNwOlXeMW9teyfi47uCGRlHNiuW5ZDgYypPUfLI+NZfljOahoge1T32zhIt7Kh7PIvTeWulxmAfxmSCDqJiOolae6a2Thl3BFOssnPiLsNgzao/3Sk5ZAB1+dZkflqBCPSrvD4YWYrPMYU0nDKhfLZG2B02zVXOzkCI2+5W2HoDCte4kul2Y2k3jZo6bDpoFc8VsQOEkdRYQEfMBTTHjVvb3kgvY723hLqvNinbQ6sowcDqenTvjY70p8S8QinlgEGrlQQpAhcEFgvfB3pW0QPatalUZ3WkGPYLgwWBqjDUTmLHtB2Bs4yQQbawehC0fiW7t2srGK2kDiN3UqxUSZBI1suf2YYgsM42Iq/d8IAs0tYLyzUyHXdO04UuQABGpCn9mP7viaxoiHpXk26+lVFYSSRqI4stH9mPyNYyqRlcXXAdJJkToDBk8E3hWbuz5MhhLxSYAOqF9ab9tWOtNfCkypLcl2VQbK4A1EDJJj2Gep+FJEjA6VLIDVGvyvzALrxGFNfDGg91yACYHMzC8cLABgztiSMnPbDjrWwS7j9uGXmR8vP59S6P3GPzZx12rJae1eeUPSjKmT1B9FGKwba7iSYljmf8AaL/CE58N8QhR76C4OILnUmsbhCJGKkj3DqO/wHbJBJwOGJXZuI2jKoOgRNzJHPYFB0+9KAg6V45I9KkVBEOE8KrsG8VM9KoWzGYQDMCARIMGBB5XtDU0AVNZLuUVFTUURFRU1FERRRRREUUUURTRRRREV6rzXuNCxCqCWJwAOpPoKIulryta85nWP+IxgFx8gQafWPBrKeO4a3nuy0MTSEOsajZSR0TfpWeuIWRmjkUq69VYYIyM7j5GtF4OIEXFT2FpIT/wt/Q10UAC/I4D5rx+1i9uHOIpVHCIgAjKZIvpuDysxE+QDXoGtD4V4MTaSXS263EoflQxSYMYxpJeQEgNjOMfD40z4dwi4uCYbywgiUqdE0KxI8bj8u6sdSddsVDMO5zQedLH3OgVsT2xSo1XttDDB8QB65Wm7o+G8TCxZNANP/C8Kvb3BjiglvlkAWOfQQI8DLRqxAJ1at89v1p8dN0vL/EWMULCQESJDo1AA+RipKn19dqqaUMzfL5rYY+cQaIAsY/EA7SZDTct6ze9rFVjYvyDdeXlCQRnfzaiM9MdPrVUGtWnF8cLeX8LaHFyqcsx+Q+X87Lq3ftmqnhThf4gXdy0CSGPPLt0ASNpGyQCCdoxttnvVzRBLQ06j7P0XPS7SqNbVfXZAY4gQRyAG8am7pj0vnsignAzWzsLC6kkSK64bbi3bylokijaPI/PGyuTtS7gFjGs19ARDJcRaktknI0OyORkjOC+Apx8f0HDmR15EffRWb2vTyvJAJaAYa4OBBIH4hYQT4p0FxISTiAiVo0gkMh0Ayt/BzDg6YtgcD1PXNcc0449+LEZFzw+FBkaZo4QpXfprjYjB6b1bjuYoeGW05t4pZjPIicxQyZyxzJ72AuwqDSBcbxadCPqjMc5lBhjOS7KIc10kgmcwAaNIiBAvxOcBqNjWtguraa1l4jLaRCW3JjMca6YZGYJoZ17gau/9KrWVyl7BeB7aCKeCIyxvCnLBRc5Rhv/AJPwp3HDtbjr/Cf5oRJfSIDTleZHhMxb8wuCSI10KzYxUk064Yq3HDrqMBefbn8QjADU0QHmGepx5/1WjhwWLh9xeOqs8xNvb6gDjYlpFyOvX/4/jVRSmDNon0Wz8eG5mlviDwwCdc0QegIk/ApLQDXhV8uD6U+8TKJLfh94iKC6ciQIAP2y5PQdyQ32qjWyCeF01a4p1KbCLOJE8GJHrB9EkzRmtP4ps4ltVSIAS2TxRXBAALcyMHWSNz+08u/oapcfUQ2VhAEHOm/0iQkDUA4wqk9R+YDH/ZrR1EtmToPpHrZclDtJlYMytMucWwbQAM2byy5T/wAgkpNBO1aXjd7HYOtpDbW80qopmlnTWSxGcKOwqnxeOKazS+hiELrLyLiOPAjyV1CSMduo/XfpmjqUA3uNR9VNHtHM5hNMhjyA10i5OktFwDtr1hVeOWCwG1Cs7c23jmOvGxcHIGB0qhkU68XfvOFj/wAHb/zpl4r4rFa3ckdvZ27PhS7SpqAyB5Y0GkKMAEnuTV6lJuZ14Aj3C5cHjqpoUhlL3uDjqB+F8XJsLEekbrJM2xIqzxHkB0FvK8ilQWLgKQ/ddgKZeJYYmt7W+hiEPO1xyRr+QSLndQNt8N9vjXjxjGqSWQVVXNnCTpAGTvucd6oaRaHdI910sxoqVKQgguzgiRALdQdZg6EHr0SmvNTUVivSRUVNRREUUVFEU0VFTREVNQKmiIFegxBDLsQQR8wc15r1RFobziNjeFZbh5ba5CBXKJrjfHcbHHX4em+1V77jNtFby2lkZZDNtNPINOUx+RFAB6bdOhPWkZQVKoBWxrG5gSd915zezKbYbmcWAyGk+HkbSQNgSU04PxKFYJLO7WTkO4kV4v3kcmkLnB6rgfHvsc7c7yDhyRvy7m7nlI/ZgLy0U9jIWG/0/SqBFeRGKr3loIBWhwQ7wvY9zZMkAwCedJvvBEqxw+3tHjK3Ek0MurKSBRJFjHQqPODnvTG74pDHaSWUU8ty0sisWZGSOMLg4QOSSTj5b/qnKioCCjakCwHEq1TCCo8F73EBwdlJESNNswE3gOhPOE8QtmtZLG6eSINIsqSIurcdiADXLhXFoIHuoG5k1lMNBYDTLt0kCnGMZO3wB+BUlc0BRUiqRHT7gqrsBTcXyTD7kTYOt4gdQ6w3jomstvwtAW/FXcmx0oq6GzjA1My4/l070u4ZFasrrdNMhONEkYVwD35iHds7dPtXLlj0qStQXgmYCu3DODXNNV5Ji8iRHEADzkGd06i4jb29vdQx3Mty88ZiC8t0iTORzCHJy2/b/Gqt3fRnh1pbhszJPI7Lg7KdYBzjHcUuEY9KnSKnvToNIj1WYwFMOzkkuzB5NpJALRoAIg7AHqmltfxrYXluzYlkljZFwdwAud8YHQ1Phu+jiW9EjaeZbPGmxOXbG2w2pUVFBWobVIIPH1/lTUwNOoyowkw85j5jLpb9I53TDwbcmK6tyAWEh5DqN8pLpTp6A4b/AGas+NZk50VlD+5tIxHjr+0/iJPc4wPnmq3AuJJbTCdozIVRuWBgASEY1nPbGf1pZGWYs7nLuxZj6knJ+5q2eKWUc/fqbrM4Uvx/fkQGtAHUkuvb8rSRJ56LoBWg8L8Tt1jkgu2IjSaO4i2J/aR9U2BxkKP1NZ+oKg1SnULHSF0YvCsxNI0nzFrjURxr/ZNeBcSja4vfxTEQXauJDvsdetTsCfUfWqviW/F1dTSp+7GI4tsfs1GAQO2Tk/WqmkUBcUNRxblKrTwVKnX75usRG2145gAHoFobviNldlJbmWW3uVRVkKJrSTTnzDAJB/T69aocb4pC0KWVmHMKyc2SSUYeSTTpGw6D6DoPqtKA0BRVnVSQbCTqfv3WdLs6nTc0hzi1plrSZaD6SY2kmEy8Q30cj2BjbIhtoI32IwydRuN/pR4rvY572WaJtUbKuDgjoAOh3pbpFAWofVc+Z3j2V8PgadDJkJ8IIHk4hxm3ItomPE76NuH2turZlSaR2XB2DCTBzjB6ip8T3yTSWhibUEtY422Iw4zkbilhUUBRQ1SRHkPRQzAU2VGvBMhz3fF+u2nHzU0UUVmu1FRU1FERUVNRRECpqKmiIqaipoiKmoooimiipoitcJt1kuLeJ86XlRGwcHBbse1NvGPh9bYrNAS1uTy3ydRSUZGCfQ/Y/MUu8Pf65Z/+4i/5hTh+MLFxDiNvcb2k8pSUHopbSBJ8PQ/Q9q6abWGn4tzE/BeJjK2IZjR3RJDaeYt/N4iD/wAgLjyhUPDHBRcyM0h028QzK2cfJA3YnqT2HzFcvFnD0t7swRAhAiN5yWOWBzuflVnxBfoht+G2rZgikQyvnJll1jqV64P3x6Uw8S2An4ykLEhXWLVjY6AHYgHtkLj61JptyZRcyL+e3wVGYuqcSK1QkUyx7g39LcpDiPzHWNpAWPaVRncbda9ah1rQ3njGaOWSK2jgjt43ZFjMQOoJt5znvv0+9c+PlYZLG+tlWMzx83RgFVkGM4X0Orp8PjWZptvDpjW3WJ638l20sbVLmtqU8ucHL4puBMG3hMefCUvcW/J06JvxWv8APkcrl+mM5z9OvfFcA22a21n4puYrSS7uWQmQ6LWMIq62xkynG/LH339RSvwZYcwXd0/KeSMZUTkCLmuSeZJnbAP8/XGLmkHFoB16RbnXVc9PHvpU61So2zXfmzS4kDKJa2GgkA7C8TdZsSjbcb9K9FhW14eb1pFW7nsZbZiBIheDZD3j0qCCN+/9ao+GFjim4urASxRQS4Gch0R8gE98gDen+HMgTrz5eaj/ADhoY8wCWgHwukEFwbqWiCCdIvzrGXEo9aOaPUen19K1vhrjb38n4O8ijaGRGKCNNBQoNQCkHYY1D1+NcuHeK3kuEtmgg/BvKIOVyxsjMYwQc9en3qopNIBza20WtTH12F7TRuwZj4rR0OW5sbQNNVmGYUahWg4FOttxKe2O8DySWzD4M2Ez9cD/AGjR4b4Xyr24E37qx5krk9DpJ0fqPN/s1Aokx5kHpH0lXf2kxgc4iwYHt/UDaIixmBvqFnw1WBJAIZNQl/E8wcvGOXy9P8fx1Z+2O9cZbtppJZ3/ADSMXx6ZOw+gwPpTqz//ABfEP/Xi/wDrVWNkkdCtsVVNOmxzgQczAQDGpAiYuBNxAnolFm0fMjEzFYyfOUBL6RuQoG+T0+Ga5NKjPIY1Kx6joVjqYD/tn17n51puC3B/CxpZz28N4ZG5/OMYkkXfTy3dSCuMbD+uV/H4LxpbdbtEDSERrKqp59TAZaRNnIz0wNs/OrOpwyfjpz1n5LCnjA7ElpgRIguIMCTmyZbzyHE5fiqNnNAHJuOYUCsdMezM2PKuf4R3z8K9eHYFmuIInzokkAIBOcbnAbr9a0HHePvZzGzso4o44wNRePU7sBglievzrPXHEZXm54CRSDcGBeWAemQN9z/eaktYwxMwb29bzf2UU6lfEsc9rS0Pb4TmmLHKcoFpmTckaHQRcuuHottdTDVrjv2t1325eOhHc/GlampaRyrRmRijyc1lJ2Mh/wD2H40VnUc0nwiF04OlWpNcKz8xmRrpAtfyUUUUVRdag0UUURQaKKKIiooNFERU1FFEU0CiiiKaKKKIpoqKmiK1wu5WO4t5nzpjlR2wMnAbsO9eOL3KzXVzMmdEkhZdQwcbDcdulV6kCrZzly9ZWPcM77vv6suXpEz6z7IiUKVONgynb0BBpv4g44JL8XttnyCPTzBjdCSQR6HJH1NKajFA4gQPuEqYdlSoKjrkAt6Q6J/b908uuI8Nldp5IrxJWOXjiMZjZj1IYnUAfpVS/wCKpc3MLTI0VpEBGscfmYRDfHzbYH0HypdijFXdVJ2HXr5rmp9n06ZkOcYBDZcTlBEeGdLW3stHxviPDLiRZGe9VUUIiRpGEVB2QEHH+fSlfCOLrA868sy2koKOjbOY9R0v7ocKfh17Uv0ipxR1ZxdmgA9PsqtHsylTpmkXOcwiIJsLzIgCDNweb8yyJ4UoJSC8kJBwkhjRAT6upz/OuXh++SFL1XDZmt2iTSM+ZvX0HxqjpqcVHekEEACOAtXYJrqTqVR73Ax+JxJsZETp6X32i/4U4gltcRzSatChwdIyfMjKNvmaqcMmCTxzNnSs6yHA30rIH6euK54oxVQ8gAcGVq/Dse57j/U3KfK//orrxe4ElzczpkK8rOpOxG/XHY7VqfGXFP8AQ7ddOi4vUikn9eWid/mcfTVWSBAIJXUAQSucagCMrntkbZ+NWeNcRe6na4dQmwRUByFRew2Hck9O9aCrAdyfsn5fFcdXA5qlAAeGmDve2UNHW4DjIjw8kKoi4FMYOIotld2x1cyWSN0wNsLgHJ7dKX0YrNri0yF3VaLaoAdsQfi0yFcgNk0SJcJcpKucyQ6HV8nPmR+mOm1euJ8UjMEFnbLMIopDLzJdOsybjyqmygFiaokUAVbvDEAD5rE4NhqB7nOMGQCZaDyBruYEkDYJ9e8YsrkrLdxXEdwFAdrbllHx3wx2PXt9aTXs8TyE28ckcWAAJG1Mcdz6fqa5EUAUdULhcDzi6UMGyg6WOdGgaTLR5D9tYU1FFFZrrRUGiiiIooqKIiiiiiKKKKKIiilftJvdH3o9pN7o+9ETWilXtJvdH3qfabe6PvRE0qaVe0290fej2m3uj70RNaKVe0290fej2m3uj70RNqKU+1W91fvR7Vb3V+9ETailXtRvdH3qPare6v3oibUUp9qt7q/ej2q3ur96Im1FKfare6v3o9qt7q/eiJtRSn2q3ur96Pare6v3oibUUp9qt7q/ej2q3ur96Im9FKPare6v3o9qt7q/eiJtRSn2q3ur96Pare6v3oibUUp9qt7q/ej2q3ur96Im1FKfare6v3o9qt7q/eiJtRSn2q3ur96n2o3uj70RNKKVe0290fej2m3uj70RNKKV+0290feo9pN7o+9ETWopWeJN7o+9dre4lcqqR6izBFABOWY4Cj4n0oivUVW4o8tvNNbyKokido3xkjUrFTg9xt1qp7Sb3R96IqFFFFERRRRREUUUURFFFFERRRRREUUUURFFFFERRRRREUUUURFFFFERRRRREUUUURFFFFERRRRREUUUURFFFFERXWBgGUsMqCMj1GdxXKiiLfX3GeDSPr/BzjzfwhIxo3/gRwM74O4zhd9jqceA/GvD7EtMFmRnCI0K5MZKxxDmPqZsecynUPNgdN8V8pr0aIvqX/SR4l4deq06EmSRP2arHGrRtgMWmIXUX1AJ+dhgtgdz8rr0a80Rf//Z" width="299" />Niniejszym ogłaszam koniec pandemii, przynajmniej na razie. Po ponad roku odzyskałam swój gabinet. Od czasu rozpoczęcia pandemii trzeba było wydzielić jeden z gabinetów na izolatkę dla osób podejrzanych lub chorujących na COVID. To musiał być gabinet na uboczu, łatwy do wywietrzenia i dezynfekcji, a mój spełniał te kryteria. Dlatego też tułałam się po innych gabinetach, gdzie akurat było wolne. Musiałam zapamiętać hasła dostępowe do sześciu różnych komputerów- omal nie zapomniałam swojego własnego. A teraz ponieważ podejrzeń o COVID jest tyle co nic, gabinet stał pusty, więc poprosiłam o przywrócenie mojego miejsca pracy. Tym bardziej, że kiedy dziś po kilku dniach wolnych przyszłam do pracy okazało się, że wszystkie gabinety są akurat zajęte i nie mam jak pracować. Z pozwoleniem szefowej nasza sekretarka zainstalowała mi sprzęt i mogę normalnie pracować. Oczywiście zdarzają się jeszcze teleporady, część osób bardzo sobie chwali tę formę kontaktu. Za to praca przez kilka godzin bez przerwy w maseczce i z nieustanną dezynfekcją jest szczerze mówiąc dość uciążliwa. Ale może i to uda mi się przetrwać, skoro tyle już za nami<br /></p></div>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-89164391291248731492021-06-09T18:00:00.001+02:002021-06-09T18:00:00.169+02:00Tu na razie jest ściernisko<p> W zasadzie ugór, zarośnięty niesamowicie. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2bW4YWVN4KmQdIthiTSrP6fWCFFX3hy069wiJJogGTv2YyJtycDi0r2EyDoTIorOeGSn7XZWTEBSgsqMFdMD8NpZR9mveKQ5POJadxo5Zb2uJRHf1Vk64lcWyIOl9CpGcvsANf7EWS52z/s4096/IMG_20210528_190158136.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2bW4YWVN4KmQdIthiTSrP6fWCFFX3hy069wiJJogGTv2YyJtycDi0r2EyDoTIorOeGSn7XZWTEBSgsqMFdMD8NpZR9mveKQ5POJadxo5Zb2uJRHf1Vk64lcWyIOl9CpGcvsANf7EWS52z/s320/IMG_20210528_190158136.jpg" /></a></div><br />Ale jeszcze trochę i będzie pięknie. No, może trochę więcej niż trochę, bo wymaga to wszystko mnóstwa pracy, ale w końcu przecież będzie. Choć czasem przychodzi mi do głowy myśl, że gdyby tak podliczyć koszty pracy, narzędzi, materiałów i poświęconego czasu, zanim moja działka będzie się prezentowała tak jak sobie wymarzyłam, to możliwe, że znacznie taniej byłoby kupić taką w pełni zagospodarowaną na tip- top, tylko wejść i się relaksować. Tylko że taki pomysł to dopiero teraz mi przyszedł do głowy, poza tym ja nie lubię, żeby było łatwo, zawsze sobie trzeba pokomplikować nieco życia, żeby potem była większa satysfakcja.<p></p><p><br /><br /><br /><br />No więc walczę- z pokrzywami i podagrycznikiem. Roślinka niewątpliwie urocza i pożyteczna, ale nie w ogródku. Wyplenić to jest wręcz cudem, odrasta jak ogon jaszczurki. Na dodatek działki położone są na terenie podmokłym, więc przy ostatnio panującej pogodzie jest tam po prostu błotniście. Już nie wspominam o hurtowych ilościach ślimaków o sporych rozmiarach, nic tylko zbierać. W zasadzie to nie miałam pojęcia od czego tak solidnie zacząć, bo wszystko wymaga pracy i to dużo. Podobno od ładnych kilku lat nic nie było robione. Na pierwszy ogień poszło opróżnienie domku z mnóstwa gratów, starych przesiąkniętych wilgocią- zrobione. Kolejna rzecz- przeoranie i w miarę możliwości wybranie zielska- jesteśmy w trakcie. Wynajęty pan z kosiarką, glebogryzarką i innymi narzędziami zrobił swoje. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgC3I0d8MK9kFR7gSlr_2z-7tPpBZoyQNmaWH-Upqxr9GpTeSPsKj_nmJrgIfkz93SgB9F0lkN7EzNlUBmfQQtnFJyP-Hnb4Vqbm6d3n0AD60udoipCOfPKwmpF-ANLbPAt0EiE58RTz2a7/s4096/IMG_20210529_131755201.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgC3I0d8MK9kFR7gSlr_2z-7tPpBZoyQNmaWH-Upqxr9GpTeSPsKj_nmJrgIfkz93SgB9F0lkN7EzNlUBmfQQtnFJyP-Hnb4Vqbm6d3n0AD60udoipCOfPKwmpF-ANLbPAt0EiE58RTz2a7/s320/IMG_20210529_131755201.jpg" width="320" /></a></div><br />Ja wyrywam zielsko tam, gdzie on nie był w stanie dotrzeć. Chłopaki porządkują co się da, przekopują i wykopują samosiejki drzewek, wybierają kamienie, rozwalają niepotrzebne rzeczy i naprawiają potrzebne, jak choćby przechylający się płotek, wycięli starą wyschniętą winorośl, jeszcze muszą poobcinać suche gałęzie kilku drzew owocowych. Są cztery wiekowe jabłonki, kwitły obficie, ale czy będą owocować- zobaczymy jesienią, poza tym mają mnóstwo suchych gałęzi, nie były przycinane chyba od wieków. Dwie wiśnie- też pięknie kwitły, ale są dość mocno przechylone za ogrodzenie, na alejkę. Cztery krzaczki porzeczek, nie wiem tylko jakich, ale zielonych owoców widać sporo. Do tego kilka dziwnych pokręconych drzew zapewne owocowych, ale jeszcze nie rozszyfrowanych, pewnie coś ze śliw. No i te nieszczęsne ogromne tuje, które też trzeba będzie doprowadzić do porządku. I chyba najważniejsze- doprowadzenie prądu, skrzynka na licznik jest na alejce, poprzedni właściciel nie zadbał o położenie kabli, więc będzie trochę zachodu. A na koniec odmalowanie domku, naprawienie okien, położenie nowej podłogi, ewentualnie jakieś meble ogrodowe. W tym roku nie planuję raczej żadnych upraw, bo tego zielska jest za dużo, nic by nie urosło. Co prawda z kilku stron słyszałam już dobre rady, że należałoby całość potraktować Roundapem, poczekać 2 tygodnie i można zacząć gospodarować Ale o ile dobrze się orientuję, to jest niesamowicie toksyczny środek, wiec nie odważę się tego użyć (w ramach anegdotki- a sąsiad na cmentarzu użył i nic złego się nie działo- no tak, na cmentarzu to już raczej zaszkodzić nikomu nie powinno). W ostateczności coś naturalnego lub ekologicznego, ale też wolałabym na przykład dopiero jesienią, żeby nie dopuścić do skażenia sąsiednich działek. Ach- i jeszcze zlikwidowanie oczka wodnego. zamulone, zarośnięte, okropne, wylęgarnia komarów, które niezmiernie lubią wysysać ze mnie krew i złośliwie śmieją się z prób odstraszania różnymi środkami. Podobno surmia czyli katalpa ma zdolność odstraszania komarów na 10-15 metrów- może warto byłoby się zainteresować- to drzewko jest niesamowicie dekoracyjne, pierwszy raz widziałam je w ubiegłym roku w parku w Sandomierzu<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7P1FtkAbu9ngQMe0galbfpbKtvw6Rj_NgDY0M9u-hGO_s27I_ioAkMHSR_K4HaoXJ0qSvpSWrCz4UnartoQ-LKJ7YF1a429ftgxUehzEdItDHK19DnOHrFUVtP8d0Mc7ndokVYZ2bgIIC/" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><img alt="" data-original-height="487" data-original-width="800" height="195" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7P1FtkAbu9ngQMe0galbfpbKtvw6Rj_NgDY0M9u-hGO_s27I_ioAkMHSR_K4HaoXJ0qSvpSWrCz4UnartoQ-LKJ7YF1a429ftgxUehzEdItDHK19DnOHrFUVtP8d0Mc7ndokVYZ2bgIIC/" width="320" /></a> i zakochałam się w jego oryginalnych długich strąkach.<p></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><p></p><p>Żeby udało mi się jakoś to wszystko ogarnąć potrzebna jest jeszcze odpowiednia pogoda czyli nieco mniej deszczu, nieco więcej słońca i ciut cieplej. Tak jak teraz. Na to konto wzięłam nawet kilka dni urlopu. Mimo ogromu pracy, niewątpliwie sporej ilości problemów- bardzo się cieszę, że mam tę działkę. Za około 10 lat będę mogła przejść na emeryturę, może będą wtedy i wnuki- jak znalazł miejsce na spędzanie wolnego czasu. Oczywiście doskonale wiem, że w dzisiejszej rzeczywistości nie ma co planować z takim wyprzedzeniem, ale chyba jestem niepoprawną optymistką, bo po prostu chce mi się i koniec.</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-66510840380032771042021-06-01T22:19:00.001+02:002021-06-01T22:19:46.386+02:00Srebrnie i złoto<p></p><div class="separator" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggcVc7thfnJBCRLQ3fbB_nq6o_NWestabYI-maNgkE-SEv9D-g3GsUOUaQKLF9X32zb88n1KV135GN0oNBb-1u5BhrYmya6ztqvN2TMQvbz7QHXK1yaaPz_4MO9OldFgqM3sLmOhg_mlqq/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="348" data-original-width="320" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggcVc7thfnJBCRLQ3fbB_nq6o_NWestabYI-maNgkE-SEv9D-g3GsUOUaQKLF9X32zb88n1KV135GN0oNBb-1u5BhrYmya6ztqvN2TMQvbz7QHXK1yaaPz_4MO9OldFgqM3sLmOhg_mlqq/" width="221" /></a></div> <br />25 lat temu właśnie w Dniu Dziecka brałam ślub. Gdyby nie rozwód, to dziś obchodziłabym srebrną rocznicę. Oczywiście nie ma co gdybać, stało się i tyle. Z jednej strony można traktować to jako porażkę- coś co miało być na zawsze nie wytrzymało, ale z drugiej strony- dobrze, że nie brnęłam w niechciany już związek w kiepsko pojętym poczuciu obowiązku, do czego część osób z otoczenia usilnie mnie namawiała. Na pewno do rozwodu przyczyniliśmy się solidarnie, wiele błędów popełniliśmy w tym naszym wspólnym życiu, oboje sporo możemy sobie zarzucać, ale kilka rzeczy wyszło zupełnie nieźle- ot, choćby i dzieci. W każdym razie- było, minęło.<p></p><p><br /></p><p></p><div class="separator" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDoxbunwW4mB4HPW34v-URKSFoRQ3bePy60U-UtSwRRWB09WrlRJ5Bf0hTMRbGEBs_5-4Ymm2ByYENL6V7DcWJRWZyWtfThYyPkyUvmhknDnhoWnPuUOiZSU19BcYiXfm1LHzxDlFkT9gj/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="1600" data-original-width="1600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDoxbunwW4mB4HPW34v-URKSFoRQ3bePy60U-UtSwRRWB09WrlRJ5Bf0hTMRbGEBs_5-4Ymm2ByYENL6V7DcWJRWZyWtfThYyPkyUvmhknDnhoWnPuUOiZSU19BcYiXfm1LHzxDlFkT9gj/" width="240" /></a></div><br />Z kolei moi rodzice obchodzą w tym roku złote gody. Też nie zawsze było różowo, nawet i teraz czasem nie jest. Mama to bardzo silna, dominująca osobowość, zawsze ma rację i wszystkich chce ustawiać według swojego widzimisię. Tata niby cichy i spokojny, podporządkowany, ale często robi co chce. A wtedy wiadomo, burza z piorunami. Mimo wszystko wytrzymali ze sobą, za co można ich tylko podziwiać. Jeszcze mają jako- takie zdrowie, choć choroby się oczywiście przyplątują. Sił też nie brakuje. Jedynie mogliby się bardziej zająć sobą, bo na razie to próbują przychylić nieba swoim dzieciom, pomóc w każdej sytuacji, a czasem i nieco porządzić w naszym życiu. Sporo dyplomacji potrzeba niekiedy w kontaktach z nimi. Ale wiem, że to z chęci pomocy, z dobrego serca, więc nie ma co narzekać. <p></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-22789163979190477502021-05-30T21:22:00.000+02:002021-05-30T21:22:16.636+02:00Sezon rozpoczęty<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik3qOGdEDJQ4u7aD8NLtrgTWWXMdgRT81kg2aCN8rbyLas0NTc3B0abmAg8j0_7asyf3aKLCe8E9_j7Q8fesHfaKgu9YvYM1MrwWnsyW1XFiygFsuZiZhJr_4JQv5-4RI3OkfWeULQhMv_/s591/rower.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="393" data-original-width="591" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik3qOGdEDJQ4u7aD8NLtrgTWWXMdgRT81kg2aCN8rbyLas0NTc3B0abmAg8j0_7asyf3aKLCe8E9_j7Q8fesHfaKgu9YvYM1MrwWnsyW1XFiygFsuZiZhJr_4JQv5-4RI3OkfWeULQhMv_/s320/rower.jpg" width="320" /></a></div><br />Niedziela wydawała się dobrym dniem na wyciągnięcie roweru po zimie. Dawno nie jeździłam, nie sprzyjała pogoda, do tego działka, która pochłaniała czas po pracy. W końcu dziś poprosiłam Matiego żeby dopompował koła i zobaczył czy z moim rowerem jest wszystko w porządku. Koła dopompowane, ale nie działają przerzutki, co prawda i tak rzadko ich używam, ale trzeba by naprawić. <p></p><p>Miałam pojechać tylko jakąś krótka trasę na rozruch, w końcu dość długo nie ruszałam się intensywniej. Były dwie opcje- dłuższa czyli tradycyjnie ścieżka rowerowa- 12 km lub krótsza- na działkę i z powrotem- około 7 km. Stwierdziłam, że zobaczę ile czasu jedzie się na działkę, bo dotychczas docierałam tam tylko samochodem. No więc w jedną stronę 20 minut w wolnym tempie. Na działce posiedziałam chwilę, dopóki nie "zleciały się zewsząd komary na wieść, że już można mnie zjeść" (skąd Cohen i Zembaty o tym wiedzieli?). A ponieważ godzina była wczesna, słońce, wietrzyk i sporo chęci na aktywność, więc postanowiłam pojechać jeszcze 2 km do sąsiedniej miejscowości drogą nad kanałem. Kiedy tam dotarłam, uznałam, że mogłabym wrócić nieco okrężną drogą przez las i wyjechać na koniec ścieżki, którą zazwyczaj jeżdżę. Droga przez las cudna, powietrze upajało, komary gdzieś znikły. Trochę przeliczyłam się z odległością, bo do tej ścieżki musiałam przejechać lasem ponad 10 km. W sumie wyszło mi prawie 22,5 km. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0F880YA2c9k-ZMRaXBIU0Q6hklOJX1C6kNaozb3qb8BqC14CK5QFALJSEgooKsDdUt37AKGMxGOE7PYUNyuIU-ZHXrl4dwBQJHZXxo_YSbK6VpW7uxhLTsJtac4mSN2kE_T1ZUygZ9CPr/s2520/Screenshot_20210530-204247.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="2520" data-original-width="1080" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0F880YA2c9k-ZMRaXBIU0Q6hklOJX1C6kNaozb3qb8BqC14CK5QFALJSEgooKsDdUt37AKGMxGOE7PYUNyuIU-ZHXrl4dwBQJHZXxo_YSbK6VpW7uxhLTsJtac4mSN2kE_T1ZUygZ9CPr/s320/Screenshot_20210530-204247.png" /></a></div><br />Chyba trochę przesadziłam... Czuję płuca, wszystkie mięśnie, zwłaszcza te z dolnej części ciała, jutro pewnie będę miała problemy z poruszaniem się. Ale było warto. Nie wiem kiedy znów trafi mi się taka okazja, bo przecież to nie jest tak, że sobie wychodzę i jadę, musi się zgrać kilka czynników- czas, pogoda, chęci, nastrój, trasa, sprawność. Tym razem wszystko dopasowało się idealnie...<div>W zasadzie teraz większość czasu musze poświęcić działce, bo mam sporo do zrobienia, więc rower będzie nieco odstawiony w kąt, chyba że właśnie na działkę będę nim jeździć? Tylko czy po pracy tam uda się jeszcze wrócić do domu? Może to byłoby dobre dla mojej kondycji, bo o ile daję radę przejechać nawet dość długi dystans, to wejście na moje trzecie piętro zazwyczaj wiąże się z koszmarną zadyszką, więc warto się ruszać, oj warto. Teraz tylko trzymam kciuki za pogodę.<br /><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /></div>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-89910364889944604642021-05-12T22:29:00.000+02:002021-05-12T22:29:19.435+02:00Dzień wewnętrzny<p> Czasem zdarza się taki dzień, kiedy po prostu przez kilka, bywa że i więcej niż kilka, godzin nie da się nic robić. Z różnych powodów- zmęczenia, lenistwa, splotu złych okoliczności lub wręcz przeciwnie- spokojnego zadowolenia, szczęścia, poczucia spełnienia w każdej dziedzinie. Akurat dziś dopadł mnie taki właśnie dzień, w zasadzie późne popołudnie i wieczór. Mimo że plany były zupełnie inne, to po prostu odłożyłam je na później. Co prawda cichutkie wyrzuty sumienia próbowały się przebić przez skorupkę, którą oddzieliłam się od świata i rzeczywistości, ale dzielnie stawiałam opór. Nie i koniec. Kilka godzin bezmyślności, z herbatą na zimno i ulubionymi lodami przegryzanymi sernikiem. Całkowity reset. A od jutra znowu kołowrotek, może nawet jeszcze bardziej intensywny, bo znów trzeba będzie upchnąć te wszystkie drobne zaległości, których się dorobiłam przez kilka godzin. Tym bardziej, że zaległości rosną w sposób lawinowy, nigdy nie ma tak, że coś się samo rozwiąże czy naprawi. Jeśli już to raczej pogmatwa i poprzewraca. A ja tak nie lubię chaosu i nieuporządkowania</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUtaJB9ZyatrNOoHTja_6nAjglTjbnd8wIstStlIZt-EMzfh4lX7DZAekdaloRbN_15ZrPKDriZD_V38wb_u9woezh0C7R2irqm6y3MSb5e3YVLnCF5Xdu6XzeDXFodpabRH8tv92zLAkB/" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="" data-original-height="542" data-original-width="600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUtaJB9ZyatrNOoHTja_6nAjglTjbnd8wIstStlIZt-EMzfh4lX7DZAekdaloRbN_15ZrPKDriZD_V38wb_u9woezh0C7R2irqm6y3MSb5e3YVLnCF5Xdu6XzeDXFodpabRH8tv92zLAkB/" width="266" /></a></div><br /> <p></p><p>Dziś kroplą decydującą o całkowitym przelaniu się zawartości mojego jestestwa i podążeniu w kierunku niemal całkowitej anihilacji było zostawienie telefonu w pracy. Moi rodzice przyjechali do nas na drugą dawkę szczepionki (ot, taki pretekst do odwiedzin, bo równie dobrze mogli się zaszczepić u siebie), zawiozłam ich do punktu szczepień i żeby nie czekać bezproduktywnie siadłam na chwilę do komputera podgonić trochę papierkowej roboty. Telefon położyłam obok, a kiedy rodzice byli już po- beztrosko chwyciłam torebkę i pojechaliśmy obejrzeć niespodziankę czyli działkę. W ferworze i emocjach zupełnie zapomniałam o telefonie. Przytomne dziewczyny w pracy znalazły telefon do Matiego, zadzwoniły i poinformowały go co i jak. A ponieważ zbliżała się 18 i czas zamknięcia przybytku mojej ciężkiej pracy- Mati wsiadł w samochód i pojechał po ten mój telefon. Po powrocie z działki zostałam poinformowana, że tak dzielnie i odpowiedzialnie się zachował. No fakt, kochane dziecko, co ja bym bez niego zrobiła? Czego zresztą nie omieszkał mi zakomunikować. </p><p>Niby taki drobiazg, ale nawet mi się nie chciało skoczyć po konieczne zakupy ani tym bardziej zejść, żeby wstawić samochód do garażu. I znów nieoceniony Mati załatwił to za mnie. A ja jak już wspominałam- bezmyślnie zaległam na kanapie i resetowałam bardzo intensywnie. Po trzech godzinach było już znacznie lepiej, a nawet na tyle dobrze, że mogłam wyprodukować ten wpis.</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-31426218652383964972021-05-03T21:45:00.002+02:002021-05-03T21:45:44.402+02:00Majowo<p> Majówka się skończyła. Pogodowo nie odbiegała od reszty kraju. Sobota znośna, bez deszczu, ale dość chłodno, choć udało się pogrillować na działce. W końcu spełniłam jedno ze swoich odwiecznych marzeń i zakupiłam kawałek ziemi. W zasadzie to nie zakupiłam, bo to nie jest moja własność, ale mam prawo użytkowania, jak to w Rodzinnych Ogródkach Działkowych. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiFEQiX1BHr84TX7xrO43DRy1kBxc01b8O9ROO-g2reTbrstf3xndSpa43OBRa5AePumDqLvXzq2jgia_j-X2iBIRK1giuBiTtKhemMf3AgXLYLSnnEdJTNY2_sQ_MERXrOmk8XMUq-sBF/s4096/IMG_20210425_165340166.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiFEQiX1BHr84TX7xrO43DRy1kBxc01b8O9ROO-g2reTbrstf3xndSpa43OBRa5AePumDqLvXzq2jgia_j-X2iBIRK1giuBiTtKhemMf3AgXLYLSnnEdJTNY2_sQ_MERXrOmk8XMUq-sBF/s320/IMG_20210425_165340166.jpg" width="320" /></a></div><br />Poza kilkoma drzewami owocowymi (jeszcze nie wiem jakimi, bo nie kwitną) i krzakami oraz szpalerem ogromnych tuj jest okropnie zaniedbany domek, trawa, resztki oczka wodnego i stara winorośl. Ale mam nadzieję, że powoli uda mi się to zagospodarować i będę miała cudowne miejsce do spędzania emerytury (za nieco ponad 10 lat ;-). Chłopaki też zadowoleni, miejsce ma potencjał, choć wymaga sporo pracy, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano. Czyli wakacje pewnie będą na RODOS.<p></p><p>Niedziela była okropna, deszczowa, pod znakiem kocyka, książki, filmu i względnego spokoju. Po ponad pół roku pojawił się byłymąż, ponieważ wynajmuje swoje mieszkanie, więc zatrzymał się u teściowej i tam też zaprosił chłopaków na obiad. Ze mną nie chciał rozmawiać, zero jakiegokolwiek kontaktu, nie raczył powiadomić mnie o swoich planach, a prawdę mówiąc gdyby pogoda była lepsza, to miałam zamiar wybrać się z chłopakami na wycieczkę. Już nie wspominam o tym, że nie mam szans na jakiekolwiek uzgodnienia na temat wakacji, finansów, itp. </p><p>Poniedziałek zaczął się deszczem ze śniegiem, potem wiało, wiało i wiało. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiw3CkM4zccJrBQU36zv_vt0LywJOiLwkT_vX13nk-vLocYSMZa6nmwObTJlgui8WN3V4-UfH_Eb9fYzPvjInlaEVoDXRMIY2zrVGQb1AnPyXh7_q4Vcu0wWImyxlLNDf_79zesvhaw3XQC/s4096/IMG_20210503_185244166_HDR.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="3072" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiw3CkM4zccJrBQU36zv_vt0LywJOiLwkT_vX13nk-vLocYSMZa6nmwObTJlgui8WN3V4-UfH_Eb9fYzPvjInlaEVoDXRMIY2zrVGQb1AnPyXh7_q4Vcu0wWImyxlLNDf_79zesvhaw3XQC/s320/IMG_20210503_185244166_HDR.jpg" /></a></div><br />Po południu lekko się rozpogodziło, wieczorem wybrałam się do pobliskiego sanktuarium poprosić w ostatniej chwili "siły wyższe" o pasujący temat na maturę z polskiego. <p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>A potem był jeszcze malowniczy zachód słońca nad jeziorem. Zimno było, ale za to ładnie. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu3FDfzBTJH4GVFJyM-hRIbewDSdKBxMqkeaWWULgzWpRILu9lu2T45Ldj1iR6wherR-v3a5zHqi5WyZ1oqZJZ5APW0RyW_yOOfyYGyJ6vob-j_KGAdgabUZcTJTP2riSPzOpEz-rN12IQ/s4096/IMG_20210503_195704611.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu3FDfzBTJH4GVFJyM-hRIbewDSdKBxMqkeaWWULgzWpRILu9lu2T45Ldj1iR6wherR-v3a5zHqi5WyZ1oqZJZ5APW0RyW_yOOfyYGyJ6vob-j_KGAdgabUZcTJTP2riSPzOpEz-rN12IQ/s320/IMG_20210503_195704611.jpg" width="320" /></a></div><br />Jutro muszę pamiętać, że jest wtorek, a nie poniedziałek, żeby się nie pomylić i pójść do pracy na odpowiednią godzinę, bo to jednak trzy godziny różnicy. Na dodatek nie będzie kolegi, bo wziął sobie urlop majówkowy do końca tygodnia. Trochę mu zazdrościłam, że był pierwszy i odpocznie, ale przy takiej pogodzie stwierdziłam, że chyba nie ma czego. Zobaczymy kiedy wiosna przypomni sobie o nas i zacznie rozpieszczać ciepłem i słońcem, bo na razie nijak nie ma szans. A tak by się chciało...<p></p><p></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-11499340172088841902021-05-02T22:37:00.001+02:002021-05-02T22:37:47.379+02:00Matura is coming<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixAeWh3Bf50zZ9MUf7RR4oCMZUhPzp5va5kKzwAuZM0XmuFp5uvnZYVhd5O4JSf2hoc_KiM9Nnl8kXuQcb1yF0Ym7DIen-HXSDgdNgl_a8HrEURv_uRdCQDWsS6biIccR4pJDFasksnCe5/" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="" data-original-height="563" data-original-width="780" height="231" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixAeWh3Bf50zZ9MUf7RR4oCMZUhPzp5va5kKzwAuZM0XmuFp5uvnZYVhd5O4JSf2hoc_KiM9Nnl8kXuQcb1yF0Ym7DIen-HXSDgdNgl_a8HrEURv_uRdCQDWsS6biIccR4pJDFasksnCe5/" width="320" /></a></div><br />Już pojutrze pierwszy i według Matiego najgorszy egzamin maturalny- z polskiego. Reszta jest do spokojnego napisania, tylko ten polski, oby zdać, nieważne jak. Szkoła zakończona w piątek, świadectwo z wyróżnieniem, specjalne podziękowanie za pracę przy nagłaśnianiu imprez szkolnych, zadowolony i dumny z siebie, że ma już wykształcenie średnie. Z tej okazji był szampan, ulubione ciasto czyli marcinek, a w sobotę grill. W ten sposób zostało mi już tylko jedno dziecko w wieku szkolnym...<p></p><p>A w dzisiejszy niedzielny wieczór- scenka z życia rodziny- Filip siedzi przy komputerze stacjonarnym, ja z Ktosiem oglądamy jakieś bzdurne programy w telewizji, a Mati pyta, czy może wziąć mój laptop. A po co? Bo chce pooglądać. To możemy udostępnić telewizor. Nie, bo chce na YouTube pooglądać matematykę. Że coooo? No- matematykę, taką naukę, bo jest tam kanał takiego gościa, który bardzo przystępnie tłumaczy i przygotowuje do matury. Byłam w szoku. Kuba jakoś nie przyzwyczaił mnie, że przed maturą trzeba się nieco pouczyć. Mati jest bardzo obowiązkowy, solidny i jak widać zależy mu. Tym bardziej, że zaraz trzeba się decydować na studia. O ile dotychczas była mowa wyłącznie o politechnice w naszym mieście wojewódzkim, to ostatnio zaczął coś przebąkiwać o rekrutacji na WAT i to na tę część wojskową. Niby fajnie, uczelnia dość prestiżowa, praca zapewniona, ale boję się, że mogłoby być ciężko psychicznie. Oczywiście do tych studiów to dość daleko, cały proces rekrutacyjny, testy sprawnościowe itp, ale jednak... Wyfruwa mój synek i to wcale nie ograniczając się do bliskich lotów, tylko od razu w przestworza.</p><p>A kasztany, przynajmniej u nas, chyba nie zdążą na matury zakwitnąć</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-48391216284918306422021-04-27T22:43:00.000+02:002021-04-27T22:43:00.657+02:00Stukało i przestało<p></p><div class="separator" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPx5ieVS_a3oIzHTwhiypJzW22qJU5g7FRLKigyCVHv3FYb_7QU6B6dgvmZtRcRh-_zmTIrVOHM_c9u_uKRNZr61pktFuMmolaEIvZIk-wGYI7uy7Z6N4ggeu0NK0ANuhv_r84v0h8V4_v/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="485" data-original-width="735" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPx5ieVS_a3oIzHTwhiypJzW22qJU5g7FRLKigyCVHv3FYb_7QU6B6dgvmZtRcRh-_zmTIrVOHM_c9u_uKRNZr61pktFuMmolaEIvZIk-wGYI7uy7Z6N4ggeu0NK0ANuhv_r84v0h8V4_v/" width="320" /></a></div> Od około 2,5 roku jeżdżę sobie Citroenem. Zakochałam się w tym modelu od pierwszego wejrzenia i muszę przyznać, że przez ten czas ani razu mnie nie rozczarował. Bezawaryjny, dobrze się prowadził, nie wymagał ode mnie niczego poza obowiązkowym przeglądem raz w roku, nie stawiał żadnych żądań, po prostu ideał. Ze swojej strony też starałam się traktować go jak najlepiej, nie nadużywać i nie przeciążać. Tym bardziej zaniepokoiłam się tak z pół roku temu jesienią, kiedy przy maksymalnym skręcie kół zaczęło coś stukać w okolicy przedniego koła po stronie pasażera. Zazwyczaj było to przy wjeżdżaniu do garażu i zazwyczaj tylko ja to słyszałam, a raczej na początku tylko wyczuwałam takie lekkie drżenie, coś jak przeskakiwanie w stawie podczas ruchu kończyną. Chłopaki uważali, że przesadzam i mam jakieś zwidy, więc dałam sobie spokój. Tym bardziej, że po zmianie opon na zimowe stukanie ustąpiło. Całą zimę było w porządku, a kiedy w ubiegłym tygodniu zmieniłam opony na letnie- stukanie powróciło ze zdwojoną siłą, było wyczuwalne, słyszalne i bardzo niepokojące. Poza tym zdarzało się już nie tylko przy maksymalnym skręcie, ale nawet przy zwykłym skręcaniu.<br /> A że dziś właśnie byłam z Filipem na wizycie u diabetologa w naszym mieście wojewódzkim, gdzie mieści się punkt serwisowy, to poprosiłam o umówienie wizyty u samochodowego doktora w celu zdiagnozowania. No i wyszło- że jesteśmy ja oraz mój samochód zwykłymi hipochondrykami. Najpierw były rozważania- może to przeguby lub inne dziwnie nazwane ustrojstwa. Potem wzięto go na jakieś szarpacze i inne takie ustrojstwa. I nic nie wykryto. W związku z tym samochodowy doktor poprosił, żebym zademonstrowała objawy. Hmmm... Kręciłam w różne strony, wielokrotnie. I nic. Nie było najmniejszego drgnięcia, stuknięcia czy czegokolwiek innego. Diagnoza była prosta- samochód jest absolutnie sprawny i można nim bezpiecznie jeździć, nie stwarza żadnego zagrożenia w ruchu drogowym. Skoro tak... Faktycznie do końca dnia sprawował się bez zarzutu. Ale otrzymałam zalecenie, że jakby co to proszę się kontaktować. Skąd ja to znam? Ano to tak jak z ludzkimi doktorami. Przychodzi pacjent, barwnie opowiada o swoich objawach. Badamy- nic, robimy gromadę badań krwi i innych- nic. I wtedy przeszczęśliwy i przebadany pacjent mówi, że w zasadzie to już mu przeszło i nie dokucza- uleczył się samym procesem diagnostycznym. Na koniec więc dorzucamy- no to skoro jest dobrze, to tego nie leczymy, ale jakby coś, to proszę o kontakt. Zobaczymy jak to będzie z moim Citroenem<p></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-74714990283842587662021-04-27T14:00:00.001+02:002021-04-27T14:00:00.170+02:00Szkolnie<p> Za kilka dni (w piątek) Mati kończy szkołę średnią. Już wie, że rzutem na taśmę udało mu się zdobyć świadectwo z paskiem. Może to i nie świadczy o wiedzy, ale zapracował sobie solidnie na wyróżnienie przez te cztery lata. Owszem, zdarzały się momenty, kiedy niektóre przedmioty odpuszczał, bo twierdził, że mu się ta wiedza do niczego nie przyda, ale przynajmniej nie schodził z przyzwoitego poziomu. Nie wiem jakim sposobem udało mi się takie dziecko- obowiązkowe, rozsądne, spokojne, grzeczne i konsekwentne, a do tego ciekawe świata. Przypominam- to jest tak zwane "środkowe dziecko", które zazwyczaj jest w cieniu najstarszego i najmłodszego. Tymczasem Mati jest tak uroczy, że przyćmiewa obu swoich braci. Jeśli nic się nie zmieni i nie postanowi zejść na złą drogę, to myślę, że potrafi odnaleźć się w życiu i tak nim pokierować, żeby mieć satysfakcje z tego co będzie w nim robił. I mam nadzieję, że będzie szczęśliwy... Teraz przed nim matura, sądząc po wynikach matur próbnych- powinno pójść dobrze. No i rekrutacja na studia- na razie myśli o kierunkach politechnicznych, a mnie się robi smutno na myśl, że za już pół roku kolejny pisklaczek wyfrunie z gniazda. Zbyt szybko ten czas biegnie.</p><p></p><div class="separator" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEij1UHiu75Vic1y7chCxMB9Wa_TlCqolRBIvg9O03I5lzj5fATz_8-UEhOsqyukF0vUrg9Q_lWyM6VA5OQbC7olxNEmmtDsQK684P3AuNJxqd_MmUF809KCXkR84wnP-3-G8Yml8zLiPAS6/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="432" data-original-width="640" height="216" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEij1UHiu75Vic1y7chCxMB9Wa_TlCqolRBIvg9O03I5lzj5fATz_8-UEhOsqyukF0vUrg9Q_lWyM6VA5OQbC7olxNEmmtDsQK684P3AuNJxqd_MmUF809KCXkR84wnP-3-G8Yml8zLiPAS6/" width="320" /></a></div>Filip nadal uczy się zdalnie. I nadal jest z tym mnóstwo problemów. To internet nie działa jak powinien, to o czymś się zapomni, to znów lekcje są prowadzone metodą- zróbcie zadanie nr 1,2,3 i tyle. Za to bardzo podoba mi się podejście pana od w-fu. Bardzo konsekwentnie na każdą lekcję podsyła propozycje ćwiczeń, zachęca do aktywności, zadaje różnego typu testy sprawnościowe. Wiem oczywiście, że łatwo tylko trochę pościemniać i za nic dostać dobrą ocenę, ale na szczęście Filip do aktywności podchodzi dość poważnie. Doskonale wie, że to jeden z głównych filarów utrzymujących w ryzach cukier. Zastanawiam się natomiast czy i kiedy wróci normalna nauka. Bo jeśli dalej tak będzie, to nie wiem co z tej edukacji wyjdzie. I bardzo współczuję rodzicom młodszych dzieciaków- taki system nauczania to katorga.<br /> Już nie mówię o tym, że w dużym stopniu pozwala na rozwijanie przeogromnego kombinatorstwa- sprawdziany piszę się kolegialnie, weryfikacji przyswojonej wiedzy nie ma, oceny są raczej odzwierciedleniem sprytu, a nie efektem nauki. I tak nauka zdalna teraz jest o niebo lepsza od tej sprzed roku, ale nadal sporo brakuje do ideału.<p></p><p>Kuba powoli przygotowuje się do powrotu na III rok studiów. Podobno żeby zostać przyjętym musi zdać jakiś egzamin kwalifikujący z poprzednich dwóch lat. Cóż- gdyby poszedł z marszu na powtarzanie roku, pewnie byłoby łatwiej, ale i tu pandemia zamieszała. Nie wiem na ile wystarczy mu cierpliwości i wytrwałości, bo pracuje na zmiany, a to jest jednak wyczerpujące, ale na razie stara się uczyć, ma zamiar wrócić i dokończyć przynajmniej ten licencjat, a może zmądrzeje na tyle, że i zrobi magistra. Synowa go ciśnie i pilnuje, nawet mimo wszelkich oporów z jego strony, jakieś rezultaty tego są.</p><p>Ja też się uczę i uczę. Praktycznie codziennie trafia się jakiś ciekawy wykład, znacznie łatwiejszy jest dostęp do wszelkich kongresów, czasem jest tego tyle, że trudno wybrać. A tu jeszcze trzeba znaleźć czas na inne rzeczy. Co prawda mam podzielną uwagę i robiąc rzeczy mało angażujące umysł (gotowanie, prace domowe itp), mogę się skupić na treści wykładu, od czasu do czasu zerkając na ekran. Choć chciałoby się jak kiedyś pojechać gdzieś z dla od domu, odetchnąć nieco, pooddychać atmosferą naukową. Czy te wszystkie wykłady do czegoś mi się przydają? Myślę że tak. Tylko chłopaki czasem się śmieją, że wkrótce będą mogli zaocznie skończyć medycynę, skoro codziennie słuchają medycznych wykładów (i dopytują niejednokrotnie co to znaczy albo o co chodzi)</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-53786079626890715912021-04-26T08:50:00.001+02:002021-04-26T08:50:00.179+02:00Zdrowotnie<p> COVID za nami, częściowo. Póki co z rodziny nie przechorowała moja najmłodsza siostra i brat z rodziną. Siostra na pewno nie, sprawdziła sobie przeciwciała i mimo że jej mąż chorował, to jej się nie trafiło, dzieciaki jeszcze małe, 4 i 8 lat, więc one tak jakby mają mniejsze ryzyko. Siostra nauczycielka, mogłaby się zaszczepić, ale z niejasnych powodów nie chce. Jej wybór. Brat nie chorował, bratowa się zaszczepiła (też oświata, logopeda w przedszkolu). Sprawę ewentualnego chorowania lub nie rozpatruję pod kątem możliwości spotkania rodzinnego z okazji pięćdziesiątej rocznicy ślubu rodziców, przypada w lipcu i miło byłoby się wtedy zobaczyć ze wszystkimi.</p><p>W mojej odnóżce rodziny Kuba i jego żona oficjalnie nie chorowali, a nie chce im się wydawać kasy na przeciwciała. Nieoficjalnie mogli przejść bardzo bezobjawowo, bo był moment, kiedy to przez pół dnia jedno i drugie kiepsko się czuli, ale szybko minęło i teraz nie wiadomo. Za to całkowitym ewenementem jest Filip. Siedział przecież z nami w domu, nie przesadzałam z izolowaniem się całkowitym, tym bardziej, że i tak chłopaki sporo czasu spędzali razem. Nawet była chwilowa burza, kiedy to Filip napił się wody bezpośrednio z butelki Matiego. A Mati przez dwa dni gorączkował i stracił węch. Testu nie chciał, bo i tak był przecież w tym czasie na kwarantannie. I Mati ma przeciwciała 3x wyższe niż ja. Filip ma ujemne czyli nie chorował. Nie wiem jak do tego podejść. Gdyby miał już za sobą COVID, to mniej bym się o niego bała. Do szczepionki jest za młody, a coraz to nowe mutacje niemal gwarantują, że w końcu złapie którąś wersję. Przy cukrzycy może być przecież różnie... A nie da się cały czas izolować, chce się czasem spotkać z kolegami, być może pójdzie do szkoły, poza tym mimo wszelkiej ostrożności my też możemy coś przynieść do domu.</p><p>Na razie to Mati przynosi do domu kleszcze. Łazi sobie po lasach i łąkach, a one go lubią. Co gorsza po powrocie do domu zmienia ubrania, bierze prysznic, wszystko idzie do prania, a te paskudztwa i tak się gdzieś schowają. Najczęściej znajduje je na drugi dzień. Kleszczy nie cierpię, boję się chorób przez nie przenoszonych, więc zaszczepiłam Matiego od kleszczowego zapalenia mózgu i opon. Nawet chętnie się zgodził, chyba czuje powagę sytuacji. Na grypę i COVID szczepić się nie chce. Na boreliozę szczepionki nie ma, ale przynajmniej w razie podejrzeń łatwiej coś z tym zrobić. A jeśli chodzi o te paskudztwa- to nie tylko nas atakują. Nasza nie wychodząca kocica ostatnio po raz drugi miała kleszcza. Prawdopodobnie takiego przyniesionego. Futro ma gęste, wyciąganie było niełatwe.</p><p>Obecnie zbliża się pełnia. Oraz wizyta u diabetologa. Przy okazji badania przeciwciał zrobiłam Filipowi poziom hemoglobiny glikowanej. Aż mnie zaskoczyło. Prognozowany poziom z systemu monitorującego wychodził nam około 6-6,1%, co uważałam za niesamowity sukces, zwłaszcza przy czasie w zakresie docelowym >80%. Tymczasem konkretny wynik z laboratorium to 5,87%. Jestem zaskoczona, ale i przeszczęśliwa. Norma dla osób zdrowych jest do 5,9%, więc mimo wszelkich skoków cukru powyżej 200, a nawet rekordów- rekordów (coś ponad 500 jak się nie podało insuliny na solidny posiłek), to moje kombinowanie, pilnowanie, kontrolowanie i zrzędzenie jakieś efekty daje. Choć Filip sporo spraw ogarnia na szczęście sam. No i technika, dzięki niej jest łatwiej. Czasem zawodzi, ale nie wyobrażam sobie życia bez urządzeń wspomagających. Naprawdę jest łatwiej. We wtorek wizyta w poradni diabetologicznej. Znów będą pochwały. Oczywiście zawsze chciałoby się jeszcze lepiej, a najlepiej zupełnie bez choroby, ale cóż, mamy co mamy. Trzeba wyciągnąć wszelkie możliwe pozytywy z tej sytuacji. Tylko odrobinkę niepokoju we mnie siedzi, bo kiedy już się wszystko jako- tako układa, człowiek traci czujność, a wtedy los potrafi dokopać. Nieraz tak było. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqbPGxJ3MuthHYyrWwvnGwIimEZP4U7RVDuP2FAV9UmDMbq25OjFR5N4Qb0PztwW_uS8yExiSK3f6LUMON_Y7b2KXsO7E9CcOpKBzl8bwaSxPVpPnhU-Kj_wUWced71-9uHjVEX2d5C197/s4096/IMG_20210424_190341197.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3072" data-original-width="4096" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqbPGxJ3MuthHYyrWwvnGwIimEZP4U7RVDuP2FAV9UmDMbq25OjFR5N4Qb0PztwW_uS8yExiSK3f6LUMON_Y7b2KXsO7E9CcOpKBzl8bwaSxPVpPnhU-Kj_wUWced71-9uHjVEX2d5C197/s320/IMG_20210424_190341197.jpg" width="320" /></a></div><br />A tu jeszcze pełnia się zbliża, a ona też lubi namieszać, kiedyś tłumaczyłam, że może to dziwne, ale na własnej cukrzycy mojego dziecka niejednokrotnie doświadczyłam wpływu księżyca. Cóż z tego, że tak ładnie wygląda, skoro miesza jak szalony? I nie daje spać po ludzku.<p></p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-49679150873298949112021-04-25T11:34:00.001+02:002021-04-25T11:34:36.157+02:00Już jestem!<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgB8vxXJcKSmu_T9j9jACWZewhxJrUB3oLfr0kkpKIXoAIAmp42OcxVQLHdufL5kKzEA0B8FOgUIIhGfFLrnJj3kbp7o9gjKf2-0cmuQIQR3EIfEIh285cr-bxazD9vbzRrpGRVB5sdOZ4c/" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="490" data-original-width="586" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgB8vxXJcKSmu_T9j9jACWZewhxJrUB3oLfr0kkpKIXoAIAmp42OcxVQLHdufL5kKzEA0B8FOgUIIhGfFLrnJj3kbp7o9gjKf2-0cmuQIQR3EIfEIh285cr-bxazD9vbzRrpGRVB5sdOZ4c/" width="287" /></a></div><br />Jakoś nie mogłam ostatnio się zebrać do pisania. Nie, nic się nie działo, tylko było sporo pracy, po pracy o ile dopisywała pogoda to spacery, a jeśli nie- inne rozrywki. Do tego niemal codzienne jakieś webinaria lub inne wykłady przez internet i czas leciał błyskawicznie. Nawet na zwykłe czytanie nie miałam za wiele czasu. A w weekendy lekkie ogarnięcie domu, większe zakupy, w sobotę dłuższy spacer, w niedzielę wycieczki po okolicy. Kiedy się już decydowałam na odpalenie laptopa, to wena mi siadała, pustka w głowie i nie udawało się nic napisać. Ale już chyba się z lekka przeorganizowałam. Chwilowo trochę czasu mam, ale to naprawdę chwilowo. Postaram się nadrobić zaległości czyli zalać oba moje blogi nadmiarem opowieści z dużą ilością słów, co do treści merytorycznych to nie wiem. A potem przyjdzie maj, prawdopodobnie wiosna (choć patrząc na dzisiejszą zaokienną pogodę to śmiem wątpić, czy ta wiosna w ogóle będzie) i być może wsiąknę w moje nowe hobby, o ile dojdzie do skutku. I wtedy to naprawdę mogę bywać tu sporadycznie.<p></p><p>Cytrynko, dziękuję za zainteresowanie i Twoją troskę, to niesamowicie miłe, kiedy ktoś, kogo nawet nie widziałam, myśli o mnie. </p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-71684618625198279172021-04-08T22:28:00.003+02:002021-04-08T22:28:48.544+02:00Urlop<p> Praca ostatnio jest bardzo stresująca i wyczerpująca. W sumie...- taka była zawsze, ale od czasu rozpoczęcia pandemii (niezależnie od tego co o niej myślę i czym faktycznie ta pandemia jest) zrobiło się znacznie gorzej. W ogólnym postrzeganiu lekarze to nieroby chowające się za słuchawką telefonu, pod warunkiem oczywiście, że uda się do takiego konowała dodzwonić, bo przecież wszyscy doskonale wiedzą, że najlepiej się pracuje w sposób następujący- z mściwą satysfakcją odkłada się słuchawkę telefonu i NIKT nie podskoczy. A w tym czasie można sobie pić kawę, poplotkować i co tam jeszcze dusza zapragnie. Niewątpliwie takie praktyki gdzieniegdzie miejsce mają, ale z przykrością stwierdzam, że nie u nas. Owszem, główną formą pracy są teleporady, ale nie wszystko da się tak załatwić, więc i wizyt osobistych jest sporo. I niestety nadal czas jest nierozciągliwy, 10 minut na pacjenta, a wszystko co ponadto powoduje opóźnienie. Chętnych do pogawędek na różne tematy jest multum, więc kolejka rośnie jak nie przymierzając moja lista książek do przeczytania. Nic dziwnego, że w takim tempie pracy, pod taką presją, w końcu człowiek zaczyna jechać na rezerwie. Tym bardziej, że w całym ubiegłym roku kalendarzowym wykorzystałam 14 dni urlopu- 10 dni na wyjazd, pozostałe na wizyty u specjalistów. Trochę mało było tego odpoczynku, tym bardziej, że i w trakcie chorowania wcale nie zwolniłam i solidnie pracowałam. Trochę to było i z powodu wyrzutów sumienia po moim złamaniu, kiedy to przez 6 tygodni zostawiłam kolegów samych na placu boju. Tak więc na początku marca po rozpytaniu i uprzedzeniu kolegów (żeby nikomu nie komplikować życia) postanowiłam w dwóch przedświątecznych tygodniach nieco pourlopować. </p><p><br /><br />Mój urlop wyglądał następująco- poniedziałek jeden i drugi- to mój dzień popołudniowej zmiany, więc żeby nikomu nie komplikować życia, poszłam normalnie do pracy. Wtorek w pierwszym tygodniu- zazwyczaj nie ma jednego z kolegów, a pacjentów dużo, więc żeby nie komplikować nikomu życia poszłam do pracy. Środa była wolna. Czwartek jeden i drugi- po południu były szczepienia, więc żeby itd... poszłam do pracy. Piątek w pierwszym tygodniu- z grafiku wypadało moje popołudnie więc żeby itd... poszłam do pracy. W ostatnim tygodniu przed świętami czyli drugim tygodniu mojego urlopu, jak już wspominałam, w poniedziałek poszłam do pracy, we czwartek do szczepień, ale pozostałe dni- stwierdziłam, że ludzkość zajmie się przygotowaniami do świąt, w związku z czym twardo postanowiłam odpuścić sobie i zostać w domu. Tymczasem we wtorek zadzwoniła szefowa. Akurat się relaksowałam poza zasięgiem telefonu, więc oddzwoniłam dwie godziny później. Naiwnie sądziłam, że to tylko jakieś tam małe pytanie w kwestiach, które zazwyczaj ja ogarniam lepiej albo przypomnienie o spotkaniu przedświątecznym we czwartek. Cóż- okazało się, że niestety mamy straszne zaległości w wypisywaniu recept i stąd pytanie, czy nie mogłabym jednak przyjść i nieco pomóc? Tak więc we wtorek i środę, w ramach odpowiedzialności i solidarności, żeby itd... poszłam do pracy, na krótko, po 3 godziny dziennie, ale za to bardzo intensywnie popracowałam pisząc te recepty (niemal 80 wizyt). No i piątek- miałam WOLNE, całkowicie. W ten sposób z 10 dni urlopu tak zupełnie bez pracy byłam przez 3 dni. To jest dopiero odpoczynek.</p><p><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkHoK4twWP8jMlQwO0uZB4auP_m19AiZiAEyryVmI0Zjo1AbwbyEXFIRqnLeqPa8xY-pRFR8W2_p5LxCtBoH0jT32Z9x0Fr3zsqBsm52Y-RgnqkFNXqMTin2jk6xxvxmwcaiYuPb87hiv5/" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img alt="" data-original-height="494" data-original-width="600" height="330" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkHoK4twWP8jMlQwO0uZB4auP_m19AiZiAEyryVmI0Zjo1AbwbyEXFIRqnLeqPa8xY-pRFR8W2_p5LxCtBoH0jT32Z9x0Fr3zsqBsm52Y-RgnqkFNXqMTin2jk6xxvxmwcaiYuPb87hiv5/w400-h330/image.png" width="400" /></a>Może nie byłabym tak rozżalona, gdyby po powrocie do pracy nie okazało się, że szefowa jest bardzo zmęczona i zestresowana nadmiarem pracy, bierze dwa tygodnie urlopu i wyjeżdża na egzotyczna wyspę. Nie to, że zazdroszczę jej tego wyjazdu. Kolejne dwa tygodnie urlopu będzie miała w czerwcu, a znając życie do końca roku jeszcze ze dwa razy będzie musiała odpoczywać. Jako szefowa ma na głowie dodatkowo sporo spraw organizacyjnych, których ja bym nie chciała tknąć nawet długim kijem, więc rzeczywiście ma prawo być zmęczona. Ale jakoś tak mimo wszystko w tym kontekście zabolały mnie te dwa dni, kiedy w tempie pisałam recepty. Cóż, za głupotę i brak asertywności (oraz nadmierne poczucie obowiązku- i żeby nikomu nie komplikować życia) się płaci. </p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-56779994498823271592021-04-03T19:55:00.001+02:002021-04-03T19:55:00.397+02:00Aby...<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimPqg6JnNQsezrvlTbabiTghWuriyYk1OWwpiwgp5IQ8991VzpFDaVZd1T3diLJ8la3KX3tyVo_sdFQRAa4oeW3nGZqPpc9aKeMfvozz4zZl25BrKgG50m8fhT6f30KX0B3AalfcSaSBgH/" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="" data-original-height="585" data-original-width="780" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimPqg6JnNQsezrvlTbabiTghWuriyYk1OWwpiwgp5IQ8991VzpFDaVZd1T3diLJ8la3KX3tyVo_sdFQRAa4oeW3nGZqPpc9aKeMfvozz4zZl25BrKgG50m8fhT6f30KX0B3AalfcSaSBgH/" width="320" /></a></div><br />Aby te świąteczne dni były prawdziwą radością i spokojem, a nie tylko krótkim mgnieniem między jednym a drugim tygodniem. Aby zwariowany świat choć na chwilę raczył się zatrzymać i podarować nam odrobinę nadziei. Aby życzenia zdrowia nie były już tymi najważniejszymi i najbardziej oczekiwanymi. Aby jak najszybciej zapomnieć o słowach typu "pandemia", "dystans", "COVID". Aby rzeczywistość zechciała wrócić do względnej normy albo po prostu okazała się złym snem, z którego uda się szybko obudzić. Aby było jakieś jutro, dające pewność, możliwości planowania, wyczekiwane z uśmiechem, a nie ukłuciem niepokoju. Aby bezkarnie można było przytulić się do kogoś bez pytania o status ozdrowieńca lub zaszczepionego. <p></p><p>Tego życzę sobie- i Wam również. Mimo wszystkich ograniczeń, niepewności i obaw- postarajmy się spokojnie przeżyć. Nie tylko Święta, ale tak w ogóle.</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-84175069235163975482021-04-02T08:04:00.001+02:002021-04-02T08:04:00.367+02:00Everybody lies<p></p><div class="separator" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdSmwmztwoLhX73nc2xIpoiP-NXXURtutGyeb3YcrbTISx5vC8Cfh8qEWFtL_mtN2o0kO09iVBoqjoVoyJrlWTqwrW_e-LfitoC6sw5SbwzJllqlyp33DQPtRuUIRqRV6_s6MGIMrANHOk/" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="534" data-original-width="934" height="183" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdSmwmztwoLhX73nc2xIpoiP-NXXURtutGyeb3YcrbTISx5vC8Cfh8qEWFtL_mtN2o0kO09iVBoqjoVoyJrlWTqwrW_e-LfitoC6sw5SbwzJllqlyp33DQPtRuUIRqRV6_s6MGIMrANHOk/" width="320" /></a></div> <br />Miał rację dr House. A ja po raz kolejny powinnam była bardziej o tym pamiętać. Nie rozumiem- czyżby to był jakiś sport narodowy?- oszukać, niedopowiedzieć- a niech się męczy, przeinaczyć, coś wycyganić... Czasem jestem tym bardzo zmęczona i zniesmaczona, a niestety takie sytuacje (zdarzające się zbyt często) rzutują potem na tych porządnych i uczciwych. Na dodatek zdarza się, że początkowo mam nawet wyrzuty sumienia, że nie byłam wystarczająco empatyczna, że mogłam coś bardziej, a chwilę potem okazuje się, że i tak jestem zbyt naiwna.<p></p><p><br /></p><p>A było to tak- pani XY, dość dziarska 75+, bez specjalnych chorób, ale niezmiennie ich szukająca. Kilka dni wcześniej teleporada, mnóstwo nietypowych objawów, narzekanie, podejrzenia, po prostu kroi się coś poważnego. Więc i ja podchodzę poważnie. Zlecam badania, umawiam wizytę w poradni, bo trzeba dokładnie sprawdzić. Niby wszystko gra, ale na koniec pytanie- czy pielęgniarka nie mogłaby przyjść do domu pobrać tych badań. Pani ogólnie sprawna, zgłaszane problemy nie upośledzały tej sprawności w żadnym wypadku, więc grzecznie wytłumaczyłam, że pobieranie krwi w domu raczej praktykujemy dla osób obłożnie chorych i niesprawnych. Niezadowolenie aż buchało ze słuchawki, tego dnia do wieczora miałam kaca moralnego, że jestem wredna, nieczuła i w ogóle- no bo może rzeczywiście jest jej zbyt ciężko, jest chora? Tym bardziej, że ze 2 miesiące wcześniej (w czasie mojej izolacji COVID- owej) kolega wystawił pani takie zlecenie na badania kontrolne, które rutynowo robimy przy niektórych chorobach. Pielęgniarka była u pani 3 dni później. Zaznaczam, to nie były badania z powodu zachorowania czy do diagnostyki, tylko takie zwykłe rutynowe, na które skierowanie pani dostała już ponad miesiąc wcześniej. Pani XY dotarła do mnie na wizytę z wynikami zleconych badań, ale nie tylko. Dodatkowo pokazała mi zrobione na własny koszt przeciwciała na COVID- bo wydawało się jej, że chyba go przechorowała, co prawda uważała to za zwykłą grypę, po 2 dniach przeszło, ale przecież trzeba sprawdzić. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że te przeciwciała były zrobione dzień po wizycie u kolegi, a dwa dni przed pobraniem krwi przez pielęgniarkę. Pani samodzielnie poszła do laboratorium, a po kolejnych dwóch dniach czekała na pielęgniarkę w domu. Ręce mi opadły. A przeciwciała były dodatnie, czyli ta grypa to był jednak COVID. Kac moralny szybciutko się ulotnił, usiłowałam wytłumaczyć pani (może zbyt delikatnie?), że tego typu zachowania podkopują wiarę w człowieka i niezbyt dobrze rzutują na wzajemne relacje.</p><p>I tak jest w sumie bardzo często. Staram się, staję na głowie, żeby pomóc, a za plecami słyszę jak się śmieją z mojej naiwności. Zakombinować, a potem chwalić się swoim sprytem. Nieważne, że kiedyś komuś takie postępowanie odbije się czkawką. A ja stracę resztki wiary w ludzką uczciwość</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-8519408418002402692021-03-20T23:28:00.002+01:002021-03-20T23:28:41.773+01:00Mama- kwoka<p> Późna godzina, a ja nie mogę spać. Od środka zżera mnie strach, okropny, paraliżujący, niemal widzę jego czarne macki oplatające mi głowę, ramiona, nogi. Ściska na tyle mocno, że nie jestem w stanie się poruszyć, nawet oddychanie sprawia trudności. Ale to tylko w środku, na zewnątrz wszystko wygląda normalnie, jak gdyby to był zwyczajny wieczór. W domu cisza, dzwoni w uszach, czasem tylko zza ściany od sąsiadów dobiegnie jakiś dźwięk. Pora byłoby się przyzwyczaić, ale to takie trudne...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnu3UwPFcfIQASl6xYPli0HO5DNoh2eATBdYir6_A2XSmApCtCvuFgIiX_0HsBIlr2hUN9dMxZeKiOapb8gKqhSDg1wzsBuFCymV1MrYLtjsOXsOMpB8DUEu7dgarTdTDxGNyERdyCDg_5/" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="569" data-original-width="600" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnu3UwPFcfIQASl6xYPli0HO5DNoh2eATBdYir6_A2XSmApCtCvuFgIiX_0HsBIlr2hUN9dMxZeKiOapb8gKqhSDg1wzsBuFCymV1MrYLtjsOXsOMpB8DUEu7dgarTdTDxGNyERdyCDg_5/" width="253" /></a></div><br /><p></p><p>Powód? Bardzo prozaiczny. Filip poszedł na urodziny kolegi i nieoczekiwanie zadzwonił, że zostaje na noc. W zasadzie grzecznie zapytał czy może, ale przecież od razu wiedziałam, że nie mam wyjścia, muszę się zgodzić, skoro zostaje cała ich paczka. Oczywiście jestem pod telefonem cały czas. Oczywiście przez całą noc co i rusz będę sprawdzała co z cukrem. Oczywiście moje przerażenie jest tak przytłaczające, że nie bardzo kontaktuję z rzeczywistością. Najchętniej zamknęłabym Filipa w domu, nigdzie nie wypuszczając i nie pozwalając się od siebie oddalać nawet na krok. A tu cukier jak na złość idealny, ale ciut za niski, oscyluje w granicach 80-100. Wyobraźnia produkuje mi czarne scenariusze, co może się zdarzyć, kiedy Filip nie pomyśli o dosłodzeniu się przed snem albo jakiejś innej interwencji W drugą stronę boję się trochę mniej, trudno, niech będzie ten cukier wysoki, mimo wszystko to nieco mniej niebezpieczne.</p><p>Ale przecież wiem, że nie mogę go stale trzymać pod kloszem, musi wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje bezpieczeństwo. Nie pierwszy raz przecież pozwalam mu na taką samodzielność. Tylko czemu tak boli?</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7706212634872537865.post-64918380114556275522021-03-14T13:48:00.000+01:002021-03-14T13:48:50.564+01:00Jak wybory człowieka wpływają na jego życie<p> To jeden z tematów matury próbnej z języka polskiego. Po analizie fragmentu "Pana Tadeusza", w którym Jacek Soplica opowiada o swoim życiu, trzeba było na to pytanie odpowiedzieć. Temat- nie powiem, smakowity, nawet sama bym coś mogła nasmarować i to nie tylko na te obowiązkowe 250 słów. Cóż, czasem ciężko mi powstrzymać słowotok, a jak temat jest podchodzący, to płynę, gdzie mnie wena poniesie. Mati akurat polskiego obawiał się najbardziej, bo on jest raczej umysłem ścisłym i lanie wody go nie zachwyca, po pierwszym dniu odetchnął z ulgą, że najgorsze już za nim. Co prawda rozszerzenia z matematyki i angielskiego okazały się jednak sporym wyzwaniem, jutro pisze jeszcze fizykę. Z podstawy angielskiego i matematyki jest zadowolony nawet bardzo. Po otrzymaniu wyników z polskiego okazało się, że w sumie nie poszło mu tak źle, zdobył w sumie 61% i uważa to za świetny wynik. A na pewno jeden z najlepszych w klasie.</p><p>Natomiast kiedy przeczytałam jego wypracowanie, to nie mogłam powstrzymać się ze śmiechu. Otóż jako główny motyw owych "wyborów człowieka" wybrał rzecz jasna Jacka Soplicę. O ile pierwszy argument czyli wpływ zabójstwa Stolnika na przemianę Soplicy w patriotę, bojownika o wolność- brzmi normalnie, to z drugim poszło ciekawiej. Otóż Jacek Soplica jako ksiądz Robak osłonił własnym ciałem Hrabiego. I ten wybór miał ogromny wpływ na jego życie, ponieważ go tego życia pozbawił. Hmmmm... To chyba przebiło wypracowania Kuby na egzaminie gimnazjalnym i maturze, kiedy to moje dziecko (nie wiem nawet czy umiejętnie i na temat, ale bardzo konsekwentnie) do prezentowanych argumentów wplatało postać Lorda Vadera z "Gwiezdnych Wojen). I tak dobrze, że nie Yodę. </p><p>Z ogromną obawą myślę o maturze Filipa. Skoro pomysłowość braci jest chyba uwarunkowana genetycznie, to zastanawiam się, jakie cuda przyjdą mu do głowy, zwłaszcza gdyby jeszcze cukier coś namieszał i zaburzył myślenie. A tak w ogóle to chciałam powiedzieć, że za moich czasów pisało się normalne wypracowania, a nie jakieś rozprawki. W życiu nie napisałabym takiego egzaminu czy matury. Co to w ogóle jest?</p>aga-jozhttp://www.blogger.com/profile/16806020839225779200noreply@blogger.com1