3.11.2019

Znowu to samo

   Ja się chyba nie nauczę. A powinnam, bo po raz kolejny jest to samo. Czyli pochwalę się, że ajaj! cukrzyca tak spokojnie, nie ma problemu i w ogóle cud- miód. A następnego dnia znów się coś dzieje. Tym razem sensor. Po raz już nie wiem który w czwartej dobie zaczyna świrować, mocno zaniża pokazywany poziom cukru. A jak jest nisko to co chwila wyje alarm w telefonie. Filip twierdzi, że nie czuje się na niski cukier, sprawdza z palca (wczoraj było kłucie 10x) i rzeczywiście jest w normie, więc wyłącza alarmy, żeby go nie denerwowały. Co gorsza wczoraj była też jakaś awaria systemu i przez większą część dnia nie miałam podglądu w swoim telefonie. Nie chciałam też co chwila dopytywać Filipa, bo go to oczywiście irytuje, a chodzić do niego, żeby sprawdzić- oj, to przecież uciążliwe. Bo w ramach bycia niepełnosprawną zaległam w pożyczonym  z pokoju Mateusza ogromnym fotelu- worku sako. Siedzi się rewelacyjnie, gorzej ze wstawaniem, bo nisko, więc jeśli nie muszę, to staram się nie wstawać. Tym razem na infolinii trafiłam na konsultantkę, która za wszelką cenę usiłowała mnie przekonać, żeby dać jeszcze sensorowi szansę. Dałam. Tylko że całą noc pokazywał ponad 200, a pomiar z palca- cóż, jedną ręką jest średnio komfortowy. W nocy nie mam ochoty budzić dziecka co 2 godziny. Sama zresztą też wolałabym nie. A o 7 rano sensor zakomunikował, że się niestety zużył i proszę go zmienić. A miał jeszcze 2 dni spokojnie działać. Świetnie, tym razem inna konsultantka i reklamacja przyjęta. Ale cukier już się rozbujał i oscyluje tak około 200-250 z chwilowymi spadkami do 180, a potem znów w górę. Po prostu rewelacja.
  Byłymąż zaprosił wczoraj chłopaków do siebie na wieczór. Kuba z żoną mieli inne plany i znów było małe spięcie- bo dzień wcześniej mieli wolny wieczór, ale wtedy tatuś był zbyt zmęczony i nie miał ochoty na towarzystwo. I było mu przykro, że młodzi nie chcą z nim spędzać czasu. Filip i Mati oczywiście skorzystali. Zazwyczaj byłymąż przyjeżdżał po chłopaków i zabierał do siebie. Ale tym razem stwierdził, że skoro Mati ma już prawo jazdy, to przecież mogą sami przyjechać. Średnio mi się to widziało, młody jeszcze dopiero uczy się samodzielnej jazdy, ale przecież nie zabronię... Choć lekki stres miałam. Przypomniało mi się też, jak kiedyś dałam (wręcz na siłę wepchnęłam) samochód Kubie i byłymąż był wręcz zszokowany- jak to??? Pozwoliłam Kubie jeździć samodzielnie ??? A teraz sam robi to samo.
  Dziś z kolei obiad był u teściowej. Na jej wyraźne zaproszenie włącznie ze mną. Bo wcześniej od jakiegoś czasu byłymąż chadzał do nich z chłopakami, ja z powodu narzeczonej byłam pomijana. Niechcący dowiedziałam się, że narzeczona póki co nie ma wstępu do teściowej, zresztą bardzo nie lubi przyjeżdżać do naszego miasta, może myśli, że coś jej zrobię? A teściowa do mnie słodka i kochana, nawet kotlecika chciała mi pokroić, bo ja taka biedna... No, na szczęście jakoś sobie radzę, coraz lepiej, choć za mocno się nie wychylam, bo jednak się boję o ten swój nadgarstek. Przede mną jeszcze pełne 5 tygodni laby, wolałabym, żeby to było tyle tyle, a rehabilitacja to już w trakcie pracy, więc przykładnie nie używam ręki do niczego. Jak obiecałam ortopedzie- służy tylko ku ozdobie, trudno.
   I tak sobie mija czas. Niby spokojnie, niby pracuję intelektualnie, czytam, piszę, myślę, dyryguję. I czekam... A planów mam, że ho- ho! Tylko aż się boję je wizualizować, bo jak to usłyszałam od osoby mającej ze mną realizować te wcześniejsze plany- już wystarczająco planowałam i wszystko szlag trafił. Jestem zbyt żywiołowa i mam za dużo zwariowanych pomysłów. No jestem... Ale przecież nie złamałam tej ręki specjalnie. Mnie też to nie pasuje. I pokrzyżowało kilka fajnych zamierzeń. Ale płakać nie będę, bywają gorsze rzeczy, ręka się zrośnie, plany zmodyfikujemy, zaległości nadrobimy i też będzie fajnie. Tylko muszę częściej sobie przypominać, że 18 lat dawno już za mną.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         

4 komentarze:

  1. Oj, technika robi czasem niemiłe niespodzianki, ale nie powinna tam, gdzie chodzi o zdrowie lub życie.
    Na razie skup się na zdrowieniu, chociaż z drugiej strony, gdy myślisz sporo naprzód, to podobno dobry znak u chorego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety- to tylko urządzenia. Ludzkiego mózgu i tak nic nie zastąpi.
      Zdrowieję, choć nie czuję się chora- raczej nieporadna i niesamodzielna, a to boli

      Usuń
  2. Myśl tylko o dobrych rzeczach, niech się materializują :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się oczywiście. A apetyt rośnie w miarę jedzenia

      Usuń