Aż mnie rozpiera ta duma i muszę się pochwalić. Kilka dni temu Mati odebrał swoje nowiutkie prawo jazdy (wszedł do domu uśmiechnięty od ucha do ucha z pytaniem- to gdzie cię zawieźć?), a dziś odbył pierwszą przejażdżkę, najpierw pod okiem Kuby, potem sam. Jako że wrócił do domu w całości, samochód też nie uszkodzony, twierdzi, że nikomu krzywdy nie zrobił, to chyba jest dobrze. Nie, na pewno jest dobrze. W razie awarii i konieczności- pod nieobecność Kuby mam kierowcę. Jeszcze trochę się tym stresuję, ale Mati jest rozsądny i uważny, liczę, że da sobie radę.
W szkole chłopaki sobie radzą. Zwłaszcza Filip, zaaklimatyzował się na dobre. Nauka- wiadomo, bywa różnie. Jest w fazie buntu i nic się nie chce, ale z matematyką radzi sobie rewelacyjnie. Co dodatkowo budzi dumę w mojej mamie (była nauczycielką matematyki). Ma swoją grupkę kolegów, sporo czyta, jest coraz bardziej samodzielny w obsłudze cukrzycy. Będą z niego ludzie...
Cukrzyca na razie odpuściła. Po ostatnich manipulacjach z bazą jest dość dobrze. A jak poczytałam o bazie kaskadowej, to jak się okazało, nieświadomie intuicyjnie sama tak właśnie u Filipa ustawiłam. Jeszcze wymaga to dopracowania i solidnego wgłębienia się w temat, ale już widzę, że kierunek jest dobry. Wizyta u pani profesor dopiero w lutym, do tego czasu może uda mi się perfekcyjnie wszystko dopracować, Z tego co czytałam- nasi lekarze dość sceptycznie podchodzą do tych nowinek, to w Niemczech zapoczątkowano zmiany. Nasza pani profesor raczej akceptuje moje pewne odstępstwa od ustalonych reguł, jest otwarta na nowości, więc powinna i to zaakceptować.
Dziś byłam na kolejnej kontroli u ortopedy. Stan stabilny i zadowalający. Według doktora nie ma potrzeby operacji, już na gorsze nie zmieni się. Kolejna wizyta i zdjęcie gipsu na 5.12. Daleko... W pracy oszaleją. Niby głową mogę pracować, ale jedną ręką się nie da, a jeśli miałabym pracować, to wiem, że taryfy ulgowej nie będzie. Już to przerabiałam przy skręconej kostce i złamanej prawej (!) ręce. Tym razem nie dam się, trudno. Druga sprawa medyczna- po rutynowej kontrolnej wizycie u ginekologa i prawie miesięcznym oczekiwaniu na wynik hist- pat, dziś tuż przed 18 telefon- na szczęście nic poważnego, stan zapalny do leczenia. Ufff... Niby mocno się tym oczekiwaniem nie denerwowałam, wychodziłam z założenia, że lepiej wcześniej wiedzieć i leczyć niż zaniedbać i płakać. Coś tylko ostatnio za często bywam po tej drugiej stronie barykady, wiek czy co?
W szkole chłopaki sobie radzą. Zwłaszcza Filip, zaaklimatyzował się na dobre. Nauka- wiadomo, bywa różnie. Jest w fazie buntu i nic się nie chce, ale z matematyką radzi sobie rewelacyjnie. Co dodatkowo budzi dumę w mojej mamie (była nauczycielką matematyki). Ma swoją grupkę kolegów, sporo czyta, jest coraz bardziej samodzielny w obsłudze cukrzycy. Będą z niego ludzie...
Cukrzyca na razie odpuściła. Po ostatnich manipulacjach z bazą jest dość dobrze. A jak poczytałam o bazie kaskadowej, to jak się okazało, nieświadomie intuicyjnie sama tak właśnie u Filipa ustawiłam. Jeszcze wymaga to dopracowania i solidnego wgłębienia się w temat, ale już widzę, że kierunek jest dobry. Wizyta u pani profesor dopiero w lutym, do tego czasu może uda mi się perfekcyjnie wszystko dopracować, Z tego co czytałam- nasi lekarze dość sceptycznie podchodzą do tych nowinek, to w Niemczech zapoczątkowano zmiany. Nasza pani profesor raczej akceptuje moje pewne odstępstwa od ustalonych reguł, jest otwarta na nowości, więc powinna i to zaakceptować.
Dziś byłam na kolejnej kontroli u ortopedy. Stan stabilny i zadowalający. Według doktora nie ma potrzeby operacji, już na gorsze nie zmieni się. Kolejna wizyta i zdjęcie gipsu na 5.12. Daleko... W pracy oszaleją. Niby głową mogę pracować, ale jedną ręką się nie da, a jeśli miałabym pracować, to wiem, że taryfy ulgowej nie będzie. Już to przerabiałam przy skręconej kostce i złamanej prawej (!) ręce. Tym razem nie dam się, trudno. Druga sprawa medyczna- po rutynowej kontrolnej wizycie u ginekologa i prawie miesięcznym oczekiwaniu na wynik hist- pat, dziś tuż przed 18 telefon- na szczęście nic poważnego, stan zapalny do leczenia. Ufff... Niby mocno się tym oczekiwaniem nie denerwowałam, wychodziłam z założenia, że lepiej wcześniej wiedzieć i leczyć niż zaniedbać i płakać. Coś tylko ostatnio za często bywam po tej drugiej stronie barykady, wiek czy co?
To się nazywa PESELOZA, choć u Ciebie chyba jeszcze za wcześnie?
OdpowiedzUsuńJa się "posypałam" tuż tuż przed zmianą kodu na 5 z przodu...
Albo SKS. Do tej zmiany kodu już niespełna 3 lata, więc może to właśnie to
UsuńI gratulacje dla Synów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńJesteś w fajnym miejscu w swoim życiu. Pomijając wypadek.
OdpowiedzUsuńWykorzystaj to dobrze. Pozdrawiam.
Staram się, oj staram. Nawet nieco mi wychodzi. Zwłaszcza coraz większa świadomość własnych mocnych stron, obym nie popadła w samouwielbienie
UsuńSkoro same dobre wiadomości, to i dusza lżejsza:-)
OdpowiedzUsuńZdrowie szwankuje wszystkim po równo, pacjentom i lekarzom...
A wszyscy wokół widząc mnie ze zdziwieniem pytają "jak to?". I usłyszałam też, że jestem antyreklamą zawodu (żartem rzecz jasna)
UsuńDziewczyny, dajcie zyc!
OdpowiedzUsuńRodzicielce zdrowie dalo w kosc dopiero po 70-ce. Jeszcze duzo czasu przed Wami :)
No pewnie, że dużo. Jestem dopiero w okolicach połowy trzeciej osiemnastki w życiu i tak też się czuję. Tylko parę zbiegów okoliczności lekko wytrąciło mnie z równowagi
UsuńU mnie w rodzinie cukrzyca jest już w trzecim pokoleniu. Drżę na samą myśl że moglabym zachorować na to cholerstwo. Dziadek i babcia zmarli z powodu powikłania przez cukrzycę.
OdpowiedzUsuńNiby choroby cywilizacyjne (a cukrzyca typu 2 taką jest) w dużym stopniu zależą od naszego postępowania, ale i geny sporo znaczą
Usuń