Nie
czuję się ekspertem w zakresie szczepień przeciw COVID. A więc
wszystkie przedstawione tu informacje i poglądy nie zawsze muszą
być oficjalnym stanowiskiem naukowym, bardziej odzwierciedlają moje
własne zdanie, które nie do końca jest kompatybilne z tym co
głoszą eksperci. Nie chcę też w żaden sposób sugerować, że
moje zdanie jest lepsze, ważniejsze czy mądrzejsze. Ono jest po
prostu moje, przemyślane, ale wyłącznie moje i absolutnie nikt nie
powinien się nim sugerować. A najlepiej zasięgnąć kolejnej
opinii „lekarza lub farmaceuty”
Cała
ta COVID-owa paranoja, w której przyszło nam żyć w ostatnim
czasie, budzi we mnie mieszane uczucia. Nie neguję jak niektórzy
istnienia choroby. Ona jest i jest bardzo wredna. I ma wiele
niewiadomych. Zastanawia mnie, skąd decydenci z WHO na tak wczesnym
etapie rozprzestrzenienia choroby potrafili przewidzieć, że będzie
to akurat pandemia. I w jaki sposób tak szybko udało się
zsekwencjonować genom wirusa. Nauka w XXI wieku jest bardzo
rozwinięta, jasne, ale w wielu przypadkach nadal raczkuje albo jest
bezradna, a w przypadku głupiego wirusa wszystko zostało postawione
na głowie i nagle przyspieszyło. Udało się obejść wiele
dotychczas obowiązujących procedur- jak choćby w sprawie
szczepionek. Niby badania nad szczepionkami mRNA są prowadzone od
ponad 20 lat, ale dotąd nie było wielkich sukcesów. Tymczasem
mając nóż na gardle, okazało się, że się udało. Nie podoba mi
się takie podejście. Na wiele innych chorób umiera równie dużo,
jeśli nie więcej, osób i nikt z naukowców nie przyspiesza badań.
Choćby najbliższa mi cukrzyca. Mimo wielu badań nikt dotychczas
nie znalazł sposobu skutecznego i mniej uciążliwego dla pacjenta
leczenia. Koszty leczenia cukrzycy i jej powikłań, koszty
społeczne tej choroby są ogromne. A COVID- cóż, to jest mimo
wszystko bardzo wygodna choroba, obciąża służbę zdrowia w sposób
straszny, śmiertelność jest ogromna, zwłaszcza w starszych
grupach wiekowych- ale przez to właśnie w późniejszym okresie
redukuje koszty- mniej osób w podeszłym wieku, schorowanych,
wymagających opieki. Przeraża mnie to. W ten sposób może dojść
do znacznego odmłodzenia społeczeństwa, zmiany struktury, ale
jakim kosztem? W tym kontekście wirus jest idealną bronią
biologiczną. Paraliżuje większość dziedzin życia, przewraca do
góry nogami gospodarkę, edukację, kontakty międzyludzkie. W
jednym momencie zniknął cały świat, jaki do tej pory znaliśmy,
na dodatek mało prawdopodobne jest, że kiedykolwiek wrócimy do
tego co było kiedyś. Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale
cała ta pandemia i wirus są bardzo niepokojącym wydarzeniem w
dziejach ludzkości. Bo z jednej strony obiektywnie nie jest on
bardzo niebezpieczny czy śmiertelny, a z drugiej jedyne pewne zdanie
na ten temat brzmi „nie wiadomo”. Nie wiadomo skąd się wziął,
wszystko z wirusem związane jest nieprzewidywalne i niejasne, nie
wiadomo co będzie dalej.
Wracając
do tematu szczepionek. Prawdopodobnie są bezpieczne. Prawdopodobnie
są jedyną rozsądną alternatywą. Tylko oczywiście nikt nie
potrafi powiedzieć na ile pewną. Odporność po przechorowaniu
wykrywana jako przeciwciała IgG na razie zostało udowodnione, że
trwa około 6 miesięcy. Być może dłużej trwa odporność
komórkowa związana z limfocytami T, ale tego nie potrafimy zbadać
obiektywnie. Niestety dotychczas dostępne dane sugerują, że
przechorowanie COVID nie daje trwałej odporności, mogą pojawiać
się ponowne infekcje u tych samych osób. Niepokojące jest też
pojawianie się mutacji, które dodatkowo komplikują procesy
odpornościowe. W związku z tym i szczepionki nie dają gwarancji.
Efekty szczepień będzie można ocenić dopiero za 2-3 lata.
Skuteczność szczepionek też jest prawdę mówiąc marna. Badanie
przeprowadzone na zdrowych ochotnikach, bez większego narażenia na
możliwość zarażenia, brak konkretnych badań u osób z
wielochorobowością- cóż, to wszystko raczej pokazuje, że nadal
jesteśmy w fazie eksperymentu medycznego. Tylko tak jak już
pisałam- nie mamy innej alternatywy. Oczywiście moglibyśmy jako
społeczeństwo wykonać pewne mało przyzwoite i humanitarne ruchy,
poświęcić „nieproduktywną” część ludzkości i szybo wygrać
z wirusem, ale jego nieprzewidywalność mogłaby się okazać zarówno słabością, jak i siłą. Poza tym nikt nie zaryzykuje
takiego postępowania, wszak każde życie jest święte i
nienaruszalne. Zgadzam się z tym, jednak gdyby trafiła mi się
osobiście choroba, która sprowadzi mnie do stadium wegetacji- to ja
się na to nie zgadzam. Żadnego ratowania za wszelką cenę, żadnego
uporczywego podtrzymywania życia. Przeraża mnie perspektywa
obciążania rodziny wieloletnią opieką tylko po to, żeby
oddychać. I być może cierpieć.
Jak
zwykle odbiegam od sedna sprawy. Tak, szczepionki to w chwili obecnej
nasza jedyna alternatywa. Niestety nie tak dobra, jak początkowo nam
obiecywano. Nadal będą niezbędne maseczki, dystans, więc prawdę
mówiąc niewiele się zmieni na lepsze. Mutacje mogą zepsuć efekt
szczepień. Osoby zaszczepione nadal mogą być nosicielami wirusa i
źródłem zakażenia dla innych. Problemem jest dostępność
szczepionek i ilość osób do zaszczepienia oraz ustalenie jaka
powinna być kolejność szczepień. Wszystko to jedna wielka
niewiadoma. Dlatego należy rozważyć wszystkie za i przeciw w
odniesieniu do własnej osoby i podjąć decyzję, mając świadomość,
że nikt nam nie da gwarancji ani teraz, ani w najbliższym czasie.
Żaden wybór nie jest dobry i nikt nie potrafi przekonująco
powiedzieć co ma zrobić przeciętny Kowalski. Zdaję sobie sprawę,
że niewiele Wam pomogłam tymi rozważaniami. Sobie zresztą też
nie. Nigdy nie byłam antyszczepionkowcem, wierzyłam w racjonalność
medycyny, doświadczenie poparte latami badań. A ta sytuacja zmusiła
mnie do całkowitego przewartościowania swoich poglądów. W
pierwszej chwili nie miałam zamiaru się szczepić, chciałam
poczekać choć kilka miesięcy, żeby zobaczyć jakie są efekty po
pierwszych szczepieniach. Tak naprawdę ilość wykazywanych zakażeń
znacznie się zmniejszyła, więc wydawało się, że będzie już
bezpieczniej. Lekko wystraszyło mnie pojawienie się nowych mutacji
i wtedy zdecydowałam się na szczepienie. Już miałam ustalony
termin, ale nie zdążyłam, bo jednak choróbsko mnie dopadło, a i
tak nie zostałabym zaszczepiona, bo akurat zabrakło szczepionek.
Teraz odczekam przynajmniej około 3 miesięcy (podobno przy lekkim
przebiegu wystarczy miesiąc, ale ja dmucham na zimne, niby przebieg
lekki, ale za 6 tygodni zbadam sobie i chłopakom poziom przeciwciał)
i o ile będzie szczepionka, to ją przyjmę. Choć raczej wątpię,
czy przy obecnym systemie szczepień będzie to możliwe, może
jakimś szczęśliwym trafem. Bo same szczepienia to jedno, a system,
jaki zafundowali nam rządowi eksperci, to kolejny temat rzeka. I
sposób na podzielenie społeczeństwa na lepszych, gorszych i
niezdecydowanych. Nóż się w kieszeni otwiera, kiedy w telewizji
słyszę kolejne słowa propagandy, które nie mają żadnego
odzwierciedlenia w rzeczywistości, a najczęściej jest zupełnie
odwrotnie.
Reasumując-
dobrze nie jest i długo nie będzie. Wszystko co nas otacza to jedna
wielka niewiadoma. Jedyną logiczna odpowiedzią na pytanie dotyczące
szczepień jest „nie wiadomo”. I długo taka odpowiedź będzie
jedyną możliwą i zgodną z prawdą. Jeżeli ktoś chciałby
uzyskać ode mnie jakieś dodatkowe wyjaśnienia- oczywiście możecie
pytać, czy tu, czy na priv. Nie wiem, czy będę umiała
odpowiedzieć, bo niestety moja wiedza też jest ograniczona. Ale się
postaram