26.01.2020

Ciepło i słodko

  Weekend mija spokojnie, miło i w końcu ciepło. Wystarczy mieć się do kogo przytulić, a od razu jest inaczej. Przez te kilka lat samotności (a wcześniej również bez cieplejszych uczuć) zupełnie zapomniałam jakie to miłe. Jak się okazuje- jestem bardzo spragniona miłego dotyku, ciepłych słów, troskliwych gestów. I aż się boję, jak zwykle nie wiadomo dlaczego i na zapas, że to wszystko może okazać się tylko złudzeniem, moim wyobrażeniem, projekcją moich pragnień, a nie rzeczywistością. Do ideału oczywiście daleko, ale i ja ideałem nie jestem. A tak niewiele mi do szczęścia wystarczy. Fakt, sytuacja jest nieco nietypowa, moja niepełnosprawność sporo rzeczy ogranicza. Odległość też robi swoje. Mimo to- jest się z czego cieszyć. I po cichu można prosić los o jeszcze więcej. Tylko czy ten los lubi mnie na tyle, żeby spełnić te prośby? Kto wie?
  Chłopcy jakoś zaakceptowali fakt, że tatuś jest daleko. Tak jak przypuszczałam- z zapowiedzi, że byłymąż będzie przyjeżdżał co 2 tygodnie nic nie wyszło. Za moment będzie miesiąc jak się nie pojawia, od czasu do czasu dzwoni do chłopaków, ze mną się nie kontaktuje, w zasadzie to i nie ma przecież po co. Chłopcy są na tyle duzi, że sami mu wszystko opowiedzą. Albo i nie, bo trzeba wiedzieć jakie zadawać pytania, żeby się czegokolwiek od nich dowiedzieć, a byłymąż nigdy jakoś nie umiał pytać. Rozmawiałam z Filipem na temat czy nie tęskni za tatą. Młody stwierdził, że faktycznie dawno go nie widział i miło byłoby się spotkać. Ale rozumie, że tata jest daleko, ma swoje sprawy i nie chce wymuszać spotkania. Smutno mi się zrobiło...Dziecko mądre, rozsądne, ale jednak potrzebuje czasem męskiego wsparcia. Bo mama to jest od nakazów, zakazów, trzymania rygoru, pilnowania porządku. Z ojcem jest inaczej, mogę się wściekać na jego niefrasobliwość, luźne podejście do zasad, ale chłopcy mimo wszystko potrzebują tego czasu spędzonego w jego towarzystwie. A byłymąż tak po prostu z tego zrezygnował. I nie wiem- z własnej woli, czy też ta jego narzeczona tak go ustawiła. Bo przed wyjazdem deklarował zupełnie inaczej.
  A na deser dostałam dziś od sąsiadki pyszne ciasto. Nie całkiem bezinteresowny ten gest, ale ciasto smaczne. Szkoda tylko, że pogoda taka niezimowa, koniec stycznia, a wygląda na późną jesień lub wczesną wiosnę. Z domu się nie chce wychodzić, pada deszcz, słońca tyle co nic. Szaro i ponuro. W Zakopanem skoki narciarskie, ja oglądam je jak zwykle w domowym zaciszu, przy szydełku, ciepłej herbatce i pod kocem. Wielka radość z sukcesu naszych skoczków- na zakończenie tego słodkiego weekendu.

23.01.2020

Ciąg dalszy

    Rehabilitacja została przedłużona na kolejne 2 tygodnie z opcją nawet do 4. Nadal ćwiczenia- jest postęp, więc trzeba iść za ciosem. Pan rehabilitant niewiele mi odpuszcza, jedynie to co rzeczywiście sprawia ból nie do wytrzymania. Poza tym dojdzie mi masaż wodno- wirowy, co ma dodatkowo usprawnić i rozluźnić nadszarpnięte więzadła. Czyli niestety przede mną kolejne dni pełne intensywności. Żeby pogodzić pracę z rehabilitacją jestem poza domem od 8 do 18, mam chwilę przerwy w międzyczasie, żeby wskoczyć na szybki obiad. A poza tym w tempie, w pośpiechu...
     Dobrze, że w pracy nadal korzystam z przywilejów niepełnosprawności i mogę nieco spokojniej pracować. Dopiero teraz widzę jaki to komfort przyjmować 3-4 osoby na godzinę, mieć czas na spokojne zastanowienie się, przeanalizowanie, wypytanie o wszystko. Jeśli uda mi się wygospodarować wolną chwilę, to wtedy mam nieśmiertelną tonę papierów do uzupełnienia- wnioski, skierowania, recepty. Ale dzięki temu mam przynajmniej możliwość choćby wyjścia do toalety na spokojnie, wypicia herbaty, zjedzenia kanapki. Czasem, kiedy pod drzwiami jest kolejka, to strach się ruszyć z gabinetu.
      Wiem, że muszę być silna, twarda i zdeterminowana, bo wszystko to dla mojego dobra i w celu uzyskania całkowitej sprawności. Widzę, że jest lepiej, mimo bólu, zmęczenia. Czasem palce aż drżą mi z wysiłku, ale się staram. Jest szansa na powrót do może nie 100% sprawności, ale przynajmniej 90. Poza tym nie chcę też zawieść tych wszystkich ludzi, dzięki którym jest to możliwe, to również ich ciężka praca i zaangażowanie.
   No i bonus- w sezonie zimowym, kiedy to w weekendy oglądałam z wielką przyjemnością skoki narciarskie zazwyczaj miałam czas na szydełkowanie. W poprzednim sezonie udało mi się zrobić prezenty dla wychowawczyń moich dzieci z okazji pożegnania ze szkołą.  W tym sezonie jeszcze do niedawna wydawało się, że nie ma szans na robótki ręczne- zero ruchu w nadgarstku i sztywne palce nie dawały możliwości. . I tym sposobem zaczęty kilka miesięcy temu szal miał zostać odłożony w czeluście szafy.
Tymczasem po tygodniu rehabilitacji okazało się, że już mogę. Po troszeczku, z oporami, nieco niezgrabnie, ale mogę. Więc dziergam i to z błogosławieństwem pana rehabilitanta. Do wyboru dostałam jeszcze zagniatanie ciasta drożdżowego, ale nie ma chętnych do jedzenia, a zagniatanie tylko dla zagniatania nie cieszy. A szydełkowanie i owszem

21.01.2020

Tortury


Chwilami czuje się jak na średniowiecznych torturachTorture_chamber_in_Prague_CastleNa szczęście zawsze mogę powiedzieć "dość". Niestety nie wszystko daje radę znieść, nawet mimo zaciskania zębów i świadomości, że to dla mojego dobra i w celu naprawy mojego nadgarstka. Czasem po prostu się nie da. O ile zginanie nadgarstka, ruchy okrężne, rotacja- jakoś przecierpię, to ćwiczeń IV i V palca w ostatnim czasie po prostu nie mogę przetrwać. W dużym stopniu winny jest też uszkodzony nerw łokciowy, pozostałe palce dają się ćwiczyć, boli, ale do wytrzymania. Trochę się tym martwię, bo chciałabym wrócić do maksymalnej sprawności. I zła jestem na siebie, że moje ciało mnie nie słucha... Rehabilitant wie co robi, choć ostatnio teściowa stwierdziła, że po ćwiczeniach z nim rozbolało ja ramię tak, że sobie coś pouszkadzała. Tyle tylko, że nie pamięta, jak bolało przed ćwiczeniami i że nie zrealizowała całego cyklu rehabilitacji. 
Pojutrze idę na wizytę do lekarza w celu oceny postępów i wtedy okaże się co robić dalej. Czuję się nieco zmęczona, bo od ponad tygodnia jestem poza domem od 8 do 18- praca, w międzyczasie rehabilitacja, w ciągłym pośpiechu. Wieczór w domu to też tylko chwila, przygotować coś wstępnie na obiad na kolejny dzień, ogarnąć jakieś najniezbędniejsze zakupy, pranie, wydać dyspozycje chłopakom i już pora spać. A w nocy też bywa różnie, choć ostatnio pod względem cukrowym narzekać nie mogę- tfu! tfu! żeby nie zauroczyć. Czytać nie mam siły i czasu. Dni przelatują z szybkością błyskawicy. Już nie chce mi się myśleć o wielu zaległościach, które w ten sposób nawarstwiają się, ale odkładam to wszystko, co nie jest rzeczywiście niezbędne na czas nieokreślony. Nie dam rady samodzielnie tego zorganizować. Trudno, najwyżej coś tam stracę.
Weekendy też miałam ostatnio towarzysko zajęte, z odpoczynkiem fizycznym niewiele miały wspólnego, najbliższy weekend chyba będzie spokojniejszy, ale nie wątpię, że jakieś zajęcie zastępcze się znajdzie. Jak ja bym chciała wreszcie zrobić wszystko co mam do zrobienia, pozałatwiać wszystkie pilne sprawy, przespać całą noc i w końcu nic nie musieć. Marzenie ściętej głowy... Ściętej bez tortur, tylko tak sobie.

15.01.2020

Boleśnie


Od poniedziałku zaczęłam rehabilitację. Poszło błyskawicznie- we czwartek wizyta kontrolna u ortopedy, pozwolenie i skierowanie na rehabilitację w ograniczonym zakresie. W piątek wizyta w poradni rehabilitacyjnej, rozpisanie zabiegów i od poniedziałku działamy. Laser i pole magnetyczne nie wymagają ode mnie jakiejś aktywności, siedzę sobie, fizyka działa, trochę co jakiś czas coś mi poszczypie po skórze i tyle. Taki relaksik. Za to ćwiczenia z rehabilitantem to już prawdziwy hard core. Znajoma rehabilitantka, będąca już na emeryturze, kiedy dowiedziała się kto mnie ćwiczy, stwierdziła, że pan Janusz jest może mało komunikatywny, za to bardzo skuteczny. Możliwe. Jest też wyjątkowym sadystą- to z mojego punktu widzenia. Oczywiście wiem, że tak być musi, skoro mój nadgarstek nie wykazuje samoistnej chęci do jakiegokolwiek ruchu, to trzeba go zmusić, ale to po prostu boli. Bardzo boli. Serio- nie bolało mnie aż tak po złamaniu, ani w trakcie noszenia gipsu, kiedy palce były bardzo spuchnięte, nie bolało po zdjęciu gipsu, kiedy dopiero uczyłam się delikatnie poruszać nadgarstkiem. Teraz te 15 minut, kiedy rehabilitant maltretuje mi moje więzadła, ścięgna i mięśnie jest niemal nie do wytrzymania. Wiem, że mam niski próg bólu, ale się staram. Prawie płaczę, piszczę co i rusz, ale wiem, że to dla mojego dobra. I po tych trzech dniach widzę efekty. Dotykam kciukiem do IV, a w porywach i do V palca, co jeszcze kilka dni temu, mimo samodzielnych ćwiczeń było nieosiągalne. Mogę wziąć do ręki szydełko, przerobić kilka oczek. Nie za długo, bo szybko tracę siły, ale to też sposób na ćwiczenia. Jest szansa, że wróci ruch rotacji w nadgarstku. Gdyby tylko tak nie bolało...Mambo Max Piłka kolcowaZnalezione obrazy dla zapytania przyrządy do ćwiczeń nadgarstkaZnalezione obrazy dla zapytania przyrządy do ćwiczeń nadgarstkaZnalezione obrazy dla zapytania masażer drewniany
Dziś współćwicząca pani ze współczuciem powiedziała, że ona to by już dawno uciekła. A ja nie mogę. Muszę zrobić wszystko, żeby wrócić do pełnej sprawności,  a przynajmniej tyle ile się da. Oczywiście już słyszałam dobre rady typu- "nie daj się tak maltretować", "uważaj, żeby znowu nie połamał ci ręki", "jak za bardzo przeforsujesz, to potem będzie tylko gorzej". I hit miesiąca- "teraz to zostaje ci tylko rower stacjonarny". No cóż, póki jest zima to może i tak, ale nie po to kupowałam rower, żeby stał bezczynnie. 

Tym bardziej podziwiam osoby, które wracają do sprawności po znacznie gorszych urazach czy chorobach. 

14.01.2020

Niewiele potrzeba do szczęścia

   Jakie te moje dzieci są niewymagające... Zachciało mi się w weekend sprawić im jakąś przyjemność, taka malutką, kulinarną. Najpierw pyszne śniadanko- pancakes z malinami. Potem Kuba (akurat wpadł na półtora dnia) dostał paluszki do schrupania. Filipowi upiekłam owsiane ciasteczka z bakaliami. Dopiero później mnie tknęło, że jest jeszcze Mati i zastanowiłam się, czy on też został czymś- poza śniadaniem- uszczęśliwiony. Jako że nie mogłam sobie przypomnieć, to zapytałam go wprost. Dziecko zastanowiło się i odpowiedziało "obiad był". No fakt, było coś nowego i wyszło smacznie, ale pośmieliśmy się, jak łatwo zrobić dziecku przyjemność. Po prostu obiad..
   Z jednej strony śmiesznie, ale z drugiej- zastanowiłam się, czy nie jest to zawoalowana prośba o nieco częstsze smakowite obiady. Ze skruchą przyznaję, że z powodu braków czasowych zbyt często idę na łatwiznę i gotuję raz na 2-3 dni, a potem jest tylko odgrzewanie. No i zazwyczaj przygotowuję dania mało skomplikowane i w sumie często powtarzające się. Chciałabym się poprawić, ale z wielu względów jest to niemożliwe.
   To jeszcze tylko opowiem, jak mnie moje najstarsze dzieciaki (Kuba z żoną) omal nie uszczęśliwiły. Kilka dni przed Sylwestrem przyszli wieczorem do nas i usłyszałam "mamo usiądź, mamy ci coś do powiedzenia". Ja już byłam pełna nadziei, że może zostanę babcią, a oni zaczęli się śmiać, że to nie to. Skubani, wiedzieli jak mnie zaskoczyć. Okazało się, że na Sylwestra lecą do Anglii, do kuzynów synowej. Miałam ochotę (za podpowiedzią zresztą) zrewanżować się im podobnie- czyli tekst "dzieci usiądźcie, mam wam coś do powiedzenia" i ciekawe co oni wtedy na to. Ale niestety nie mam ich czym aż tak zaskoczyć. 

6.01.2020

Wracamy do normy

  Pod warunkiem, że to własnie jest normą. Naszą chyba jest. Czyli- poranne wstawanie, do szkoły, do pracy, po południu szybko obiad, zajęcia popołudniowe- jakieś zakupy, odrabianie lekcji, trochę ogarnięcia mieszkania, pranie itp, czasem trening , kolacja, przygotować się na dzień kolejny, a następnego dnia to samo. I tak 5 dni w tygodniu. Potem weekend, kiedy to można odpocząć od codzienności. W międzyczasie trochę czytania, z rzadka jakaś rozrywka. Wszystko w biegu, na wszystko brakuje czasu. Ale przynajmniej jest rutyna, bezpieczna, spokojna. A ostatnio jednak trochę mi tego brakowało. Od czasu złamania ręki (i jeszcze miesiąc  wcześniej czyli od wesela Kuby) to było balansowanie na huśtawce z wielką niewiadomą w tle. Obecnie śmiem twierdzić, że wracamy do równowagi.
   Oczywiście jest nieco inaczej niż te 3-4  miesiące temu. Pracuję, jestem w stanie prowadzić samochód, choć do pełnej sprawności to jeszcze mi daleko. Na dyżury wrócę nieprędko, o ile wrócę w ogóle, bo marnie to widzę. Poza ograniczeniem z powodu ręki, dodatkowo ze względu na Filipa. Może jestem nadopiekuńcza, ale czuję wielki opór przed zostawieniem go na noc bez możliwości natychmiastowej interwencji w razie sytuacji krytycznej. Zwłaszcza kiedy byłymąż  już wyjechał na stałe. To znaczy chyba wyjechał, bo po świętach spędzonych z narzeczoną, tak jak planował przyjechał do chłopaków, miał wrócić do niej na Sylwestra, zostawić Mateuszowi swój samochód, tymczasem jeszcze 31.12 rano był u siebie w mieszkaniu. Z relacji Kuby wynikało, że coś tam w związku zazgrzytało, ale od byłegomęża nie dało się nic dowiedzieć. Ostatecznie chyba pojechał znowu do narzeczonej, samochodu nie zostawił, poza tym nic więcej nie wiem. Nie to, że jestem bardzo ciekawa co tam u niego słychać, ale warto byłoby uregulować pewne kwestie związane z chłopakami. Pal sześć kwestie finansowe, bo z tym sobie poradzę sama, bardziej chodzi mi o kontakty i spędzanie choć odrobinę czasu z Filipem i Mateuszem. Bo że dogadają się z Kubą to nie mam wielkich złudzeń. Tym bardziej, że po raz kolejny byłymąż umawiał się z Kubą na spotkanie i  w ostatniej chwili je odwołał. A kiedy już udało się im spotkać, to nie bardzo mieli o czym rozmawiać. Kuba jest rozżalony, że ojciec traktuje go bardzo lekceważąco i jak twierdzi- nie ma ochoty być mądrzejszym i "ojcować własnemu ojcu". Młodsi jeszcze jakoś tolerują wybryki tatusia. Ale już jego własny brat w sytuacji podbramkowej (matka w szpitalu) przyznał, że ostatnio ma bardzo sporadyczny kontakt, bo nie podoba mu się, co ten wyprawia i jak traktuje bliskie osoby. No własnie- teściowa kilka dni temu trafiła do szpitala i nikt nie powiadomił o tym byłegomęża...
   Nie mogę się doczekać, kiedy tryb życia wróci na właściwe tory. Chłopcy mieli dużo wolnego, spali długo, jedzenie było nieco inne niż zazwyczaj i cukier skakał przeokropnie. Nie szło opanować. Fakt, że i Filip nie przykładał się za bardzo, do tego trochę szwankowały sensory i w rezultacie wszystko było nie tak. Wizytę u diabetologa mamy dopiero za 1,5 miesiąca, więc może uda mi się trochę wyprostować, ale ze strachem myślę o poziomie hemoglobiny glikowanej. Bo aplikacja prognozuje mi 6,5%, a to dla mnie stanowczo za dużo. Pani profesor i z tego będzie się cieszyła, ale ja wiem, że może być lepiej. Po drodze niestety są jeszcze ferie i znów będzie nieco zawirowań. Prawdę mówiąc jestem już tym zmęczona.
   Okres poświąteczno- noworoczny to również fantastyczne 9 dni, które spędziłam w miłym towarzystwie. Mogłam poczuć się nawet nieco rozpieszczana, wracałam do domu, gdzie czekał na mnie obiad, rano nie musiałam lecieć po bułki, dostawałam herbatę pod nos, do tego dużo miłych słów. Owszem, sytuacja nie była zupełnie typowa, ale przez te kilka dni miałam możliwość zakosztowania normalności. I poczucia, że nie wszystko jest tylko na mojej głowie, że jest ktoś, kto w równym stopniu odpowiada za codzienność. Tylko ten fajny czas szybko minął i nie wiadomo kiedy znowu tak się uda. Ale mam chęci na więcej i więcej.
  Jedną z konsekwencji tych dni było też mniej czytania, a więcej telewizji. Po prostu czytanie wymaga skupienia, a przy włączonym telewizorze da się rozmawiać i robić inne rzeczy. Co prawda przytłoczyła mnie ilość koszmarnych programów, jestem przerażona poziomem tego, co nam serwuje telewizja. A podejrzewam, że i tak nie widziałam większości tych bardzo popularnych. Mignęło mi coś pod nazwą "Chłopaki do wzięcia" i nieco się zdegustowałam. Wkrótce kończy mi się umowa na kablówkę, więc chyba po prostu definitywnie zrezygnuję z pakietu, którego i tak nie oglądam.
   A teraz spać i jutro zaczynamy normalne życie

3.01.2020

Czasem ręce opadają

   Proszę. Informuję. Wyjaśniam. Żeby nie było, że "zapomniałam, nie usłyszałam"- na piśmie. Jak grochem o ścianę. Za dużo personelu, słaby przepływ informacji. Wszystkim się wydaje, że jestem niezniszczalna. Jestem, oczywiście, że jestem, ale w granicach rozsądku. Szkoda, że to nie mój rozsądek. Bo gdybym była rozsądna, to nadal siedziałabym na zwolnieniu. A skoro jestem w pracy, to tak jak przewidywałam, nie ma taryfy ulgowej. Szefowa na noworocznym urlopie, wróci dopiero po dłuższym weekendzie. Owszem, na wstępie kiedy przychodzę do pracy grafik mam ustawiony nieźle, ale gorzej jest w trakcie. Zaczyna się od małego trzęsienia ziemi, a kończy uderzeniem asteroidy. W teorii powinnam przyjmować nie więcej niż 2/3 tego co wcześniej, na finiszu nie ma różnicy. Czyli dużo pisania na komputerze, nie ma siły, żebym nie wsadziła na klawiaturę palców lewej ręki, bo samą prawą pisać niewygodnie. Małe dzieci- trudno zbadać, trudno nie pomagać odruchowo niesprawną ręką, a potem boooooli... A wizyty domowe- skoro pracuję, to nikogo nie obchodzi, że nie dam rady, że samo wkładanie i zdejmowanie kurtki jest dość kłopotliwe, że bywa różnie. Moja działka i koniec, nie ma dyskusji.
   Wiem, że nie powinnam się żalić, miałam świadomość na co się piszę. Że wszystkie ustalenia, które były warunkiem powrotu do pracy będą aktualne tylko na chwilę. Nieważne, że wczoraj po kolejnym zwróceniu uwagi (grzecznie i spokojnie oraz na piśmie) osoba, która najbardziej namieszała została wezwana na dywanik do administracji i dziś będzie lepiej. Za moment znów wszystko wróci do negatywnej normy. Brakuje mi odpowiedniego poziomu asertywności. Zawsze wydawało mi się, że mam jej sporo, a tu niespodzianka! Fakt, że mam spore poczucie winy wobec kolegów, bo swoim wypadkiem i długim zwolnieniem sprawiłam ogromny kłopot i nadmiernie obciążyłam ich pracą. Ale z drugiej strony- wcale przecież tego nie chciałam, mnie też to dotknęło dość mocno i zanim się wygrzebię z rehabilitacją, powrotem do sprawności, zaległościami finansowymi, to lepiej nie myśleć. I naprawdę pracuje ile mogę, nie pieszczę się, tylko po prostu ta ręka po przeciążeniu mi dokucza. Obrzęk palców, drętwienia, pobolewania- do tego się przyzwyczaiłam, ale chyba nie muszę sobie dokładać rwącego bólu i ryzyka naruszenia ledwo co dokonanego zrostu?
   No, to już mi lepiej. Na chwilę. Bo wiem doskonale, że nie wygram na dłuższą metę. Personel szefowej się boi, przy niej chodzi jak w zegarku, męska część załogi nie daje sobie wejść na głowę, a ja jestem najsłabszym ogniwem. Rozumiem, że taka jest specyfika pracy, że ludzie potrzebują, ale wystarczyłoby trochę logicznego myślenia i stosowania się do standardów i wytycznych- one są od lat, tylko ze stosowaniem w praktyce średnio wychodzi. Prawdą jest, że jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą tylną część ciała...

2.01.2020

2x24


Znalezione obrazy dla zapytania kobieta jak wino im starsza tym lepsza

Tak chyba lepiej brzmi. Teść mojego syna napisał mi w życzeniach, żebym nie przejmowała się PESEL-em. Oczywiście nie mam zamiaru, przynajmniej dopóki nie czuję się na tyle, ile ten PESEL pokazuje.
Tak naprawdę to ten ostatni rok, mimo wielu zawirowań, ogromu emocji, kilku mniej przyjemnych wypadków przyniósł mi również sporo dobrego, dał kopa do wielu nowych aktywności, kilka rzeczy zmienił na lepsze. Lekko nie było, w wielu sprawach musiałam się przełamać, wręcz najpierw zadziałać wbrew sobie, ale w rezultacie wyszło rewelacyjnie. I wcale nie czuję, że zbliżam się do pięćdziesiątki, choć to już za moment. Tak sobie pomyślałam, że jakby podzielić to moje dotychczasowe życie na etapy, to pierwszy był takim niespokojnym dorastaniem, kiedy to uczyłam się wszystkiego, bałam się wszystkiego i trudno było mi wszystko ogarnąć. Drugi etap- powolne ugruntowywanie tego, co trafiło mi się w pierwszym. Trochę niepokojów, trochę stabilizacji, trochę problemów. W końcu osiągnęłam taki punkt, w którym już nic nie muszę, a wszystko mogę. Teraz zaczyna się kolejny, bardzo fajny etap, gdzie mogę puścić wodze fantazji, pomyśleć tylko o sobie, "nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet, ściskając w reku kamyk zielony patrzeć jak wszystko zostaje w tyle". 

1.01.2020

Życzenia

Znalezione obrazy dla zapytania 2020


"Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem" Księga Liczb 6, 22-27