31.08.2020

Trudne powroty

 No i mamy koniec wakacji. Skończył się też mój urlop i trzeba było wrócić do pracy. Oj, nie chciało się, ale jak trzeba to trzeba. Od razu wpadłam w wir. I chyba będzie już tylko gorzej. Zaczyna się naprawdę gorący okres. Szkoła pewnie też dołoży trochę różnych niepokojów. Niby staram się nie myśleć, a jeżeli już, to tylko w ograniczonym zakresie, albo nie projektować sobie żadnych czarnych scenariuszy. Ale się nie da. Za dużo różnych niewiadomych. 

A jak sobie przypomnę, co było rok temu... Też był koniec wakacji, zbliżał się ślub Kuby, więc i emocje, i stresy. Wtedy akurat byłymąż i jego partnerka zaczęli swoje dziwne zagrywki. Ja zajęłam się też swoim życiem osobistym. A kilka miesięcy później zmieniły się wszystkie priorytety. Wystarczyło coś, czego nawet nie widać, żeby przewrócić do góry nogami pół świata, poplątać wszystkie plany, wprowadzić chaos, z którego uporządkowaniem nadal nie możemy dać sobie rady. Staramy się żyć jak dawniej, a w kółko dzieje się coś, co nie pozwala na spokój.

Trudne będą te najbliższe dni. Tak bym chciała móc przewidzieć, zapobiec, wyprzedzić to co może się złego przydarzyć... Za dużo chyba myślę. I za dużo chcę. Typowy "control freak"- chcę mieć wszystko ogarnięte, opanowane, poukładane według własnego widzimisię. Niezależnie od potrzeb i zamierzeń innych. Jestem tego świadoma, staram się zapanować nad tymi ciągotami, ale to takie trudne. Chyba jeszcze trudniejsze od powrotu do pracy po 2 tygodniach urlopu. I do szkoły po prawie pół roku...

27.08.2020

Będę miała dzidziusia

 Niestety nie w takim sensie, jak bym chciała. Dostanę na weekend pod opiekę kociaka moich dzieci, bo chcą wyjechać na dwa dni, a to maleństwo nie może zostać samo w domu, nawet jeśli będzie się do niego zaglądało 3 razy dziennie. Będzie wesoło, bo obie moje kocice nie przepadają za konkurencją, ale mieszkanie duże, może się uda jakoś odizolować zwierzaki od siebie. W sumie to dobrze, że będę miała jakieś zajęcie, bo kroi mi się bardzo samotny weekend, więc przynajmniej nie będzie tak smutno. I będę miała wymówkę- może dość głupią, ale jednak. 

Chodzi o odwiedziny u teściowej, a w zasadzie u babci, która będzie u nich rezydować i akurat wypadają jej urodziny. Sprawa jest dość skomplikowana- w sobotę jest ślub i wesele ciotecznego brata byłegomęża. Z racji wiadomej, mimo zaproszenia, nie zdecydowaliśmy się na uczestnictwo, planujemy tylko pojawić się na ślubie. Teściowa i szwagier również tak samo, dodatkowo zabrali do siebie babcię mieszkającą własnie w domu rodzinnym pana młodego, na dwutygodniowa kwarantannę, tak profilaktycznie. Tylko... kilka dni temu byłymąż miał podobno własny ślub. Teściowa temat w rozmowach ze mną ignoruje. Nie wiem jaki ma stosunek do nowej synowej, na ślubie była tylko wirtualnie (wiem to ze źródeł nieoficjalnych), mnie pobno nadal traktuje jak członka rodziny, a ja się czuję coraz bardziej niezręcznie. Owszem, chłopaki niech tam sobie u niej bywają ile chcą. W sprawach medyczno- zdrowotnych zrobię wszystko co mogę i bez oporów, ale na herbatki, obiadki itp ochoty nie mam. Tym bardziej, że byłymąż dość dosadnie poinformował mnie, że nie życzy sobie, żeby ktokolwiek nas jeszcze ze sobą kojarzył. Albowiem ten jego brat cioteczny zapraszając na ślub popełnił pewną niezręczność, której nie sprostowałam. Otóż zaproszenie było wystawione na mnie i byłegomęża razem. Bo mimo prawie 6 lat po rozwodzie ów brat i jego matka (bratowa teściowej) o tym rozwodzie nie wiedzieli. Aż trudno uwierzyć, nieprawdaż? A mnie z kolei w mojej nieprzebranej naiwności nie przyszło do głowy, że nie wiedzą, tylko uznałam, że taka jest ich wola i tyle. 

Podejrzewam, że i babcia- prababcia o rozwodzie nic nie wie 

(A dokładniej informować
babci nikt nie śpieszy.
Po co babcię denerwować,
niech się babcia cieszy!)

 A ja mam własne życie. Wiem, że dotychczasowe stosunki z teściową większości wydawały się czymś odbiegającym od normy, bo zazwyczaj normą po rozwodzie jest całkowite odcięcie od byłej rodziny, ale w mojej sytuacji nie bardzo się dało, zresztą nic do teściowej nie miałam i nadal nie mam. To byłymąż a właściwie jego obecna partnerka usilnie choć zakulisowo dążyła do rozluźnienia tych stosunków. Udało się jej to znakomicie, nie powiem, choć w sumie nie wiem po co, skoro i tak mieszkają na drugim końcu Polski. Chyba po prostu dla satysfakcji, że wygrała ze mną na całej linii. A wiec niech ma tę satysfakcję. I mam tylko nadzieję, że nie stanie jej to kiedyś kością w gardle. Bo w ten sposób od początku zaznaczyła, jak chce funkcjonować w tej rodzinie. Nie wiem, czy oni nie planują sobie jakiegoś dzidziusia, ale nie byłby to dobry start...

25.08.2020

Jabłkowy monitoring

 Mieszkam na 3 pietrze. Balkon wychodzi na ulicę, za nią jest osiedle domków jednorodzinnych. W większości dość nowych, z licznymi załamaniami dachów, oknami dachowymi, rozległymi tarasami, garażami na 2 samochody i podjazdem z polbruku, wypielęgnowanymi ogródkami, ogrodzone żywopłotem z tuj. Jeden z nich jest inny. Stary PRL- owski piętrowy klocek, z szarą elewacją, obok domu sad, kilkanaście jabłonek, mały ogródek warzywny za sadem, Mieszka tam starsza pani z mężem, od wielu już lat leżącym. Pani jeszcze dość aktywna, ale widać, że coraz ciężej jej radzić sobie ze wszystkim, na szczęście ma rodzinę, która jej pomaga. Bardzo sympatyczni ludzie. Co roku jesienią, od wielu już lat, dostaję od niej kosz jabłek. I nie są to byle jakie jabłka- słodkie ogromne ananasy. Rzadko teraz spotykane, jeszcze gdzieś w starych gospodarstwach, bo w sklepach królują inne odmiany.

Do domu po wakacyjnym wyjeździe wróciłam w niedzielę wieczorem. Już koło 10 rano w poniedziałek zadzwonił mój telefon. Numer stacjonarny, odebrałam z lekkim zdziwieniem. I usłyszałam- "ja wiem, że pani jeszcze na urlopie, ale zobaczyłam panią na balkonie. Jabłuszka czekają, proszę po nie wpaść".  W ten sposób mam chyba z 10kg przesmacznych jabłek. I świadomość monitoringu.

14.08.2020

Wolność

 Jeszcze tylko niespełna 8 godzin i przez 2 tygodnie nie myślę o niczym ważnym. Tylko oddycham, relaksuje się, chodzę do upadłego (co zapewne szybko nastąpi- ta upadłość), może poczytam, ale to pewnie dopiero w 2 tygodniu. Będę się cieszyć bliskością kochanych osób. Będę ładować akumulatory na ciężki czas, który wkrótce może nadejść. 


A nawet jeśli te moje plany nie wypalą, to przynajmniej nie będę chodziła do pracy. 

12.08.2020

Słodziak

 Moje dzieci czyli Kuba i jego żona adoptowali małego, osieroconego kociaczka.

Właściwie to Kuba zrobił żonie taki prezent, żeby zatrzymać ją w domu, bo skręciła sobie kostkę i powinna siedzieć na zwolnieniu, a rwie się do pracy (pracuje jako masażystka, więc cały dzień na nogach, niezbyt to rozsądne). A ponieważ kociaczek ma dopiero 1,5 miesiąca, więc wymaga sporo uwagi i przynajmniej ma się moja synowa czym zająć. Kota chcieli oboje już od dawna, nawet kiedyś przez jakiś czas mieli, ale to był kot- włóczykij i ciężko mu było wytrzymać w mieszkaniu na 10 piętrze. Cóż- zamiast wnuka mam koteczka. Jest rzeczywiście przesłodki, malutki, mieści się prawie w garści. Kiedy tak się nim zachwycałam, od razu dostałam propozycję, że zostały do adopcji jeszcze dwa podobne. Niestety, moje dwie bardzo dorosłe kicie chyba nie byłyby szczęśliwe, więc nie dam rady. W trakcie naszej rozmowy kociak nagle usnął i padło stwierdzenie, że taki maluch to jak dziecko. No fakt. Tylko ja już swoje dzieci i koty odchowałam, więc teraz mogę owszem, zająć się szkrabem przez kilka godzin i tyle. Na co moja synowa ze śmiechem powiedziała, że nigdy nic nie wiadomo. Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam co ma na myśli- dziecko czy kota? Lekko się zmieszała i orzekła, że kota. No ja myślę, na dziecko już bym się jednak nie zdecydowała. Z kotem- kto wie? 

W zasadzie to Kuba narobił sobie solidnego kłopotu z tym zwierzakiem. Za kilka dni wyjeżdżamy na tydzień, więc będzie musiał zaglądać do naszych kotów, żeby nie było im smutno, nakarmić, wygłaskać. A oprócz swojej pracy zaofiarował się, że weźmie kilka zmian za Matiego, żeby ten mógł pojechać  z nami, więc będzie miał bardzo dużo zajęć. Jestem niesamowicie wdzięczna Kubie, bo w sumie to był jedyny sposób, żeby Mati miał szansę na wyjazd. Szczęśliwie poukładały nam się te wszystkie puzzle. Byłymąż w ostatniej niemal chwili też odpuścił swoje dziwne plany i dzięki temu jadę z chłopakami! A już naprawdę straciłam nadzieję na pozytywne rozwiązanie. Los tym razem był dla mnie łaskawy. 

Ale żeby nie było za słodko- poinformowałam Kubę, że byłymąż ma zamiar podobno pojawić się w ten weekend. I usłyszałam "niezbyt mnie to obchodzi". Zabolało. Wiem, że byłymąż w stosunku do Kuby kilka razy zachował się okropnie i bardzo go zawiódł, nie wiem czy z własnej woli, czy z polecenia aktualnej partnerki, która jest bardzo zazdrosna o całą przeszłość, ale jednak wolałabym, żeby ich stosunki były choć odrobinę lepsze. W pierwszych chwilach po rozwodzie wydawało mi się, że to do mnie dzieci mają większy żal, bo tatuś był od rozpieszczania, a mama od dyscypliny, ale teraz okazuje się, że tatuś ma inne ważniejsze sprawy na głowie.  W teorii miało być zupełnie inaczej. Ech, życie... Nie jest tak słodkie, jak czasem by się wydawało.

9.08.2020

Gorąco

 I to na tyle, że dopiero litr wody z cytryną, drugi z elektrolitami i dwa paracetamole oraz godzina 19, kiedy "ochłodziło się" do 25 stopni spowodowały, że byłam w stanie podnieść głowę z poduszki. Prawie cały dzień przeleżany z mokrymi okładami na bolącej głowie i z ogromną niechęcią do jakiegokolwiek ruchu. A najbliższy tydzień ma być równie gorący... Ostatni tydzień mojej pracy przed urlopem. 

Zastanawiam się tylko, czy wystarczą mi dwa tygodnie na reset, czy nie zaklepać sobie jeszcze dodatkowego tygodnia. Bo perspektywy są na tyle nieciekawe, że kiedy wpadnę w tryby pracy, a do tego dojdzie okres infekcji, to nie ma szansy na jakiekolwiek wolne dni. 

Z ogromnym utęsknieniem czekam na odpoczynek. Od połowy grudnia ubiegłego roku pracuję na zwiększonych obrotach. Po prawie dwumiesięcznym zwolnieniu z powodu złamania ręki nie miałam już urlopu, a w momencie kiedy chodziłam na rehabilitację, to musiałam pogodzić ten czas z normalną pracą, więc najczęściej byłam poza domem od 8 do 18. Ratowały mnie jedynie weekendy, bez dyżurów udawało się złapać oddech. No i pracowałam też bardzo intensywnie, chcąc wynagrodzić kolegom ten czas, kiedy mnie nie było w okresie wzmożonej chorobowości, bo nie było im lekko. Choć w sumie stwierdzam, że tak naprawdę, to nie powinnam mieć aż takich wyrzutów sumienia. Jeden z kolegów pracuje tylko 4 dni w tygodniu i o godzinę krócej niż reszta. Drugi miał już w tym roku 3 tygodnie urlopu plus 2 tygodnie kwarantanny, a od jutra bierze sobie kolejny tydzień, nie zwracając uwagi, że zostaję tylko ja i szefowa do pracy. Szefowa też już urlopowała się- w sumie 4,5 tygodnia. A ja na razie od grudnia miałam 2 dni wolne, kiedy to jeździłam z Filipem do diabetologa. Tak więc czekam na ten urlop jak na zbawienie. I choć ciągle jeszcze nie do końca moje plany są zgodne z tym co bym chciała, to i tak mam zamiar przynajmniej na te 8 dni wyjechać daleko, daleko i zapomnieć o wszelkich obowiązkach. O ile oczywiście przeżyję ten bardzo gorący (dosłownie i w przenośni) tydzień. 

4.08.2020

Zasilanie

 Jako że i u nas, jak w większości kraju, było dziś deszczowo, to po powrocie z pracy uległam zmęczeniu i z bardzo czystym sumieniem udałam się na popołudniową drzemkę. Długa była, bo prawie 2,5 godziny. W zasadzie mogłabym się obawiać, że potem wieczorem będę miała kłopoty z zaśnięciem, ale podejrzewam, że jednak nie. Skumulowane zmęczenie, sporo nie do końca przespanych nocy i sto tysięcy spraw na głowie działa jak środek nasenny. 
A propos środków nasennych- rozmowa z wczoraj. -Pani mi przepisze coś na sen. Oj, jak ja nie lubię takich tekstów. Cóż, podrążymy temat. Pani po 70 rż. Zasypia w miarę dobrze, ale budzi się o 3-4 nad ranem i już nie może zasnąć. Leki ziołowe nie pomagają. W przeszłości nadużywała różnych leków uspokajających i innych używek, więc raczej wskazana ostrożność. A o której pani zasypia? Zazwyczaj o 21- 21.30. Czyli jest minimum 5-6 godzin snu (plus jakaś drzemka w ciągu dnia). Ja wiem, że chciałoby się więcej, ale wiara w magiczne działanie tabletek tu nie pomoże. A wiara jest wielka. Tabletka na sen, tabletka na stres, tabletka na cholesterol, tabletka na otyłość, tabletka na apetyt, tabletka na poprawę humoru, tabletka na to i na tamto. Wszystko załatwiamy wszechmocną tabletką, szkoda że nie ma takiej uniwersalnej na lenistwo i brak chęci na zmiany. Owszem, od tego między innymi jestem, żeby zalecić niezbędną tabletkę. Ale tylko niezbędną.
Okropna jestem, wiem. Póki co zazwyczaj nie mam problemów ze snem, raczej wręcz mi go czasem brakuje, kiedy zarywam noce przez cukrowe szaleństwa. A najczęściej to szkoda mi czasu na spanie, tyle innych ciekawszych rzeczy jest do zrobienia... Zdarza się jednak tak jak dziś- odcina mi zasilanie, pakuję się pod ulubiony kocyk i śpię. Chyba mi się ładują moje akumulatorki w czasie tego snu, bo potem wstaję i znowu mogę zasuwać bez opamiętania.