12.05.2021

Dzień wewnętrzny

 Czasem zdarza się taki dzień, kiedy po prostu przez kilka, bywa że i więcej niż kilka, godzin nie da się nic robić. Z różnych powodów- zmęczenia, lenistwa, splotu złych okoliczności lub wręcz przeciwnie- spokojnego zadowolenia, szczęścia, poczucia spełnienia w każdej dziedzinie. Akurat dziś dopadł mnie taki właśnie dzień, w zasadzie późne popołudnie i wieczór. Mimo że plany były zupełnie inne, to po prostu odłożyłam je na później. Co prawda cichutkie wyrzuty sumienia próbowały się przebić przez skorupkę, którą oddzieliłam się od świata i rzeczywistości, ale dzielnie stawiałam opór. Nie i koniec. Kilka godzin bezmyślności, z herbatą na zimno i ulubionymi lodami przegryzanymi sernikiem. Całkowity reset. A od jutra znowu kołowrotek, może nawet jeszcze bardziej intensywny, bo znów trzeba będzie upchnąć te wszystkie drobne zaległości, których się dorobiłam przez kilka godzin. Tym bardziej, że zaległości rosną w sposób lawinowy, nigdy nie ma tak, że coś się samo rozwiąże czy naprawi. Jeśli już to raczej pogmatwa i poprzewraca. A ja tak nie lubię chaosu i nieuporządkowania


 

Dziś kroplą decydującą o całkowitym przelaniu się zawartości mojego jestestwa i podążeniu w kierunku niemal całkowitej anihilacji było zostawienie telefonu w pracy. Moi rodzice przyjechali do nas na drugą dawkę szczepionki (ot, taki pretekst do odwiedzin, bo równie dobrze mogli się zaszczepić u siebie), zawiozłam ich do punktu szczepień i żeby nie czekać bezproduktywnie siadłam na chwilę do komputera podgonić trochę papierkowej roboty. Telefon położyłam obok, a kiedy rodzice byli już po- beztrosko chwyciłam torebkę i pojechaliśmy obejrzeć niespodziankę czyli działkę. W ferworze i emocjach zupełnie zapomniałam o telefonie. Przytomne dziewczyny w pracy znalazły telefon do Matiego, zadzwoniły i poinformowały go co i jak. A ponieważ zbliżała się 18 i czas zamknięcia przybytku mojej ciężkiej pracy- Mati wsiadł w samochód i pojechał po ten mój telefon. Po powrocie z działki zostałam poinformowana, że tak dzielnie i odpowiedzialnie się zachował. No fakt, kochane dziecko, co ja bym bez niego zrobiła? Czego zresztą nie omieszkał mi zakomunikować. 

Niby taki drobiazg, ale nawet mi się nie chciało skoczyć po konieczne zakupy ani tym bardziej zejść, żeby wstawić samochód do garażu. I znów nieoceniony Mati załatwił to za mnie. A ja jak już wspominałam- bezmyślnie zaległam na kanapie i resetowałam bardzo intensywnie. Po trzech godzinach było już znacznie lepiej, a nawet na tyle dobrze, że mogłam wyprodukować ten wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz