3.05.2021

Majowo

 Majówka się skończyła. Pogodowo nie odbiegała od reszty kraju. Sobota znośna, bez deszczu, ale dość chłodno, choć udało się pogrillować na działce. W końcu spełniłam jedno ze swoich odwiecznych marzeń i zakupiłam kawałek ziemi. W zasadzie to nie zakupiłam, bo to nie jest moja własność, ale mam prawo użytkowania, jak to w Rodzinnych Ogródkach Działkowych.


Poza kilkoma drzewami owocowymi (jeszcze nie wiem jakimi, bo nie kwitną) i krzakami oraz szpalerem ogromnych tuj jest okropnie zaniedbany domek, trawa, resztki oczka wodnego i stara winorośl. Ale mam nadzieję, że powoli uda mi się to zagospodarować i będę miała cudowne miejsce do spędzania emerytury (za nieco ponad 10 lat ;-). Chłopaki też zadowoleni, miejsce ma potencjał, choć wymaga  sporo pracy, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano. Czyli wakacje pewnie będą na RODOS.

Niedziela była okropna, deszczowa, pod znakiem kocyka, książki, filmu i względnego spokoju. Po ponad pół roku pojawił się byłymąż, ponieważ wynajmuje swoje mieszkanie, więc zatrzymał się u teściowej i tam też zaprosił chłopaków na obiad. Ze mną nie chciał rozmawiać, zero jakiegokolwiek kontaktu, nie raczył powiadomić mnie o swoich planach, a prawdę mówiąc gdyby pogoda była lepsza, to miałam zamiar wybrać się z chłopakami na wycieczkę. Już nie wspominam o tym, że nie mam szans na jakiekolwiek uzgodnienia na temat wakacji, finansów, itp. 

Poniedziałek zaczął się deszczem ze śniegiem, potem wiało, wiało i wiało.


Po południu lekko się rozpogodziło, wieczorem wybrałam się do pobliskiego sanktuarium poprosić w ostatniej chwili "siły wyższe" o pasujący temat na maturę z polskiego. 









A potem był jeszcze malowniczy zachód słońca nad jeziorem. Zimno było, ale za to ładnie.


Jutro muszę pamiętać, że jest wtorek, a nie poniedziałek, żeby się nie pomylić i pójść do pracy na odpowiednią godzinę, bo to jednak trzy godziny różnicy. Na dodatek nie będzie kolegi, bo wziął sobie urlop majówkowy do końca tygodnia. Trochę mu zazdrościłam, że był pierwszy i odpocznie, ale przy takiej pogodzie stwierdziłam, że chyba nie ma czego. Zobaczymy kiedy wiosna przypomni sobie o nas i zacznie rozpieszczać ciepłem i słońcem, bo na razie nijak nie ma szans. A tak by się chciało...

2 komentarze:

  1. Podziwiam za kupno działki. Ja jestem absolutnie anty-ziemna i kompletnie mnie to nie bawi. Pojechać do kogoś na grilla na zaproszenie - tak, ale żeby samemu grzebać - zdecydowanie nie... Moi Rodzice kiedyś mieli działeczkę, po śmierci Taty Mama z wielką ulgą się jej pozbyła. Geny???

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja bardzo lubię pracę na działce. Właśnie dziś przyjechał sympatyczny pan z glebogryzarką i po jego wyjeździe w ogródku trzeba zrobić tylko ścieżkę i zagony pod uprawy warzyw. Żadne kopanie nie spulchniłoby tak ziemi. Jutro jeśli będzie ładna pogoda, siadam do pielenia zagonka truskawek rosnących pod siatką dzielącą nas od sąsiadów. Jeśli sąsiadka też wyjdzie do swoich truskawek rosnących po drugiej stronie siatki, to sobie pogadamy.Mamy bardzo sympatycznych sąsiadów. Serdecznie Cię pozdrawiam. Maria.

    OdpowiedzUsuń