23.05.2019

Darowana godzina

   Powinnam być na ćwiczeniach, ale okazało się, że nie przyszła żadna z dziewczyn, a samej ćwiczyć to jednak niezbyt mi się chciało. Nie wiem, co wypadło moim współćwiczącym, jeszcze w pracy deklarowały, że będą. Czasem tak bywa, że człowiek coś planuje, a potem musi zweryfikować te plany. Fakt, że wtorkowy trening był masakrycznie ciężki, głównie przez pogodę- było duszno, przedburzowo i naprawdę nie dało się solidnie poćwiczyć. Dziś już pogoda nieco inna, owszem w ciągu dnia było gorąco, trochę się chmurzyło, ale ostatecznie deszcz nie padał. Wiem, jak to brzmi na tle zagrożenia powodziowego na południu... Wieczór jest już chłodniejszy, chyba idzie zmiana pogody, bo powietrze zrobiło się rześkie. A ja cóż- zamiast fikać i pocić się oraz wydawać ostatnie tchnienia- po powrocie do domu zrobiłam sobie budyń waniliowy, kawę i siadłam do komputera. Chłopaki poszli na tańce, więc mam nawet więcej niż godzinę dla siebie. Mogłabym odpalić coś z YouTube czy jakąś Chodakowską, ale najzwyczajniej mi się nie chce. Być może to wina tarczycy, bo ostatnio znów chwilami czuję się jak w początkach nadczynności, albo jakaś menopauza mnie dopada. I tak źle, i tak niedobrze. Wiem, że powinnam poćwiczyć, poruszać się, ale wymówka zawsze się znajdzie. Lenistwo pierwsza klasa.
   Na razie odliczam dni do kolejnych wydarzeń z listy. Za każdym razem, kiedy czeka mnie coś, co wymaga trochę planowania, przygotowań, zastanawiania się lub nerwów, to mówię sobie, że jeszcze tylko to i już będzie spokojnie. Po czym okazuje się, że pojawia się kolejne wydarzenie i znów zaczynamy od początku. Na razie głównym punktem listy, najbardziej wymagającym jest oczywiście ślub i wesele Kuby.  W pracy, przed znajomymi i rodziną gram bardzo opanowaną osobę, twierdzę, że ponieważ to młodzi mają czuć się tego dnia dobrze, więc niech organizują wszystko po swojemu, ja tylko będę pomagać w takim zakresie, jakiego potrzebują, to jednak trochę niepokoju we mnie jest. Czy wszystko się uda, tak jak powinno, czy nie będzie żadnej wpadki, czy tuż przed nikt z rodziny nie urządzi niespodzianki typu ciężka choroba lub tfu! pogrzeb, czy uda mi się odpowiednio wyglądać i zachować. Ot, zwykłe dylematy i rozterki. Z najbliższych wydarzeń- turniej tańca organizowany przez nasz klub. Jeszcze miałam maleńką nadzieję, że Mati zatańczy, ale partnerka nie pojawiła się na treningu, tym razem nawet nie uprzedziła, że jej nie będzie, nie odpowiedziała na wiadomość od Mateusza (pytał, czy ma zamiar dziś przyjechać). Smutne... Jej mama też się do mnie nie odzywa. Naprawdę mogłabym zrozumieć, gdyby zechciały cokolwiek wytłumaczyć, a tak to co mogę myśleć? Nie lubię przypisywać ludziom niezbyt chwalebnych pobudek postępowania, wolałabym raczej próbować tłumaczyć to nieświadomością, brakiem czasu (ha- ha- ha), jakimiś kłopotami, ale  w takim wypadku wystarczyłaby krótka wiadomość- "nie mogę, bo...". A tu nic. Cóż, na turnieju będę, bo Filip weźmie udział, a poza tym pewnie jak zwykle trenerzy w ostatniej chwili przypomną sobie, że potrzebna obsługa medyczna, więc niewątpliwie spędzę tam cały dzień. I po raz ostatni być może popatrzę sobie na te wyższe klasy taneczne w gali wieczoru. Następna taka okazja może być dopiero za kilka lat.
   Po turnieju czeka mnie biwak Filipa. Początkowo miał to być spływ kajakowy, ale sporo osób kręciło nosem, z kolei wychowawczyni nie bardzo miała ochotę na żadną wycieczkę (skądinąd to rozumiem), a ja wredna małpa podsunęłam pomysł biwaku w miejscu, gdzie dawno temu był Kuba. W zapadłej miejscowości pod granicą, w starej szkole jest baza noclegowa, poza tym dzieci muszą same przyrządzić posiłki i same zagospodarować czas. Rodzice przyklasnęli, wychowawczyni niezbyt chętnie, ale jednak też, czas i miejsce udało się zgrać i dzieciaki jadą na 3 dni. Jako że Filip dla niektórych jest tykającą bombą zegarową, to od razu usłyszałam pytanie, czy przyjadę na noc. Nie ma sprawy, mogę. Filip pewnie zachwycony nie będzie, ale postaram się nie rzucać w oczy i nie ingerować za mocno. Za to popatrzę sobie na te "grzeczne" dzieci i zweryfikuję kilka opinii.
  Po biwaku- długo wyczekiwany wyjazd do Krakowa. Ciągle się jeszcze waham, bo szkolenie owszem ciekawe, przydatne, ale dla 6 godzin szkolenia jechać tyle drogi? Mogłabym to też połączyć ze szkoleniem w Łodzi, bo w sobotę jest Kraków, w niedzielę Łódź, tylko czy nie będzie to zbyt męczące? Ale ten Kraków kusi- bo po szkoleniu miałabym popołudnie i wieczór na chłonięcie energii. I chyba tego najbardziej mi trzeba. Na decyzję mam jeszcze 3 tygodnie, może w międzyczasie coś się odmieni.
  Zaraz potem będą wakacje. Tu też pewna niewiadoma, nie wiem, czy mam coś planować wyjazdowo, czy nie. Wczoraj dostałam fantastyczną propozycję, z której niestety nie bardzo mogę skorzystać. Rejs po jeziorach mazurskich, 10 dni pod koniec sierpnia. Ja jako opieka medyczna, Filip jako uczestnik, grupa dzieciaków z cukrzycą. Ale nie da rady. Może jeszcze na połowę dałoby się, ale potem szefowa idzie na urlop, więc ja muszę być w pracy, a w tym samym czasie Filip ma obóz taneczny. Ogólnie to się boję wody, pływać prawie nie umiem, nie cierpię kołysania łódek, mam mnóstwo obaw, ale gdyby te terminy nie kolidowały, to chyba bym się zdecydowała. Wariatka ze mnie... Ciekawe, czy to objaw starzenia się, że mam zamiar robić rzeczy, na które jeszcze kilka lat wcześniej nawet bym nie spojrzała?
  Cóż, godzina dawno minęła, budyń zjedzony, kawa wypita, pora wracać do rzeczywistości.
  

4 komentarze:

  1. Aga uwielbiam Cię. Chciałabym napisać "weź Ty wreszcie powiedz mamie partnerki Mateusza trzy prawdy w oczy i daj sobie spokój z toksycznymi ludźmi". Ale jestem w podobnej sytuacji i zachowuję się dokładnie jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Staram się być grzeczna i nie mówić ludziom nic przykrego, zwłaszcza tego, czego sama nie chciałabym usłyszeć. Jeszcze się łudzę, że może jest jakaś obiektywna przyczyna, że coś się wyjaśni, ale to coraz mniej prawdopodobne. A sytuacja przypomina wulkan, który za chwilę wybuchnie. I będzie bolało...

    OdpowiedzUsuń
  3. Aguś, jeśli robisz coś, czego nie zrobiłaś wcześniej to znaczy, że się rozwijasz w nowym kierunku. Brawo TY!!!
    Partnerka i mamusia mają wieczne muchy w nosie, są okropnymi egoistkami i nie zasługują ani na Twojego pięknego syna ani na Twoje towarzystwo. Każ im się wypchać - mówiąc niedelikatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra rada- w tym kierunku chyba idą nasze działania

      Usuń