24.05.2019

Odciąć pępowinę

    Jak nie mam problemów  w innych sferach życia, to chociaż rodzinnie coś się znajdzie. Już nieraz wspominałam, że udało nam się rozwieść kulturalnie, bez szarpania o dzieci, majątek, bez karczemnych awantur. Nawet na rozprawę rozwodową pojechaliśmy jednym samochodem. I sędzia prowadzący był dość rozbawiony, ale nie utrudniał. Po rozwodzie też nie było większych problemów (no, może były, ale nie na tyle istotne, żeby o nich długo pamiętać). Spokojnie współistnieliśmy, kontakty były poprawne, bywaliśmy razem na obiadkach u teściowej, nawet przecież na wakacje w ubiegłym roku pojechaliśmy razem. Ja miałam swoje dyżury, wtedy byłymąż zajmował się dziećmi. Dyżury zazwyczaj ustawiałam tak, żeby nie kolidowały z jego życiem prywatnym, nawet jeśli mnie to nie bardzo pasowało. Święta czasami spędzaliśmy razem. Wyskakiwaliśmy na niedzielne lody całą rodziną. Oczywiście byłymąż miał swoje życie, czasem nie pojawiał się u chłopaków przez kilka dni, czasem wybierał towarzystwo jakiejś swojej miłości zamiast dzieci, ale w końcu był wolny i mógł. Nie prosiłam go prawie o nic, czasem jakaś drobna przysługa typu sprawdzenie PIT-a lub ksiąg rachunkowych czy wbicie gwoździa albo naprawa gniazdka, ale na ogół starałam się być samowystarczalna. A już na pewno za żadne skarby nie pomyślałabym nawet o ponownym wspólnym życiu, za bardzo miałam dość. Nadal przecież mnie wkurzał niemiłosiernie wieloma swoimi zachowaniami, nieraz pisałam o jego wadach, nieodpowiedzialności. O ile obcą osobę z danym zestawem można znieść, o tyle na co dzień już bym nie dała rady. Teraz mam przynajmniej spokój i nie muszę się zastanawiać, czy warto poprosić po raz dziesiąty o zrobienie czegoś i czy nie zostanie to uznane za zamach na wolność osobistą.

   Jakoś to wszystko się poukładało, śmiem twierdzić, że nie najgorzej. Przymykałam oczy na różne wybryki, ale dzięki temu nie musiałam znosić pretensji. Zawsze staram się współistnieć pokojowo, jeśli się da, bo uważam, że kłótnie nie prowadzą do niczego dobrego. Byłymąż miewał jakieś partnerki, nie wnikałam w te jego relacje, bo to nie moja sprawa. Dopóki nie rzutowało to na chłopaków albo nie kolidowało z moją pracą. Aż się przyzwyczaiłam i myślałam, że zawsze tak będzie. Akurat!, los lubi płatać figle. W końcu byłymąż trafił na miłość swojego życia. I skończyła się sielanka. Nie bardzo wiem, co to za osoba, nie znam szczegółów i nie mam zamiaru się dopytywać. Z tego co wiem- mieszka na drugim końcu Polski, byłymąż nawet rozważa przeprowadzkę do niej. No i ta pani zaczęła kwestionować nasze poprawne stosunki. Zwłaszcza przeszkadza jej to, że kiedy mam dyżur, to byłymąż nocuje u chłopaków, a nie odwrotnie. Szkopuł w tym, że jeśli następnego dnia chłopaki idą do szkoły, to nocowanie u tatusia jest dla nich po prostu uciążliwe. Tak jak już pisałam- staram się tak ustawiać dyżury, żeby to było jak najmniej kolidujące dla chłopaków i byłegomęża, ale czasem muszę wziąć dyżur w środku tygodnia, a nie w piątek. I zaczyna się problem- Mati nie protestuje, ale Filip nie ma ochoty. A byłymąż uparcie nie zamierza zmienić zdania. Padają wielkie słowa o możliwości rozpadu związku, zaufaniu, ustępstwach, braku lojalności. Jeszcze moment i zacznie mnie oskarżać o chęć rozwalenia mu życia. Wczoraj właśnie była taka dyskusja. Nie wytrzymałam i powiedziałam, że nie rozumiem postępowania tej pani, dla mnie to totalny idiotyzm i dążenie do odizolowania od rodziny. I nie pojmuję jak nocowanie z dziećmi w ich mieszkaniu (przecież mnie tam nie ma), ma wpłynąć negatywnie na ich związek. Ale podobno to ma służyć zerwaniu pępowiny. Podobno byłymąż jest za bardzo ode mnie uzależniony. No i jestem w kropce. Bo nie wiem- czy to ta pani jest z lekka przewrażliwiona, czy ja pielęgnując poprawne stosunki z byłym mężem niezbyt normalna. Bo przecież normą po rozwodzie jest bycie w stanie wojny, nieprawdaż? Podejrzewam, że skończy się to napiętą sytuacją na linii byłymąż- Filip, bo młody nie odpuści. Tym bardziej, że chce być samodzielny i twierdzi, że poradzi sobie w nocy sam. Niewątpliwie ma rację, pod warunkiem, że się obudzi. Bo alarmów nie słyszy, hipoglikemii nie wyczuwa, a dzwonić do niego mogę i 100 razy, może po tym setnym odbierze. Dosyć patowa sytuacja, bo byłymąż też nie zamierza ustąpić, twierdzi, że ten związek jest dla niego ważny. Rozumiem, ale nie do końca akceptuję takie postawienie sprawy. Tak jakby dzieci były już mniej ważne? A pani- podejrzewam, że po odcięciu tej pępowiny stworzy swoją własną. Widocznie nie czuje się na tyle pewnie, żeby odpuścić, ale akurat to mnie nie powinno obchodzić. Dla mnie ważniejsze jest dobro i komfort moich dzieci, a nie jakiejś obcej osoby.  Być może też obie jesteśmy w błędzie i gdzieś ten kompromis można znaleźć. Dla mnie wyglądałoby to tak- 4 dyżury w miesiącu, dwa w piątki i wtedy chłopaki idą do byłegomęża, dwa w inne dni i byłymąż nocuje u nas. Ale nie, ona tak nie chce. Bo ma do tego prawo. 
   Najbliższy dyżur już w poniedziałek, zobaczymy kto wygra. Jak dla mnie to ta pępowina może nie istnieć, skoro i tak byłymąz myśli o wyprowadzce, to kontakt z dziećmi bezie coraz gorszy, a obiecywanie, że będzie przyjeżdżał co 2 tygodnie na 3-4 dni i wtedy będę mogła brać dyżury to po prostu bajki. Może ze dwa razy tak się uda, a potem pojawią się obiektywne przeszkody i inne ważne sprawy i zostawi nas na lodzie. Trudno, jego wybór, ale szkoda dzieci. Mam tylko nadzieję, że to odcięcie pępowiny będzie definitywne i za jakiś czas nie będzie konieczności związywania na nowo. Odciętą rękę czy nogę przyszyć się da. Z pępowiną może być trudniej.

10 komentarzy:

  1. Ło kurde...u nas początek identyczny, sędzina powiedziała, że życzy wszystkim, aby rozstawali się w taki sposób jak my. Teraz o co GO poproszę, to pomaga. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdy pojawi się inna kobieta....to...ale uważam że będzie dobrze. Bo przecież ten nasz syn do już zawsze z nami będzie :) i ze mną i z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała, żeby to było nie dla mnie, a dla dzieci. Teraz byłymąż to w sumie obca, obojętna osoba, więc jego miłości mnie nie obchodzą. Wydawało mi się, że dzieci dla niego też są ważne. Nie są, jak widać

      Usuń
  2. A czy były mąż ma czasem swoje zdanie? Bo mam wrażenie, że on tak żyje od jednej pani do drugiej i każda pani nim rządzi a on patrzy tylko gdzie mu wygodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze tak szukał wygody i komfortu. Niby nie mogę go do niczego zmusić...

      Usuń
  3. Duża! Celna uwaga.
    Aga! dobro Twoje i Twoich dzieci najważniejsze. I nie odpuszczaj! Czy Pani się martwi o Ciebie ? Więc Ty o nią też nie musisz. A jeśli chodzi o byłego męża, zrobiłaś już tyle ustępstw, że w moich oczach jesteś święta. A tak przy okazji skąd pani z drugiego końca kraju wie gdzie on nocuje, GPS-a mu założyła ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GPS nie, ale podobno chce być uczciwy i prawdomówny (ha, ha, ha). A ja mogę być złośliwa, oj bardzo mogę

      Usuń
  4. O, Zniewolona dobrze mówi! Popieram całkowicie. No, skąd pani wie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani nie wie, ale jemu po prostu się nie chce. A może rzeczywiście pani ma lokalizator?

      Usuń
  5. Jesteś ogromnie tolerancyjna i wielkoduszna, ale wszystko ma swoje granice. Moja koleżanka ma takie powiedzenie."Mogę jeszcze znieść, gdy ktoś chce mi nasrać na głowę, ale gdy stara się to jeszcze rozklepać, to wtedy ruszam do ataku." - Może jest to dobra metoda. Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ochotę trochę popsuć mu krwi, ale jeszcze się powstrzymuję

      Usuń