26.06.2019

Dobrze, że są wakacje

Oj, jak dobrze. Dzięki temu mam chwilę oddechu, mimo że normalnie chodzę do pracy.  A może nawet i ciut więcej (i pracy, i oddechu). Odpada jeden poważny obowiązek- szkoła. Bo szkoła, mimo że to chłopcy do niej chodzą, a nie ja, to jednak dość mocno mnie angażowała. Rano trzeba wstać, zrobić śniadanie (gdyby nie to nieszczęsne przeliczanie dla Filipa też byłoby łatwiej), kanapki do szkoły, OBUDZIĆ chłopaków- to chyba najtrudniejsze. Zawsze też jest coś do zrobienia w ciągu dnia- uprasować ubrania, pogonić do nauki, ogarnąć treningi i inne zajęcia pozalekcyjne. A w czasie wakacji- mogą spać ile chcą, mniej kombinowania z jedzeniem, jeszcze przed wyjściem do pracy zostawiam dyspozycje, co ma być zrobione i pod karą ograniczenia dostępu do mediów lub braku pysznego obiadu musi być wykonane bez dyskusji. W efekcie wracam do odkurzonego mieszkania, mam zrobione podstawowe zakupy plus parę innych drobiazgów, które w roku szkolnym zazwyczaj chłopakom odpuszczałam. Teraz mają czas, a innych obowiązków nie za wiele, więc mogą się tym zająć. Obiad też sobie podgrzeją, ziemniaki ugotują. Dzięki temu nie muszę lecieć z pracy z wywieszonym językiem, żeby szybko nakarmić głodomory. Co ważne- nie muszę w ogóle używać samochodu! Spacerkiem do pracy mam 10-15 minut, w żółwim tempie do 20. Mam czas na posłuchanie muzyki lub książki, to samo w drodze powrotnej. Bywa, że mam w czasie pracy konieczność pojechania gdzieś dalej, to wtedy już niestety muszę wsiąść do auta. Jeśli jest to w odległości niewielkiej, gdzieś na osiedlu- to nie wygłupiam się i spaceruję. Ale na szczęście w okresie letnim tych spacerów bywa mniej.
A praca- cóż... Niby jest spokojniej, ale w okresie letnim nadrabia się wszystkie zaległości z czasu jesienno- zimowego. Do tego urlopy, więc mniej osób do pracy i zawsze jest co robić. Ale i tak tempo trochę się zwolniło. Za to na dyżurach bywa tak zwany sajgon. Turyści (słynne już- "co pani/panu dolega?- bo ja jestem z Warszawy". Aż się ciśnie na usta- niestety, to nieuleczalne), kleszcze, gorączki po przegrzaniu, różne bolączki wakacyjno- letnie i nie tylko, osoby z promilami. I też z powodów urlopowych brak chętnych do pracy. Już w czerwcu popracowałam dodatkowo kilkanaście godzin. Na lipiec zaplanowałam tylko 3 dyżury w dni powszednie, weekendy muszę mieć wolne. Tyle imprez w naszym mieście i okolicach, że grafik aż mi puchnie. I nawet jeśli nie mam z kim pójść, bo bywają  to imprezy niszowe, to jeśli coś mnie interesuje, to idę i tyle. Już za moment będzie koncert Lao Che. Nie jest to może mój ulubiony gatunek muzyki, ale skoro mam okazję posłuchać, to czemu nie. Za to Sztywny Pal Azji i Chłopcy z Placu Broni- toż to czasy mojej młodości, liceum, tego się wtedy słuchało...
A tymczasem telefony- a może chociaż na pół dyżuru bym przyszła. Gdybym bardzo chciała, to mogłabym nawet  i na 10, ale nie chcę. Chcę spędzić trochę czasu z rodziną, odpocząć, zrelaksować, poleżeć, w niedzielę pospać do południa. Dziś odbyłam nieco emocjonalną rozmowę z osobą odpowiedzialną za układanie grafiku. Ale jak to, że nie chcę dodatkowo zarobić? No nie chcę, takie to dziwne? Ale skoro wybrałam taki zawód, to chyba wiedziałam, na co się decyduję, że będzie dużo pracy. No i jest- gdybym zliczyła swoje wszystkie przepracowane godziny przez te nieco ponad 20 lat pracy, to okazałoby się, że już dawno osiągnęłam wiek emerytalny. Ale emeryci też pracują. No tak, jeśli mają takie życzenie, starcza im sił i nie mają nic innego do roboty, to czemu nie. Możliwe, że i ja w przyszłości będę na emeryturze się nudzić i dalej pracować, ale do licha- czy jest gdzieś przepis, że mam poświęcać swój wolny czas, zdrowie, komfort rodziny i pracować na okrągło? I tak zdarza mi się przepracować ponad 200 godzin w miesiącu. A że lekarze chcą pracować w jednym miejscu, na jednym etacie- to grzech? Że jest ich za mało, żeby obsadzić wszystkie niezbędne miejsca? Czy mnie w jakikolwiek sposób powinno to obchodzić? Dotychczas cała opieka zdrowotna opierała się na tym, że lekarz biegł z jednego miejsca pracy do drugiego i trzeciego i łatał wszystkie dziury, dzięki temu jakoś to funkcjonowało. A tu nagle okazuje się, że są braki. Trudno. Ja też mam prawo do wakacji.

7 komentarzy:

  1. Już dawno stwierdziłam, że za przepracowane dodatkowo soboty zamiast kasy- chcę tę sobotę odebrać... Fakt, że nie ma kiedy...
    A Lao Che , Chłopców i Sztywnego- zazdroszczę. Plus mieszkania w "wakacyjnym" regionie :)
    Wyśpij się i odpocznij. W końcu są wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta "wakacyjność" jest i błogosławieństwem, i przekleństwem, ale mnie się tu podoba. No i niezmiennie zapraszam do odwiedzenia

      Usuń
  2. Zachowanie zdrowych proporcji między pracą, wypoczynkiem, rodziną, to wielka umiejętność. I nie chodzi wyłącznie o to, żeby było w miarę sprawiedliwie dla wszystkich sfer życia, ale żeby uniknąć tzw. wyrzutów sumienia, jakiegoś poczucia dyskomfortu. Mam wrażenie, że tym wpisem próbujesz się …tłumaczyć przed samą sobą, że masz prawo nie przyjmować dodatkowych dużurów w pracy. TAK, masz prawo odmówić i nie musisz się przed nikim tłumaczyć, nawet przed samą sobą ;-) Pozdrawiam gorąco z gorącej stolicy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, tłumaczę się przed sobą i nie tylko sobą. Dzięki temu ćwiczę jak asertywnie odmówić, choć i tak nie zawsze to pomaga. W tym zawodzie łatwo zagrać na wyrzutach sumienia- no bo jak to, jeśli nie wezmę tego dyżury, to ludzie zostana bez opieki

      Usuń
  3. Oczywiście, że masz prawo! I nie rób sobie żadnych wyrzutów, zakończyłaś bardzo waży etap edukacji, to znaczy syn zakończył a Ty razem a nim :) I bycie z rodziną Ci się po prostu należy! Odetchnij choć trochę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, Aniu, wszystko to wiem. Z teorii zawsze jestem mocna, gorzej z praktyką

    OdpowiedzUsuń