5.06.2019

Na rubieżach cywilizacji

  O jak dobrze, że wzięłam wolne i mogłam pojechać na ten biwak. W tej euforii, że tak fajnie udało się wszystko załatwić i wszyscy wydawali się zadowoleni, zapomniałam o jednym- to w zasadzie koniec cywilizowanego świata- niespełna kilometr dalej jest już białoruska granica.I nie ma zasięgu naszej telefonii komórkowej, a białoruski roaming jest bardzo kosztowny (4,94zł za minutę rozmowy, 3,63 zł za 100 kB). Czy to jakiś problem? Ależ skąd, wystarczy nie korzystać z telefonu i internetu. Jedyny szkopuł, że w tym momencie nie mam podglądu na cukier Filipa. Do tego on nie może się do mnie dodzwonić, nie ma możliwości skorzystania z aplikacji do wyliczania wymienników i insuliny. Dupa blada... W ciągu dnia to nie problem- poda insulinę na oko, dość dobrze mu to wychodzi. Gorzej w nocy. Sam się nie obudzi, ja też do nikogo się nie dodzwonię. Momentalnie zrozumiałam, dlaczego wychowawczyni pytała, czy dojadę do nich na noc.
   Jak poza tym tam było? Cisza, spokój, las, woda. Stary budynek wiejskiej szkoły, piętro zaadaptowane przez harcerzy na ich bazę, parter- wiejska świetlica z prowizoryczną siłownią, stołem do tenisa i piłkarzykami, a w drugim pomieszczeniu chyba sala zebrań- kilka dużych stołów, maciupka scena. Na pietrze luksusy- pokoje z łóżkami- materace grubości 5 cm, pod spodem dechy, więc dość twardo. Kilku chłopaków i jedna z dziewczyn z wzrostem powyżej 180 cm musiało się zwinąć do spania w kłębek, bo im nogi wystawały. Łazienki z ciepłą wodą- sztuk 3. Kuchnia wyposażona, nawet z mikrofalówką i innymi cudami techniki. Wszechobecny zapach stęchlizny, mnóstwo kurzu, owadów żywych i martwych. Dobrze zaopatrzona biblioteczka, oprócz książek sprzed wielu lat, pożółkłych i prawie zabytkowych, sporo i nowości. Po przeciwnej stronie ulicy wiejski sklepik z obowiązkową ławeczką i "strażą wiejską"- już o 6.30 siedziało dwóch panów z butelkami piwa. A w zasadzie to nie wiem która to była godzina, bo zegarek pokazywał 6.30, a telefon 7.30 (z białoruskiej sieci). Nawet czas odskoczył od cywilizacji...
   Co dzieciaki tam robiły? Co chciały. Wycieczki piesze po okolicy, ganianie za piłką, zdjęcia na pożegnanie szkoły, ognisko. Same gotowały, a najpierw zrobiły zakupy za zarobione pieniądze. Poza tragicznym przypaleniem garnka w którym gotowały makaron do spaghetti innych szkód nie było. Jedzenie bazowało głównie na tostach, parówkach, jajkach i zupkach chińskich, ale to tak wyjątkowo. W nocy były gry planszowe- kiedy wstałam o 2 (3?), żeby sprawdzić cukier, okazało się, że w pokoju chłopaków na podłodze siedzi większość klasy i gra w Uno. O 4 (5?) już spali, poza jedną parą, którą spotkałam siedzącą na schodach. Jak się okazało- wstali, żeby pobiegać, ale drzwi były zamknięte. Pogoniłam ich do spania, za moment obudziło się kilka osób, poszli odwiedzić lodówkę, a potem zasnęli wszyscy. I spali do 8 (9?), a pani wychowawczyni nawet nieco dłużej.
  Cudowne miejsce, naprawdę fantastycznie spędzony czas. Wiem, że część rodziców nieco marudziła, że mogliby pojechać na wycieczkę, pozwiedzać, ale chyba jednak dzieciakom taki mini- survival podobał się bardziej niż zwiedzanie. Co ciekawe nie było kłótni, współpracowali, mieli rozpisane wszystko, co kto robi i za co odpowiada. Trochę się obawiałam, czy na pewno nie będzie z ich strony niezadowolenia, w końcu to był mój pomysł, ale na szczęście okazał się trafiony. Wychowawczyni też nie miała większych obiekcji, bo w szkole potrafili czasem naprawdę nieźle dać w kość. Czyli biwak udany,
   A okoliczności przyrody na tych rubieżach cywilizacji- po prostu bajka. Rano ptaki za oknem wydzierały się jak opętane. Tuż za wsią spotkałam młodego łosia- mamy na szczęście nie było. Droga przez las- zieleń, zieleń, trochę kolorów. Na leśnej polance przy drodze stadko młodych dzików (chyba, bo tylko mi mignęły). Przydrożne kapliczki- stare, nowe. Droga w większości wyremontowana, jeszcze parę lat temu była bardzo dziurawa. Chyba mogłabym żyć w takiej głuszy. Będąc młodą (cha- cha- cha) lekarką na rubieży...


7 komentarzy:

  1. Jejku, jakie cudne zdjęcia :) Widać, że miejsce naprawdę jest piękne, nie wiem czemu skojarzyło mi się z Rodziewiczówną, z jej opisami przyrody, które uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, zdecydowanie klimat z Rodziewiczówny. A na żywo jest jeszcze piękniej...Jakbyś chciała odwiedzić nasze okolice, to zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z odwiedzanie problem, może w następnym wcieleniu ;) ale za zaproszenie z serca dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Aż żal, że tak krótko. Mogłabym się zaszyć w tej głuszy na dłużej. Gdybym tylko mogła...

      Usuń
  4. W takich okolicznościach przyrody można się naprawdę zrelaksować.. A i gdyby nie Wasza sytuacja z cukrem brak telefonu byłby całkiem mile widziany, bo teraz rzadko ma się takie chwile wytchnienia od cywilizacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można żyć bez zdobyczy cywilizacji. Choć pokoleniu naszych dzieci będzie zdecydowanie trudniej się bez nich obejść. Wystarczy pół dnia bez prądu i wszystko leży

      Usuń