31.07.2019

Fantastyczny weekend

    Nie miałam czasu, żeby opisać jak minął mi weekend. A że był cudowny, to bardzo bym chciała zachować go w pamięci.
    Goście przyjechali już w sobotę rano. Pogoda była jeszcze średnia, więc zabrali Filipa i ruszyli do aquaparku w sąsiednim mieście. Dzięki temu miałam trochę czasu na spokojne ogarnięcie obiadu, przygotowanie do imprezy. Czy było tak spokojnie to nie wiem, wszystko mi z rąk leciało, trochę z pośpiechu, trochę z emocji. Na imprezę miałam ogromną ochotę, a po ostatnich komentarzach od Was, moje kochane Czytelniczki, nabieram coraz więcej odwagi i chęci do zmian. Czy uda mi się cokolwiek zmienić, nie mam pojęcia. Ale jedna z dziewczyn stwierdziła, że jeszcze nigdy nie widziała mnie tak radosnej i uśmiechniętej. Fakt, że wszyscy imprezą byli zachwyceni i zgodnie twierdzili, że dawno nie było tak dobrej zabawy. Niby nic wielkiego, ot zwykła przejażdżka kolejką wąskotorową, ognisko z muzyką, spontaniczne plecenie wianków (ależ cudne nam wyszły...)


   Potem uroczysta kolacja, podziękowania, przemówienia, a na koniec tańce i hulanki. Towarzystwo raczej babskie, a mimo to- a może dlatego- tak dobrze się bawiłyśmy. W pracy jak to w pracy, bywa różnie, ale umiemy świetnie spędzać czas we własnym gronie, nie kończą się nam tematy do dyskusji, zawsze jest się z czego pośmiać. Mimo różnic wiekowych, poglądowych, stanowiska pracy- dało się cudownie zrelaksować, odprężyć. Wiadomo- po powrocie do rzeczywistości znów trzeba wskoczyć w inne schematy, ale ten czas był nam podarowany przez dobry los i szefową. Do tego jej mąż pstrykał nam zdjęcia i to w ilościach hurtowych, a robi to dobrze, więc pamiątka zostanie tym bardziej. Aż musiałam kupić dziś pendriva o solidnej pojemności, żeby móc te wszystkie zdjęcia zgrać.
   A jeśli chodzi o przytulanie, pocieszanie i poważne rozmowy o życiu- były, trochę z siostrą, trochę ze szwagrem. Świetnego mam szwagra. Czasem mam wrażenie, że siostra go nie docenia, ale są w sumie dobrym małżeństwem (chyba że to pozory, tak jak u mnie to było. Ale nie sądzę). Bardzo lubię, kiedy do nas przyjeżdżają i możemy spędzić trochę czasu razem. Siostra jest ode mnie młodsza o 4 lata, ale dobrze się rozumiemy. I co ważne- nie boją się wziąć gdziekolwiek Filipa, nie wymawiają się, że nie poradzą sobie z cukrzycą. Mają dwójkę dzieci- siostrzenica ma 13 lat, siostrzeniec i mój chrześniak jednocześnie- 8. Żywiołowe, fajne dzieciaki.  W niedzielę była piękna pogoda więc pół dnia spędziliśmy nad jeziorem. Ja zazwyczaj do wody nie wchodzę- za zimna, za mokra, ale z dzieciakami nie dało się wygrać, trzeba było się zamoczyć. Zimna była ta woda, rzeczywiście, ale po chwili szoku oraz w ruchu wytrzymałam. Czyli przełamanie kolejnego etapu. Oczywiście siostra ze szwagrem nieźle się ze mnie pośmieli.
   Dobrze tak czasem zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, problemach, realnych i wymyślonych. Zaszaleć, zrobić coś innego, co zadziwi otoczenie, a zwłaszcza mnie samą. Przez te dwa dni wydarzyło się mnóstwo drobnych, miłych chwil. Oprócz tego, że naładowałam akumulatory na długo, to jeszcze dodatkowo trochę się o sobie nauczyłam. Rzadko zdarza mi się spontaniczność, luz, odrobina szaleństwa. Zazwyczaj jestem szczelnie zamkniętą, kontrolująca się osobą. Ale jak widać- można inaczej

6 komentarzy:

  1. Tylko pozazdrościć takiego weekendu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy nam zazdroszczą. Dziewczyny umieściły trochę zdjęć na Facebooku i posypała się lawina pozytywnych komentarzy

      Usuń
  2. Ognisko, tańce, hulanki... pozazdrościłam, bo ja nie mam towarzystwa do takich spotkań, a chętnie bym tak pohulala:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piranio, zapraszam. skrzykniemy jeszcze parę osób i pohulamy. Podobno żyje się raz (a potem już tylko straszy)

      Usuń
  3. Bardzo przyjemny wypad. Fajnie tak czasem wybyć z domu i poszaleć. Czasem trzeba takiego oderwania od rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń