11.07.2019

Jednak z niespodziankami

  A miałam nie uprawiać czarnowidztwa. Nie przewidywać, że coś złego się wydarzy. Przyjmować świat z otwartymi ramionami i nadzieją, że wydarzą się tylko dobre rzeczy. Taaaak...Na ledwie pół dnia wystarczyło mi optymistycznego podejścia.
    Kuba pojechał do miasta wojewódzkiego ze swoją narzeczoną i przyszłą teściową. Mieli zapłacić za mieszkanie, zabrać resztę rzeczy, zrobić trochę zakupów i odebrać wypłatę z poprzedniego miejsca pracy. Prawie się udało. Prawie, bo w pewnym momencie samochód zaczął jechać dość dziwnie. Okazało się, że poszła opona. Kuba był sam, jechał po tę wypłatę do podmiejskiej miejscowości, dziewczyny zostały w galerii. I problem- koło zapasowe jest, narzędzia do zmiany też, ale brakowało odpowiedniego narzędzia do odkręcenia śrub mocujących zapasowe koło w bagażniku. I drugi problem- Kuba nigdy tego nie robił. Bateria w telefonie na wyczerpaniu, stoi w szczerym polu. Poradził sobie, ale już była koncepcja, że wzywamy lawetę. Prawdę mówiąc, gdyby to mnie się przydarzyło, to chyba bez pomocy drogowej by się nie obyło. Nie potrafię zmienić koła i nie mam zamiaru się tego uczyć. Nie moja bajka. O samochodach mam tyle pojęcia, że wiem, jak nim jechać i gdzie się wlewa paliwo, reszta to czarna magia.
   Po ostatnim dyżurze pod telefonem w poniedziałek byłam przeszczęśliwa, bo przede mną było 2,5 tygodnia bez dyżurów. Wiedziałam co prawda, że najbliższy weekend jest nie obsadzony, ale postanowiłam, że nie dam się wrobić w pracę, chcę trochę wolnego. Dziś- telefon od oddziałowej. Ona wie, że nie, stacjonarnego dyżuru nie wezmę, ale może chociaż pod telefonem w sobotę. Któryś z naszych kamikadze (inaczej tego się nie da określić, bo to naprawdę misja samobójcza) będzie pracował w dwóch miejscach (SOR i NPL) jednocześnie- nie wiem jak zamierza to pogodzić, bo to jest bez daru bilokacji niewykonalne, ale już na wyjazdy w razie potrzeby nie ma szans, więc może bym chociaż tak pomogła... No żesz!@#$! Nie mam ochoty! Ale oczywiście poczucie obowiązku, misja, dobro pacjenta i inne bla, bla, bla. Ja wiem, że nie ma chętnych do pracy, że okres urlopowy, że ostatnia deska ratunku. Ale czy to powinno mnie choć trochę obchodzić? To tylko moja dodatkowa praca, naprawdę nie muszę wyrabiać drugiego etatu. Ale nawet prezes NFZ ma w głębokim poważaniu prawo do odpoczynku i chce zrobić z lekarzy rodzinnych niewolników z nakazem pracy w NPL. Może jeszcze jakoś dałoby się przełknąć jego wypowiedź, ale niestety ton i kilka sformułowań budzą głęboki sprzeciw. Jeśli nic się nie zmieni, będzie wojna, po raz kolejny.
    Dziś jest czwartek. Podobno. Bo nietypowo byłam w pracy do 18. A skoro pracuję po południu pod koniec tygodnia, to zazwyczaj jest to piątek. I cały czas mam dziwne poczucie, że dziś jest piątek. Żebym tylko nie zapomniała pójść jutro do pracy. Poza tym nie przebolałabym utraty piątkowego wieczoru, bo czeka nas koncert- Rock Wolności, będzie Sztywny Pal Azji i Chłopcy z Placu Broni. Już się nie mogę doczekać

5 komentarzy:

  1. Dyżuru pod telefonem w sobotę nie było w planach, miałaś zaplanowany wyjazd na imprezę rodzinną gdzieś dalej. I już. Granie na poczuciu odpowiedzialności jest obrzydliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest obrzydliwe, ale jakże skuteczne. Zwłaszcza jak jeszcze doda się do tego powołanie

      Usuń
  2. Odpowiedzialny lekarz najpierw zadba o swoje zdrowie, tez psychiczne, bo zmeczony i zdenerwowany niekoniecznie dobra diagnoze postawi:)

    Ale co tam, sama czesto daje sie wmanipulowac w prace z poczucia obowiazku wlasnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, a gdzież są ci odpowiedzialni lekarze? Gatunek wymarły. Aczkolwiek zauważam, że lekarska młodzież miewa lepsze podejście. Ale za to ma inne wady

      Usuń
  3. przeciez nikt nie jest doskonaly:)

    OdpowiedzUsuń