9.07.2019

Zatrzymanie czynności serca

   Takie chwilowe i bezzasadne, ale dotkliwe. Znacie to dziwne uczucie, kiedy w środku coś się kurczy, zaciska, na chwilę robio się ciemno przed oczami i brakuje tchu, wszystko jest sparaliżowane, nie ma szans na reakcję, powiedzenie choćby słowa, świat się wali i nie można już nic zrobić? Wiem, takie coś jest zarezerwowane dla najgorszych życiowych tragedii, nie ma co panikować na zapas. Parę razy w życiu miałam wątpliwą przyjemność przeżycia czegoś podobnego, może w skali od 1 do 10 było to gdzieś koło 5-6, ale też nie było to przyjemne.
   Dziś ta maleńka chwila była jak powiew wietrzyku , prawie że nic nie znacząca, ale przez kilka minut nie mogłam sie uspokoić. Wracałam z zakupów, akurat leciały w radio wiadomości. Wśród nich jedna informacja- droga z naszego miasta do miasta wojewódzkiego jest zablokowana z powodu czołowego zderzenia samochodów z ofiarą śmiertelną. A Kuba miał jechać do miasta. Uffff! Na szczęscie dopiero jutro. Ale w pierwszej chwili sparaliżowało mnie. Niby staram się nie martwić na zapas, nie przewidywać najgorszego, żeby czasem nie wywołać wilka z lasu, ale to się dzieje samo. Wiem, że nie mogę uchronić tych moich dzieci przed wszystkim, a zło czai się za rogiem. Sama cisnęłam Kubę, żeby zrobił prawo jazdy, a potem jeździł, sama dałam mu samochód. A jednocześnie przeżywam katusze, bo się boję, że nawet jeśli on będzie jechał ostrożnie i prawidłowo, to trafi się jakiś wariat, pirat drogowy, chwila i nieszczęście gotowe. Nieracjonalne, niepotrzebne, ale chyba wszystkie matki tak mają. Kiedy wracam od moich rodziców, to pierwszą rzeczą, którą muszę zrobić po wejściu do domu jest telefon do mamy, że dojechaliśmy cało i bezpiecznie.
   Żeby nie było, że tylko o Kubę się martwię. Mati praktycznie co wieczór wychodzi na spotkanie z kolegami, siedzą w pizzerii rodziców jednego z nich, albo gdzieś nad jeziorem, czasem jeżdżą rowerami. Bardzo się cieszę, że Mati ma kolegów, spędzają ze sobą czas, nie tylko siedzą przed komputerem. Ale- czy na pewno zachowują się odpowiedzialnie i bezpiecznie? Do tej pory nie wyczułam alkoholu ani papierosów, zachowanie nie wskazuje na inne używki, ale czy jestem aż tak czujna? Zazwyczaj Mati wraca dość późno, koło północy, zdarza się, że zasnę, zanim wróci. Ale przecież za 3 miesiące kończy 18 lat, więc nie mogę go pilnować jak małego dziecka. Zawsze przed wyjściem pyta, czy może  iść do kolegów, bardziej w formie żartu, a ja zawsze mówię, że może, tylko żebym nie musiała go odbierać z posterunku policji. Owszem, chłopaki są w grupie, więc w miarę bezpieczni, ale i tak trochę mi serce dygocze, bo nieprzewidywalność zachowań i pomysłów młodzieży jest przebogata.
   A Filip? Jedna z tych chwil zatrzymujących serce była w momencie, kiedy na kartce z laboratorium zobaczyłam "glukoza- 327mg%". I zrozumiałam w jednej chwili, że zmienia się wszystko. Czarna rozpacz, ale szybko się opanowałam i wiedziałam, że nie ma co płakać, trzeba działać. Tylko od tego momentu, w sumie prawie 5 lat, moje serce zatrzymywało się wielokrotnie, na ułąmek sekundy, na jedno mrugnięcie okiem, na okropną chwilę bezradności. I niestety wiem doskonale, że tak już będzie do końca życia. Najchętniej przywiązałabym go do siebie, nie spuszczała z oka nawet na moment, robiła wszystko za niego, podejmowała wszystkie decyzje, byle tylko cukier był w normie. Wiem, że się nie da. Muszę go usamodzielniać, musi się uczyć na swoich błędach (w bezpiecznym zakresie rzecz jasna), kiedyś w końcu wyfrunie spod moich skrzydeł i musze go na ten moment przygotować jak najlepiej. Ale to tak cholernie boli... Oj, zaraz się rozkleję, a nie powinnam. Jak widać to dzisiejsze zatrzymanie czynności serca wstrząsnęło mną znacznie bardziej, niż bym chciała.

6 komentarzy:

  1. Aguniu, jakże dobrze znam to uczucie!!! Jakże przeżywałam, kiedy chłopcy zaczęli "wyfruwanie" z domu. Pisałam już kiedyś, że siedziałam i kiwałam się jak w chorobie sierocej dopóki nie wrócili. Niczego nie byłam w stanie robić. Nauczyłam się wtedy afirmacji - "Moi bliscy są wszędzie i zawsze bezpieczni" - i klepałam ją na głos bezustannie, żeby zagłuszyć wszystkie katastroficzne myśli i usunąć takież obrazy sprzed oczu. Z czasem się przyzwyczaiłam, że są dorośli ale afirmację mówię do tej pory, kiedy mnie nachodzą jakieś złe myśli. Jesteś wspaniałą mamą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu. Też się staram odganiać te złe myśli, ale one bywaja tak natrętne...

      Usuń
  2. Ja też myślałam, że jesteś inna. Od rana tworzę czarne scenariusze. To męczy, odziera z sił, wyniszcza. Wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarne scenariusze- oby się nie spełniały. Ale nasze chęci sobie, a życie sobie. Dużo siły na zwyciężenie tych złych

      Usuń
  3. Jestes dzielna i silna! Dasz rade!

    OdpowiedzUsuń