7.07.2019

Lawendowo



Możecie się ze mnie śmiać, ale ta lawenda naprawdę mi się należała. Byłam wczoraj na targach, zakupiłam. Nie tylko lawendę oczywiście, mnóstwo rzeczy tam było, oczopląsu i zamętu decyzyjnego można było dostać. Na drugim blogu opisałam mniej więcej, co się działo. (kulinarnie). Oprócz bukietu lawendy, który pachnie obłędnie, kupiłam też mały słoiczek balsamu, na stoisku były jeszcze woreczki zapachowe, balsamy do ust, suche olejki do ciała, świece, olejki aromatyczne, mydełka... Wszystkiego by się chciało, ale przemówiłam sobie do rozsądku, przecież i tak wszystkiego nie będę używać, tym bardziej, że ceny nie najniższe. Ale raz na jakiś czas odrobina luksusu mi się należy.
    Pogoda zupełnie sfiksowała. Środek dnia, lipiec, a u nas ledwie 18 stopni i zimny wiatr. Dobrze, że przynajmniej nie pada. Oczywiście wybierzemy się po południu na spacerek nad jezioro, Mati twierdzi, że w zasadzie można by się i w tym jeziorze wykąpać, bo woda jest cieplejsza od powietrza, ale chyba się nie skuszę. No i cały najbliższy tydzień taki ma być. Trudno. Ja w pracy, więc dla mnie to nie przeszkadza. Chłopaki może jakoś zorganizują sobie czas. Byłymąż podobno ma urlop, może choć trochę się poczuje do bycia tatusiem, bo ostatnio z tym coraz gorzej. Przez tę swoją nową dziewczynę zupełnie zaniedbuje chłopaków. Oni się nie skarżą- jeszcze, ale i nie wspominają, że chcieliby się z tatą spotkać. Żal mi, że byłymąż traci kontakt z dziećmi, na własne życzenie. Tego nie da się potem nadrobić.
   A to fantastyczna herbatka malinowa i listkownik z białym makiem, coś  na deser, na osłodzenie życia. 
Bo jakoś mi tak niekoniecznie rewelacyjnie. Niby nic się złego nie dzieje. Nawet za mocno zmęczona nie jestem, pracy owszem sporo, ale dość rozsądnie, bywało znacznie gorzej. I niestety zapowiada się na gorzej. Od sierpnia odchodzi jeden z pracujących u nas chłopaków. Może nie pracował dużo, 3 razy w tygodniu po 4 godziny, ale była to odczuwalna ulga i większe pole manewru w razie konieczności niespodziewanego urlopu. Szefowa twierdzi, że o te godziny zwiększy czas pracy innego kolegi, ale on nie jest zbyt pracowity, więc owszem, będzie w pracy dłużej, ale więcej niż mu się będzie chciało nie zrobi. Trochę też skomplikuje mi się grafik i możliwości elastycznego czasu pracy, ale trudno. Chłopaki od września znów będą w jednej szkole, bo Filip poszedł w ślady Mateusza, dostał się do technikum na mechatronikę. A do tej szkoły jest dobra komunikacja miejska, więc może nawet odpadnie mi wożenie. Tylko jeszcze musze pomyśleć, co z dyżurowaniem. Coraz mniej mi się chce, coraz trudniej jest dopasować terminy, coraz gorzej znoszę nieprzespane noce. Tym bardziej, że byłymąż już zupełnie i całkowicie olewa moje dyżurowanie i konieczność opieki nad Filipem w nocy. Wcześniej to jeszcze chociaż deklarował, że w razie potrzeby dojedzie, a przed ostatnim dyżurem stwierdził, że skoro w domu jest Kuba i Mateusz, to może chłopaki poradzą sobie sami. Poradzą, ale uważam, że to nie do końca w porządku. Bywają noce spokojne, gdzie nic nie trzeba robić, poza sprawdzeniem cukru- ale to można na odległość, mam podgląd w telefonie. Ale zdarza się też i tak, że trzeba sprawdzić cukier z palca, podać korektę, zmienić bazę albo w drugą stronę- dosłodzić przy niskim cukrze. Rano też zazwyczaj trzeba zrobić kilka rzeczy- typu kalibracja, podanie insuliny na śniadanie nawet i pół godziny wcześniej, a robi się to jeszcze zanim się Filip obudzi. Mimo wszystko nie do końca mogę chłopakom zaufać. Filip w nocy zazwyczaj nie kontaktuje, nawet dodzwonić się do niego nie mogę, a budzić chłopaków- w sumie to nie do końca ich obowiązek, żeby zajmowac się bratem. Oni nie protestują, wręcz sami mówią, że mogą to robić, ale jednak uważam, że skoro mają ojca, to i on powinien trochę współpracować. A tak to sobie wymiksował się z jakiejkolwiek odpowiedzialności i ma spokój. Martwi mnie to, może trochę na zapas się boję, ale gdyby coś mi się stało, to musi być druga dorosła osoba, która będzie umiała ogarnąć wszystkie cukrzycowe sprawy. Filip to jeszcze dzieciak, ma prawo wielu kwestii nie umieć, nie zawsze udaje mu się wszystko zrobić jak trzeba, łatwo się denerwuje, a to źle wpływa na wszystkie inne aspekty cukrzycy. Poza tym nawet osoba dorosła w takiej sytuacji powinna mieć wsparcie, a tu tego brakuje. Jeśli mam wierzyć, że wszystko co robimy w przyszłości do nas w jakiś sposób wróci, to obawiam się, że w pewnym momencie byłymąż nie pozbiera się po ciosie od losu w rewanżu za dotychczasowe uczynki. Nie chcę mu życzyć źle, jego dziewczynie też, ale mogliby się oboje trochę zastanowić...

6 komentarzy:

  1. Kurczę... Ktoś by go (byłego) mógł postawić do pionu. Ile lat ma ta jego wybranka? Bo zachowuje się jak zazdrosna piętnastolatka. Nie może przeżyć, że bierze faceta "z dobrodziejstwem inwentarza"? A ile sama ma za uszami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mi się nie chce walczyć. Sam sobie szkodzi, a karma podobno wraca...

      Usuń
  2. Ech! nie bardzo możesz liczyć na byłego, ale nie odpuszczaj niech pomaga- we własnym interesie też, i niech ta pannica też wie że on ma dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odpuszczam, raczej czujnie obserwuję. Zemści się to na nim kiedyś, oby tylko nie ze szkodą dla dziecka

      Usuń
  3. Jasne, ze lawenda sie Tobie nalezala, razem z herbata i deserem!
    W ramach pracy nad soba (z dluzszego inernetowego wykladu) zapisalam sobie sformulwoanie: "traktuj sie dobrze", bo w ferworze zycia czesto zapominam, ze ja tez jestem czlowiekiem i potrzebuje odpoczynku, czy wsparcia. Zatem powtarzam, ze sie nalezalo!

    Bialego maku nigdy nie jadlam; jaki smak mialo ciastko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się trochę o siebie zadbać, tak w porywach.

      Biały mak jest podobno pochodzenia azjatyckiego. Używa się go też do rogali świętomarcińskich. Smak podobny do zwykłego maku, może ciut bardziej wyrazisty, z delikatną goryczką.

      Usuń