21.08.2019

Deszczowo

Pada od rana. Diametralna zmian pogody, wczoraj nie zanosiło się na ten deszcz, a ja, jako że ani telewizji, ani radia, ani innych mediów z prognozami pogody nie używam, to zostałam zaskoczona.
A dziś chłopaki jada na obóz. Obaw trochę mam. Mati- czy uda mu się dogadać z nowa partnerką, na ile się zgrają. Te kilka treningów pod koniec roku szkolnego za wiele nie pokazało, teraz trenując po kilka godzin dziennie dopiero się okaże, czy znowu nie trafiła nam się dziewczyna nazbyt ambitna, czy ich cele będą podobne, czy dadzą radę się dogadać bez zgrzytów. Jeśli nie- trudno. Mati nie jest w chwili obecnej nastawiony na wielkie sukcesy taneczne, po cichu wydaje mi się, że robi to dla świętego spokoju, ale może się mylę? Czas pokaże.
Z Filipem wiadomo- cukry. I jego nerwy, kiedy tylko coś idzie nie tak. Wczorajszy wieczór był pod znakiem warczenia i złości. Sensor nie wystartował nawet po zmianie transmitera i wykonaniu wszystkich zaleceń pani z infolinii (swoją drogą- pomoc firmy w takich sytuacjach jest rewelacyjna. Mogę dzwonić o każdej porze, zawsze coś tam doradzą, w miarę chętnie przyjmują reklamację sensorów i dostajemy nowe. Aż mi czasem wstyd, bo wiecznie coś się ostatnio dzieje, trafiają się chyba felerne partie). Więc kłucie palców, niechętnie bardzo. A już jak cukier pokazuje się prawie 400, to od razu foch i obrażenie na cały świat. Dość opornie szło obniżanie, ale w końcu się udało. Ze zmianą sensora czekamy, między innymi po to, żeby kolejny działał dłużej, co przy wyjeździe jest dość ważne. I tak oto przez prawie 2 doby przypominam sobie jak to było bez monitoringu. Dziwnie. Nie wiedzieć jaki jest cukier w każdej chwili. Tym bardziej, że na odczuciach Filipa nie można polegać. Z jednej strony technika ułatwia życie, z drugiej- uzależnia, rozleniwia i kiedy coś padnie, to człowiek od razu jest bezradny.
A ja jeszcze urlopuję. Miły jest taki leniwy poranek, ale zaraz wstać trzeba, jeszcze są zakupy do zrobienia, obiad, zawieźć chłopaków. I wieczór przyjdzie niespodziewanie, może deszcz przestanie padać, to trochę pojeżdżę rowerem. Dopiero teraz czuję solidne zmęczenie w nogach, ale warto. Poza tym w głowie mam tyle do zrobienia, powinnam sobie to jakoś rozplanować, poukładać, ale zupełnie mi nie idzie. Kiepska jestem w planowaniu, zwłaszcza spraw życiowych. Najczęściej coś tam zaczynam, ale szybko poddaję się i w rezultacie jest radosna twórczość i artystyczny chaos. Za wiele spraw zostawiam na ostatnią chwilę albo licząc, że w międzyczasie wpadnę na jakieś genialne rozwiązanie. Zazwyczaj tak bywa, ale nie jest to komfortowa sytuacja. I przez to też tracę sporo czasu na różne duperele. Fakt, że ten okres wakacyjny nie sprzyja poukładaniu. Zaraz wakacje się skończą i wtedy wejdziemy w schematy, będzie więcej zajęć i dzięki temu wymusi się planowanie. Znów będę prawie perfekcyjna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz