17.09.2019

Przedślubne emocje

   Im bliżej godziny "0", tym więcej emocji, więcej stresów. Ja jestem wyjątkowo i dziwnie spokojna, może dlatego, że myśli zaprząta mi jeszcze kilka innych spraw, część bardzo dobrych, część dla równowagi niepokojących, więc wszystko jakoś trzyma poziom. Powiedziałabym, że odczuwam lekką ekscytację pomieszaną z delikatnym podenerwowaniem. Jakoś to przecież będzie. Lepiej, gorzej, może coś się nie uda, może będzie jakaś wpadka, o której będą krążyły rodzinne opowieści, a może będzie idealnie. Chyba to taki mechanizm obronny, żeby nie wpaść w spiralę stresu.
  Bo dzieciaki niestety wpadły w tę spiralę. Wczoraj była burza z piorunami, zakończona kwestią "ślubu nie będzie". Poszło o spóźnienie 5 minut, niedomyślenie się, że druga strona chce o czymś porozmawiać, a w końcu o to, kto zawsze przeprasza, a kto ma rację chociaż jej nie ma. Kuba jest raptus, nerwus i choleryk, a moja synowa chce go trzymać na bardzo krótkiej smyczy, czasem nawet zbyt krótkiej. I wystarczy mała iskra, a od razu szaleją te niepotrzebne, niekoniecznie pozytywne emocje. Dobrze, że dają się opanować. Choć trochę musiałam młodemu nakłaść do głowy, jak wyglądają meandry kobiecej logiki oraz uczuć, które mają prawo targać panną młodą przed ślubem. Nieco ściemniałam, bo z autopsji niewiele pamiętam. Z byłymmężem do pewnego momentu byliśmy parą idealną, kłótni i nieporozumień nie było, sielanka i harmonia. Ślub braliśmy w trakcie mojej sesji na ostatnim roku studiów, więc nie miałam czasu na przygotowania, wszystko zrobili za mnie inni. Zresztą w tamtych czasach trochę inaczej wyglądały wesela, nie było aż tak  rozbudowanej całej otoczki, zwłaszcza na wsi, gdzie mieszkałam.
    Dopinamy ostatnie detale, we czwartek mamy ustroić salę, potem w piątek ostatnie szlify,  w międzyczasie ogarnianie reszty drobiazgów. Sobota rano fryzjer, kosmetyczka i wielka chwila o godzinie 16. Chyba przeżyję. Oby tylko jeszcze pogoda w miarę dopisała, bo na razie zrobiło się paskudnie- zimno, wiatr, deszcz. A miało być jeszcze w miarę ciepło i słonecznie.
    Byłymąż zapowiedział się dziś na krótką rozmowę, jakieś 2 godziny temu, ale coś się nie pojawia. A przydałoby się parę rzeczy uzgodnić. Tym bardziej, że to nie koniec imprez. Początek października to urodziny Filipa i Mateusza. Mateusza to nawet 18, więc wypadałoby uczcić jakoś konkretniej. Myślę o obiedzie dla najbliższej rodziny czyli byłoby pewnie 20-22 osoby. Mateusz zrobił już sobie fantastyczny prezent- wczoraj dowiedzieliśmy się, że w ramach projektu unijnego "Profesjonaliści w zawodzie" otrzymał stypendium, naprawdę konkretne pieniądze. Ten projekt obejmuje uczniów klas III technikum, ze szkoły wybrano 15 osób z najwyższymi ocenami z przedmiotów zawodowych i kierunkowych plus dodatkowa aktywność w zakresie pracy na rzecz szkoły lub inne działania społeczne. Jestem niesamowicie dumna z mojego syneczka.
    A potem to już mam nadzieję, że odetchnę z ulgą i zajmę się sobą i swoimi przyjemnościami. Mam kilka ciekawych planów, nie wiem co z tego wyjdzie, ale niektóre mogą dość mocno zmienić moje życie, na lepsze oczywiście. Przynajmniej tak zamierzam.
   To tyle. Pewnie z kolejnym wpisem pojawię się już po imprezie. Trzymajcie kciuki za w miarę bezbolesny przebieg i opanowanie wszystkiego co się opanować da. Oraz żeby mi się makijaż za bardzo nie rozmazał. 

7 komentarzy:

  1. Trzymam mocno kciuki zwłaszcza za ten makijaż...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze będzie :) Wszystkiego co najlepsze dla Młodych i Nowej Teściowej :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko na pewno pójdzie dobrze ale kciuki i tak potrzymam:) ella

    OdpowiedzUsuń
  4. Dołączam się do życzeń, kciuki trzymam i wierzę, że dasz radę :-) pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzymaj sie dzielnie!
    NAjlepszego Mlodym:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedawno za mnie trzymano kciuki i wszystko świetnie sie udało, nawet rzęsy dotrwały do rana:-)

    OdpowiedzUsuń