3.10.2019

Cukrowy zawrót głowy

   Bywają spokojne dni, z ustabilizowanym cukrem, wręcz idealnie. Ale niestety znacznie częściej jest z wieloma zawirowaniami, w górę i w dół, czasem jak na karuzeli albo rollercoasterze. Mogę sobie kombinować, zmieniać, ustawiać, przestawiać, a i tak cukrzyca będzie się rządziła swoimi prawami. Do tego lekko przemądrzały 15- latek, który lepiej wie, jak być powinno, chce robić wszystko po swojemu, trochę się buntuje przeciwko ograniczeniom, trochę lekceważy zagrożenia, zapomina lub świadomie ignoruje pewne zasady. Jeszcze niedawno to był słodki ( w przenośni oraz na żywo) syneczek, który słuchał mamusi, a teraz potrafi pokazać fochy, odburknąć, zignorować polecenie. Bunt okresu dojrzewania plus cukrzyca i niestabilna sytuacja emocjonalna to jest dopiero mieszanka wybuchowa.
   Nie mogę ostatnio utrafić w odpowiednie dawki bazy i przeliczniki na insulinę do posiłków. A co za tym idzie- zbyt często jest albo paskudne hipo, albo cukry pod niebo i problem z obniżeniem. Od kiedy zaczęła się szkoła jest duża tendencja do spadków, nawet do 10-15 % czasu z cukrem poniżej 70. Z kolei jak zmniejszę ilość insuliny- zaraz jest zbyt wysoko. Zmiany bazy raz działają, a raz nie. Najbardziej chyba wkurza, kiedy przez cały dzień cukier jest prawie idealny, a przychodzi noc i zaczyna się huśtawka. Po kilku takich nocach dochodzi do tego, że budzik wyje przez pół godziny, zanim uda mi się obudzić. Bywa też odwrotnie- noc z idealną kreską na poziomie 100-120, więc śpię szczęśliwa, za to w dzień a to się zapomni podać insulinę, a to zje fast foodowe jedzonko, a to jakiś problem w szkole i od razu nie wiadomo co się dzieje. Staram się podchodzić do tego spokojnie, bo i tak nie mamy źle, hemoglobina glikowana u takiego nastolatka w okolicach 6,0-6,3 to wręcz marzenie wielu rodziców i diabetologów. Ale wiem, że mogłoby być jeszcze lepiej. Ten mój wrodzony perfekcjonizm jednak nie odpuszcza, wbija mi szpileczkę i kusi, kusi... Ale próbuję się nie dać. W końcu z jakiegoś powodu zrezygnowałam z tytułu mamy- nie- perfekcyjnej.
   Dużym ułatwieniem, ale i sporym źródłem stresu w tym wszystkim jest nasz monitoring glikemii. Niby cudowne urządzenie, ale coraz częściej zawodne. Sensor powinien działać pełne 6 dni, tymczasem sporo razy zdarzało się, że przestawał wiarygodnie pokazywać poziom cukru 12-24 godziny przed końcem. Różnice bywają nawet po 100-150,a  to już się robi niebezpieczne. Do tego niechęć Filipa do kontrolowania cukru z palca i są momenty, kiedy nie wiem jak dalej działać. Wczoraj było jeszcze ciekawiej- sensor działał dobrze, zakończył swój żywot o 21, po naładowaniu transmitera, założeniu nowego sensora i okresie inicjalizacji, trzeba było skalibrować o północy. Godzinę później- alarm "brak pomiaru glukozy przez sensor. Utracono połączenie". Nie wiadomo dlaczego. Doczekałam do 4, w międzyczasie kilka razy mierząc cukier z palca i próbując rozwiązać problem. Nie pomogło resetowanie telefonu, dociskanie transmitera i inne dotychczas skuteczne w takich sytuacjach sposoby. O 4 spróbowałam jeszcze oszukać sensor- odłączyłam na chwilę transmiter, a potem aktywowałam sensor jako nowy. Działał 15 minut i padł. Kiedy Filip wstał, założyliśmy nowy sensor. Nie lubię tego robić przed szkołą, bo na początku jest częstsza kalibracja, do tego potrzebne są w miarę stabilne cukry, a w szkole o to trudno. Dziś Filip przeszedł samego siebie- okazało się, że nie wziął do szkoły glukometru. Wyjął go z plecaka, żeby dołożyć pasków i zostawił na biurku. Zadzwonił do mnie po ratunek, dobrze, że mi przyszło do głowy, że przecież w szkole jest pielęgniarka i ma w gabinecie glukometr. Sytuacja dała się opanować, choć już było dość gorąco. Jak nie urok, to przemarsz wojsk radzieckich...
   A teraz z kolei jest jeszcze ciekawiej. Jestem na dyżurze, więc nie mam możliwości bezpośredniej kontroli, tylko na telefon. Filip był na treningu, cukier pod koniec spadł do 45- super. Ale zaraz został podniesiony przez 2 kawałki tortu (świętowanie awansu do wyższej klasy jednej z par). Więc teraz mamy coś koło 200. A co będzie w nocy- nie mam pojęcia. Byłymąż oczywiście nie może nocować u chłopaków. Czuję, że to będzie bardzo wesoła noc.
  Na szczęście za 2,5 tygodnia mamy cokwartalną wizytę u pani profesor. Może jej uda się jakoś doprowadzić do ładu nasze wahania. A może stwierdzi jak zwykle, że dobrze sobie radzimy i tyle. Możliwe, że chcę zbyt dużo... Ale nie lubię tego zwariowanego stanu, kiedy bezradnie patrzę i nie wiem co robić, żeby wyjść z błędnego koła hipo i hiper. Wiem, że się nie da, ale nadal dążę do ideału.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bywa różnie, ciągle liczę, że w końcu będzie znacznie lepiej

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nie mamy wyjścia- z tym się żyje i tylko od nas zależy jakie to życie będzie

      Usuń
  3. Przytulam Cię serdecznie, bo więcej nic nie mogę... i ślę Ciepłe z Puchatym w potrzebnych ilościach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, potrzeba ogromnych ilości w niektórych momentach...

      Usuń