8.10.2019

Koszmar wielokrotny

  To co przeżyłam ostatniej nocy było przeokropne. Nie wiem, czy wcześniej kiedykolwiek aż taka trauma mi się trafiła. Oczywiście wszystko to moja wina i na własne życzenie. Niepotrzebnie wzięłam ten nadliczbowy dyżur w niedzielę, łatwiej byłoby mi wszystko ogarnąć i ustawić, ale nie, poczucie obowiązku i odpowiedzialności zwyciężyło nad rozsądkiem. Tak że mogę się wkurzać tylko na siebie. I po raz kolejny obiecywać sobie, że nie dam się wmanewrować w takie sytuacje. To jest tylko praca dodatkowa, nie muszę tego robić, powinnam traktować te dyżury jako mało ważny epizod i na zasadzie mogę i chcę- to biorę, nie mogę lub nie chcę (zwłaszcza nie chcę)- żadna siła mnie nie zmusi. A tymczasem wychodzi na to, że w kółko daję się wrobić. Owszem, dodatkowa kasa zawsze jest mile widziana, ale tak prawdę mówiąc żadne pieniądze nie są warte takiego stresu, jaki ostatnio przeżyłam. Chciałbym móc złożyć uroczystą obietnicę, że już nigdy więcej, ale obawiam się, że to nierealne...
    O ile niedzielna noc była spokojna, to już poniedziałkowa- to był właśnie ten koszmar. Dodatkowo zwielokrotniony przez cukrzycę i chore relacje z byłymmężem. W poniedziałek pracowałam do 18 i od razu potem poleciałam na dyżur. Wydawało mi się, że wszystko jest  poukładane i ogarnięte, byłymąż powiadomiony, żeby czuwał choć na odległość. Cukry przez cały dzień bardziej niż przyzwoite, więc miałam nadzieję, że jakoś przetrwam do końca tego maratonu. Filip poszedł jeszcze na dodatkowy trening tańca i tam coś się zadziało nie tak jak powinno. Tylko nie mogę zgadnąć co. Powolutku, systematycznie cukier zaczął rosnąć- 120-167-189-247-346-456. W międzyczasie Filip sam podał korektę z pena, wymienił wkłucie, podawał kolejne dawki insuliny, wymiotował, pił wodę z cytryną, czuł się koszmarnie. Ja czuwałam telefonicznie, nerwy mnie zjadały. Na dodatek nie mogłam dodzwonić się do byłegomęża. Cały czas- przez ponad 2 godziny miał zajęty telefon. Zapewne konwersował z narzeczoną, ale próbowałam dobić się do niego sms-em, na messengera- nic. W końcu zadzwoniłam do szwagra z prośbą, żeby do niego podskoczył i ściągnął do chłopaków. Wstyd mi było uciekać się do takich metod, ale już nie miałam wyjścia. Filip nie nadawał się do podróży, Mateusza wolałam nie wysyłać, żeby Filip nie został sam w domu. Kiedy byłymąż w końcu się odezwał, poinstruowałam go co ma robić. Zwłaszcza zależało mi, żeby jednak został z chłopakami i czuwał na miejscu, a nie z doskoku. Cukier spadał bardzo opornie, dopiero o 3.30 doszedł do 155. I wtedy dostałam sms-a od byłegomęża, że wraca do siebie. Serio? Nie mogłam uwierzyć. No nie mogłam. Po tylu dawkach insuliny- mogły się skumulować i zrobić totalny zjazd. Do tego sensor przestał działać przed czasem i nie było podglądu- chyba zbyt wysoki cukier go wyczerpał, więc wypadałoby jeszcze ze 2 razy do rana sprawdzić poziom. A on sobie poszedł. Czy tylko mnie wydaje się to nie do końca normalne i rozsądne? W tym momencie już nie tylko zdrowie, ale i życie Filipa było zagrożone, a ojciec zostawia swoje dziecko! Naprawdę nie potrafię tego pojąć.
    Do szkoły Filip dziś nie poszedł, nie był w stanie. Cukry wróciły do względnej normy w okolicach obiadu. Teraz mogę się tylko zastanawiać jaka była przyczyna tego koszmaru, ale pewnie i tak się nie domyślę. Nie chciałabym, żeby to się kiedykolwiek jeszcze powtórzyło. Chyba jedynym gorszym koszmarem byłaby hipoglikemia z utratą przytomności i koniecznością podania glukagonu. Ta noc wyczerpała mnie i fizycznie, i psychicznie. Na dodatek na weekend planowałam wyjazd i to dość daleko. Nie chcę z niego rezygnować, wszystko ustalone, zaklepane, miałam się dobrze bawić. Jedyny problem- to jest 350 km. Nie wrócę w 5 minut w razie awarii. A byłymąż, który ma się ZAOPIEKOWAĆ synem, jak widać ma w nosie jego bezpieczeństwo. Nie chciałabym robić awantury, ale skoro moje spokojne instrukcje nie przynoszą spodziewanego efektu... Tylko znów- zaraz włączą mi się wyrzuty sumienia, wiem że niepotrzebnie, ale ten wyjazd to moja zachcianka, odskocznia, przyjemność, a nie konieczność. Powinnam być rozsądną matką- polką i zająć się dzieckiem, a nie sobą. Ale z drugiej strony- dziecko ma też ojca, w równym stopniu odpowiedzialnego za opiekę nad nim. Poza tym za moment ten ojciec wyjeżdża na drugi koniec Polski, wiec tym bardziej powinien nieco więcej czasu podarować dziecku. Ale chyba oczekuję za dużo. Mam cichą nadzieję, że to co miało być złe, już się wydarzyło i nic nie popsuje mi miłęgo weekendu...

7 komentarzy:

  1. To już było zagrożenie życia. I czas, aby byłemu ktoś to uświadomił. Głośno i DRUKOWANYMI LITERAMI. Skoro on może robić co chce, to ty możesz ZAŻĄDAĆ opieki nad dziećmi, gdy Ciebie nie ma. Kropka.
    Bardzo Ci współczuję. Ale mam nadzieję, ze wyjazd dojdzie do skutku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko co do tej pory napisałaś o byłym sprawia, że wcale nie jestem zaskoczona jego zachowaniem tej nocy. Zdziwiłabym się bardziej gdyby nagle wykazał się wiedzą o cukrzycy, zagrożeniach i odpowiedzialnością.Przestań wreszcie być grzeczną Agusią i uświadom mu jakim jest ... tu słowo niecenzuralne...ella

    OdpowiedzUsuń
  3. Ex jest niepoważny i zupełnie Ci się nie dziwię. On bardzo bagatelizuje tą chorobę i w ogóle się nie stara zrozumieć.Tupnij nogą w tym przypadku. Zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zachował się jak smarkacz, niedojrzały i nieodpowiedzialny. Chyba naprawdę nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji.
    Mam nadzieję, że już się unormowało i pojedziesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny, dziękuję hurtowo za wsparcie. Zawsze się zastanawiam, czy ja aby nie przesadzam w tym narzekaniu na byłegomęża, bo może mam za duże wymagania? A sama tylko udaję taką świętą? Ale ostatnia noc pokazała, że można, jeśli się chce... Chyba miarka się przebrała i w końcu coś dotarło. Ciekawe na jak długo

    OdpowiedzUsuń