26.10.2019

Tydzień

   No to dziś właśnie minął tydzień od mojego wypadku- upadku. Jakoś sobie radzę.Coraz sprawniej idzie mi ubieranie, mycie i inne codzienne czynności. Choć niestety wiele rzeczy pozostaje poza moim zasięgiem. Chłopaki dzielni, pomagają jak umieją i jak ich poinstruuję. Zaczynam przesypiać noce, bo pierwsze nie były zbyt komfortowe. Dosypiam też w dzień i to sporo. To chyba efekt odstawienia kawy. Wiem, że teraz to już musztarda po obiedzie, ale te 4 kawy dziennie moim kościom nie pomogły. A wydawało się, że byłam przyzwyczajona i te dawki kofeiny wcale mnie nie pobudzały. Dopiero przy braku widać, że efekt jednak był. Próbowałam zastąpić zwykłą kawę taką ekologiczną z cykorii, ale była obrzydliwa, więc piję zwykłą inkę. Da się.
   Palce nadal spuchnięte i sinogranatowe, ale i tak jest lepiej. I nie boli, jeśli nie ruszę ręką nieodpowiednio. Ale i tak ten ból jest do wytrzymania. Mogę już czytać i korzystam z tego, choć dość trudno znaleźć dobrą pozycję na dłużej. Dzięki Cytrynce, która zaaplikowała mi rewelacyjny "środek przeciwbólowy", w piątkowe popołudnie rozkoszowałam się "Pokrzykiem" czyli najnowszą Puzyńską. Co prawda ten weekend w planach miał być zupełnie inny i wszystko diabli wzięli, ale trudno. Czasem dobrze poczekać na przyjemności, potem lepiej smakują. Mam tylko nadzieję, że ten smak nie okaże się potem zbyt gorzki albo się nie przeterminuje.
  Z tego wszystkiego okazało się, że muszę kupić sobie coś na grzbiet. Rękawy żadnej z moich kurtek i innych okryć, poza jednym cienkim sweterkiem, nie dały się przełożyć przez gips. A robi się coraz chłodniej. Muszę mieć coś do ubrania się na wyjście, chociażby na wizytę do ortopedy. Najbardziej mi przeszkadza, że nie pojedziemy na cmentarze na Święto Zmarłych, wiem, że to nieobecność usprawiedliwiona, ale jednak... Niby Kuba mógłby być kierowcą, ale ma swoje plany i logistycznie ciężko to pogodzić. Wkurza, że nie mogę prowadzić samochodu (a może mogę? Nie, lepiej nie sprawdzać). Choćby dziś- Mati ma osiemnastkę kolegi poza miastem. Miał jechać z kolegą,, ten w ostatniej chwili zrezygnował i klapa. Bo choć Mati zdał już egzamin na prawo jazdy to dokumentu nie ma, a poza tym nie dałabym mu tak od razu swojego samochodu. Byłymąż pojechał do swojej narzeczonej. Dobrze, że szwagier mógł go podrzucić, a jak wróci- nie wiem.
  Kolejny aspekt mojego unieruchomienia- finanse. Jestem na zwolnieniu. Nie pracuję- nie zarabiam. To co mi ZUS zapłaci- cóż, przy najniższej składce nie zaszaleję. A nikt nie będzie pytał, czy mam za co zapłacić rachunki. Dobrze, że mam trochę oszczędności, potem może będzie coś z ubezpieczenia, ale komfortowo się nie czuję. Zawsze tego się bałam i mam... O dziwo jedynie byłymąż zapytał, czy mam kasę na życie, wszyscy mówią raczej, że teraz przynajmniej odpocznę... Chrzanić taki odpoczynek. A byłymąż przez wiele lat prowadził moje rozliczenia finansowe, więc wie, jak to wygląda.
  No i tak to jest... Dopiero tydzień.

2 komentarze:

  1. Oj, to życie wystawia Cię na wielka próbę!
    Groby nie uciekną, poczekają, liczy sie pamięć o bliskich, którzy odeszli, zapalisz dla nich świeczkę w domu i obejrzysz album ze zdjęciami:-)
    Czasem moment wystarczy by zmienić nasze życie, oby ręka szybko i dobrze wróciła do normalności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wiem, że czasem trzeba zwolnić i pewne rzeczy odpuścić, a świat się nie zawali

      Usuń