Nawet więcej niż dwie, bo bywają jeszcze inne, mniej częste
postaci tej słodkiej z nazwy choroby. Jeden wspólny mianownik- za dużo glukozy
we krwi, a co za tym idzie objawy i powikłania. Leczenie- cel jest jeden- obniżyć
poziom glukozy, sposoby osiągnięcia tego celu- bardzo różne, w zależności od
typu. Ale zawsze chodzi o insulinę. Albo trzeba ją podawać z zewnątrz, albo
pobudzić organizm do większej produkcji, albo sprawić, żeby zechciała działać
na komórki jak należy. Nie jest to łatwe. Insulina jest białkiem. Białka są
trawione w żołądku, dlatego insulina nie może być podawana doustnie, a wyłącznie
w formie podskórnych zastrzyków, inne leki wpływające pośrednio na działanie
insuliny lub obniżające poziom glukozy są głównie w formie tabletek
Trójwymiarowa struktura
chemiczna insuliny- z Wikipedii
Cukrzyca, po łacinie dźwięcznie nazywana Diabetes
mellitus, to choroba znana od tysięcy lat, do bardzo niedawna była też
śmiertelną chorobą, nikt nie znał na nią
leku. Próbowano intuicyjnie ratować chorych dietą wysokobiałkową lub
wysokotłuszczową i niskowęglowodanową, ale bez większego powodzenia. Dopiero
odkrycie insuliny w 1922 roku uratowało pierwszego cukrzyka typu 1. Bo tak
naprawdę ta cukrzyca, od której się zaczęła historia choroby to właśnie typ 1.
Pierwsze wzmianki pochodzą ze starożytnego Egiptu, 1500 lat p.n.e. Wtedy
ówcześni lekarze zauważyli, że ta tajemnicza dla nich choroba, oznaczała bardzo
częste oddawanie moczu oraz utratę wagi. Dzięki temu nazwali ją ‘ogromnym
oddawaniem moczu’. Samo słowo ‘diabetes’ pojawiło się ok 250 p.n.e w pismach
greckiego lekarza, Apoloniusza z Memfis. Diabetes z łaciny oznacza’
przeciekanie’ lub ‘przelewanie się przez coś’, i odnosiło się do ogromnego
pragnienia i częstego oddawania moczu jakim charakteryzują się osoby chore. Tak
jakby wypijana woda przez nie przeciekała. Już od początku historii choroby,
lekarze zauważyli że mocz chorych jest słodki i że przyciąga mrówki i inne
insekty. Niektórzy lekarze w ramach diagnozy próbowali więc próbkę moczu. Stąd
pochodzi druga część nazwy – ‘mellitus’, czyli miodowy, słodki. Nie była to
wtedy jeszcze choroba częsta. Dalsze badania nad cukrzycą, jej przyczynami i
leczeniem kryją się za zasłoną wieków. Pewnie gdzieś są opisane, jak to w nauce
bywa, ale na tyle mało odkrywcze, że się o nich mało pisze więc nie dotarłam do
tych informacji. Później, w czasach rewolucji francuskiej dokonało się pierwsze
rewolucyjne odkrycie w dziedzinie diabetologii. Jego autorem był Szkot John
Rollo. Zauważył, że ilość cukru w moczu zależy od zawartości talerza chorego:
pokarmy roślinne zwiększają zawartość cukru we krwi, a pokarmy zwierzęce
zmniejszają. Było w tym sporo racji, jako że te pierwsze składały się głównie z
węglowodanów, a drugie z białek i tłuszczy. Rollo był pierwszym lekarzem, który
zaczął leczyć cukrzycę dietą o niskiej zawartości węglowodanów. Stało się to
podstawową formą terapii aż do odkrycia insuliny. Do czasu odkryć Rollo
uważano, że organem odpowiedzialnym za cukrzycę są nerki (ponieważ jednym z
objawów był słodki mocz). Potem winą za chorobę zaczęto obarczać żołądek, w
którym miał zachodzić proces wytwarza cukru z pokarmów roślinnych. O trzustce
nikt do tego czasu nie pomyślał. W połowie XIX wieku podejrzenia padły na
wątrobę. Claude Bernard zauważył, że w krwi zdrowych zwierząt zawsze znajduje
się glukoza. W kolejnych badaniach odkrył, że w wątrobie znajduje się
substancja, która magazynuje glukozę i produkuje cukier. Nazwał ją glikogenem,
co dosłownie oznacza „tworzący cukier”. W połowie XIX wieku berliński student
Paul Langerhans opisał pewną grupę komórek trzustki. Były one zupełnie inaczej
unerwione niż reszta tego narządu. Jego badania przeleżały niezauważone kolejne
20 lat, aż zwrócił na nie uwagę Gustaw Laguesse. Nazwał je „wyspami
Langerhansa” i odkrył, że produkują substancję mającą udział w procesie
obniżania stężenia glukozy we krwi. Nazwał tę substancję insuliną od
łacińskiego słowa insula, czyli „wyspa”. Mniej więcej w tym samym czasie
francuski lekarz Apolinary Bouchardat zauważył, że chorzy dzielą się na dwie
zasadnicze grupy. Do pierwszej należały osoby starsze i otyłe, które zgodnie z
odkryciem Johna Rollo dobrze reagowały na dietę oraz na zwiększony wysiłek
fizyczny. Druga grupa, którą zauważył Francuz, to osoby młode i szczupłe, na
które terapia złożona z diety i wysiłku w ogóle nie działała. Niedługo potem
wprowadzono terminy „cukrzyca osób szczupłych” i „cukrzyca osób otyłych”. W
kolejnym przełomowym eksperymencie niestety ucierpiały psy. Niemieccy naukowcy
Mering i Minkowski odkryli, że usunięcie trzustki u psów wywołuje cukrzycę, a
wszczepienie jej z powrotem (wystarczył niewielki fragment wszczepiony pod
skórę) zapobiegało rozwojowi choroby. Za ten dziwny mechanizm odpowiedzialna
była – produkowana przez komórki beta trzustki – insulina.W 1922 r.
Kanadyjczycy Frederick Banting, Charles Best i James Collip (z pomocą
kierownika kliniki Johna Macleoda) uzyskali insulinę na tyle czystą, że mogli
ją wstrzyknąć choremu na cukrzycę pacjentowi. 23 stycznia 1922 r. Leonard Thompson
miał 14 lat i ważył 30 kg. Od 3 lat chorował na cukrzycę typu 1. Znajdował się w śpiączce i
czekał na śmierć. To on był pierwszym człowiekiem, któremu wstrzyknięto
insulinę.
Leonard Thompson przed wyizolowaniem insuliny w wieku 3 lat i po kuracji insuliną w 1922 r.
Fot. za: Trumanlibrary.org
Leonard Thompson żył jeszcze 13 lat, zmarł na zapalenie
płuc w wieku 27 lat.
Obecnie na cukrzycę typu 1 choruje około 10% diabetyków,
pozostałe 90% to cukrzyca typu 2. Dwie najważniejsze przyczyny cukrzycy typu 2
to upośledzenie wydzielania insuliny, na które wpływ mają różne czynniki genetyczne,
oraz oporność na działanie insuliny, której przyczyną mogą być zarówno czynniki
genetyczne, jak i otyłość. Tak więc w powstawaniu cukrzycy typu 2 biorą udział
dwa czynniki: genetyczny, na który nie mamy wpływu, oraz środowiskowy -
otyłość, zwłaszcza brzuszna, która jest tzw. czynnikiem modyfikowalnym, czyli
wynika w znacznej mierze z trybu życia danej osoby i może ulec zmianie wskutek
odpowiedniego postępowania. Cukrzyca typu 2 jest też chorobą dziedziczną.
Zwykle dotyczy osób w starszym wieku, ale ze względu na epidemię otyłości, wiek
zachorowania na cukrzycę typu 2 znacznie się obniżył i bywa ona w coraz
młodszym wieku, niekiedy nawet u nastolatków. Popularna „dwójka” rozwija się
wtedy, kiedy nasze ciało nie jest w stanie w pełni wykorzystać insuliny
produkowanej przez trzustkę. W takim przypadku trzustka zaczyna produkować
jeszcze więcej insuliny, aby zapobiec wzrostowi poziomu cukru we krwi. Przez
wiele lat może rozwijać się podstępnie, dając skąpe objawy lub nawet nie dając
ich wcale, a bywa wykryta przypadkowo lub przy diagnostyce innych chorób.
Często w momencie diagnozy już widać powikłania, które ta podstępna choroba
wywołała.
Cukrzyca
typu 1 jest
chorobą autoimmunologiczną. Oznacza to, że nasz organizm z niewiadomej
przyczyny zaczyna produkować przeciwciała niszczące komórki produkujące
insulinę. Nie ma możliwości przewidzieć, kogo ta choroba dotknie. I nie ma
absolutnie związku z ilością zjadanych słodyczy. Owszem można podejrzewać, że w
rodzinach obciążonych chorobami autoimmunologicznymi ryzyko wystąpienia
cukrzycy będzie większe, ale mimo to
jest to jest wielka loteria i niewiadoma. Do pewnego momentu organizm
radzi sobie z wysokim poziomem cukru, a potem jest klasycznie- wzmożone pragnienie-
picie litrami czego popadnie, a przez to ogromne ilości oddawanego moczu, chudnięcie, czasem
bardzo gwałtowne. Zaburzenia koncentracji, zaburzenia widzenia, senność. Oddech
pachnie jabłkami. Wtedy cukier jest już wysoki- bywa 300, 400, a nierzadko i
koło 1000mg%. W badaniach krwi stwierdza się kwasicę ketonową- stan zagrażający
życiu. Jedyna rada to szpital i insulina. Od tego momentu zaczyna się wyboista
droga diabetyka. Bo jest to choroba bardzo wymagająca, do końca życia, nie
pozwalająca na moment zapomnienia. Na początku choroby bywa tak zwany „miesiąc
miodowy” czyli remisja, kiedy na pewien czas wydaje się, że objawy choroby
ustąpiły. Bo dawki insuliny są malutkie, czasem nawet udaje się obejść bez
insuliny. Trwa różnie długo, kilka tygodni, kilka miesięcy, wyjątkowo kilka
lat. Ale może też nie być „miodowego miesiąca” wcale. Kiedy się zdarzy, w
chorych, a zwłaszcza ich rodziców, wstępuje nadzieja- może diagnoza była
błędna, może to jednak nie cukrzyca. Niestety to tylko chwila w cukrzycowym
życiu, potem jest już szara rzeczywistość. Pomiary cukru we krwi, ważenie
jedzenia, przeliczanie dawek insuliny, ciągła samokontrola. No właśnie. O ile w
cukrzycy typu 2 lekarz ustala dawki leków, dietę i można się tych ustaleń trzymać,
o tyle w cukrzycy typu 1 tak się nie da. Już w szpitalu lekarze podkreślają, że
to my, rodzice, jesteśmy najważniejszymi lekarzami swojego dziecka. To my
musimy się nauczyć wszystkiego o chorobie na tyle, żeby móc modyfikować dawki
insuliny, dostosowywać ją do aktywności, posiłków, dodatkowych chorób. Tu nie
ma sztywnego dawkowania, wszystko jest bardzo płynne, bardzo dynamicznie się
zmienia, czasem trzeba reagować z minuty na minutę.
Jak wygląda obecnie życie osoby chorującej na cukrzycę typu
1? Nie jest to tak samo jak w typie 2. Od momentu rozpoznania życie zmienia się
diametralnie. Po pierwsze- podawanie insuliny do posiłków, w zależności od
rodzaju insuliny 3-5 x dziennie, do tego ewentualne korekty i 1 x insulina
bazowa. Licząc ostrożnie około 1500 ukłuć rocznie jeśli stosuje się peny, przy
pompie- luksus, tylko 120, może maksymalnie 150. Po drugie pomiary glukozy z
palca- na czczo, przed każdym posiłkiem, przed snem- obowiązkowo, a dodatkowo
wskazane 2 godziny po posiłku, w nocy 1 lub 2 x, przy każdej wątpliwości co do
samopoczucia, czy nie jest ono wywołane zbyt wysokim lub zbyt niskim poziomem
glukozy. Czyli średnio 10 x dziennie. Już nie będę liczyć ile ukłuć może być w
ciągu całego życia… Trochę pomaga ciągły monitoring, sensor wkłuwa się na
przykład raz na 6 dni, do tego pomiar z palca w celu kalibracji 2-3 x dziennie.
Znacznie mniej tych ukłuć, choć całkowicie wyeliminować się ich nie da
A teraz kwestia posiłków. Tu jest potrzebna matematyka. To
co zjadamy, to białka, tłuszcze i węglowodany. W różnych ilościach, więc każdy
(KAŻDY!) posiłek trzeba zważyć, określić zawartość tych składników, przeliczając na wymienniki węglowodanowe i
białkowo- tłuszczowe, potem w zależności od pory dnia, wyjściowego poziomu
glukozy, planowanej aktywności policzyć ile należy podać insuliny. I już można
jeść. Można, o ile cukier nie jest zbyt wysoki. Bo czasem trzeba odczekać-
10-15 minut albo nawet i pół godziny. Co można jeść? Tak naprawdę wszystko,
byle rozsądnie. Bo pewne rzeczy podnoszą cukier natychmiast, inne dopiero po
kilku godzinach i często kłopot bywa dopiero w nocy. Tym bardziej, że czasem
można idealnie skomponować posiłek, z najwyższą dokładnością policzyć i podać
insulinę, a cukier i tak zrobi niespodziankę. Bo w tej chorobie jedyną
przewidywalną rzeczą jest jej nieprzewidywalność. I to ze nie da się o niej
zapomnieć na dłużej niż kilka chwil. Filip pamięta jeszcze życie bez cukrzycy,
miał 10 lat kiedy zachorował, ale chorują też znacznie młodsze dzieci, nawet
takie około roku i to coraz częściej… Nie wyobrażam sobie ogromu problemów z
opanowaniem cukrzycy u takiego malucha.
O cukrzycy mogę mówić
i pisać dużo, do Waszego znudzenia. Wiem, że póki to nie dotyczy akurat danej
osoby, to te wiadomości są tylko informacją, w którą czasem trudno uwierzyć.
Często w oczach moich rozmówców widzę niedowierzanie, nawet lekceważenie. Wiem,
ja też kiedyś tak myślałam- to tylko cukrzyca… Pamiętam rozmowę sprzed wielu
lat z mamą już dorosłej (24- letniej) diabetyczki, chorującej od 4 roku życia.
Filip wtedy jeszcze nie chorował, pojęcie o cukrzycy miałam, ale od strony
medycznej, a nie o tym jak się z nią żyje. I ta pani w dość histerycznym tonie
(tak to wtedy odczułam) tłumaczyła mi, dlaczego tak bardzo się boi o córkę. I
powiedziała między innymi- „bo pani nie wie jak to jest”. Teraz już wiem. Choć
wolałabym nie wiedzieć. I często w bardzo histeryczny sposób podchodzę do
cukrzycy.
A dziś jest Światowy Dzień Walki z Cukrzycą. Dlaczego dziś?
To dzień urodzin naszego największego dobroczyńcy, odkrywcy insuliny, laureata
Nagrody Nobla, doktora Frederica Bantinga. Symbolem walki z cukrzycą jest
błękitne koło. Obecne we wszystkich kulturach świata. Symbolizuje życie i
śmierć, ale przede wszystkim jest znakiem zjednoczenia.
Moja babcia miała cukrzycę, mój tato też ma, ale jakby łagodniejszą.
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko skomplikowanie brzmi i wymaga wytężonej uwagi, nie zazdroszczę.
Żadna choroba, jeśli traktuje się ją poważnie nie jest prosta w obsłudze. I lepiej byłoby mimo wszystko nie chorować. A na pewno warto zapobiegać- mierzysz sobie czasem cukier przy takim obciążeniu genetycznym?
UsuńRaz na jakiś czas tak, ale nic nie wychodzi, na razie...
UsuńJeśli chodzi o genetykę, to wybór mam duży - od cukrzycy, poprzez miażdżycę, po raka płuc...co mi pisane? kto to wie...
Niestety z genetyką nie wygramy. Ale przynajmniej warto minimalizować ryzyko
UsuńW moich oczach na pewno nie zobaczyłabyś lekceważenia ... ella
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Każde słowo wsparcia jest na wagę złota
UsuńJestes dzielna! Filip tez!
OdpowiedzUsuńW tej chwili to Filip jest bardziej obrażony na cukrzycę i próbuje ją sabotować, a mnie to doprowadza do szału, bo przecież szkodzi tylko sobie. Ale i rozumiem, że może być już nieco zmęczony
UsuńDzień dobry! Czy jest Pani w stanie przekazać mi źródła z któryc korzystała Pani Podczas pisania artykułu? szczególnie jeśli chodzi o historię starożytną i czasy nowożytne opisujące początki leczenia cukrzycy? Potrzebuję takich pozycji do pracy mgistersie a nie jestem w stanie niczego takiego znaleźć :/
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno odpisuję, ale umknął mi ten komentarz. Wiadomości o cukrzycy czerpałam głównie z internetu, jest sporo ciekawych stron o cukrzycy t.1. Z książek- świetna jest pozycja "Słodziutki. Biografia cukru", autorzy Dariusz Kortko i Judyta Watoła. Jeśli jeszcze mogę w czymś pomóc to zapraszam
Usuń