14.11.2019

Cukrzyca- jedna nazwa, dwie choroby


Nawet więcej niż dwie, bo bywają jeszcze inne, mniej częste postaci tej słodkiej z nazwy choroby. Jeden wspólny mianownik- za dużo glukozy we krwi, a co za tym idzie objawy i powikłania. Leczenie- cel jest jeden- obniżyć poziom glukozy, sposoby osiągnięcia tego celu- bardzo różne, w zależności od typu. Ale zawsze chodzi o insulinę. Albo trzeba ją podawać z zewnątrz, albo pobudzić organizm do większej produkcji, albo sprawić, żeby zechciała działać na komórki jak należy. Nie jest to łatwe. Insulina jest białkiem. Białka są trawione w żołądku, dlatego insulina nie może być podawana doustnie, a wyłącznie w formie podskórnych zastrzyków, inne leki wpływające pośrednio na działanie insuliny lub obniżające poziom glukozy są głównie w formie tabletek

Trójwymiarowa struktura chemiczna insuliny- z Wikipedii

Cukrzyca, po łacinie dźwięcznie nazywana Diabetes mellitus, to choroba znana od tysięcy lat, do bardzo niedawna była też śmiertelną chorobą,  nikt nie znał na nią leku. Próbowano intuicyjnie ratować chorych dietą wysokobiałkową lub wysokotłuszczową i niskowęglowodanową, ale bez większego powodzenia. Dopiero odkrycie insuliny w 1922 roku uratowało pierwszego cukrzyka typu 1. Bo tak naprawdę ta cukrzyca, od której się zaczęła historia choroby to właśnie typ 1. Pierwsze wzmianki pochodzą ze starożytnego Egiptu, 1500 lat p.n.e. Wtedy ówcześni lekarze zauważyli, że ta tajemnicza dla nich choroba, oznaczała bardzo częste oddawanie moczu oraz utratę wagi. Dzięki temu nazwali ją ‘ogromnym oddawaniem moczu’. Samo słowo ‘diabetes’ pojawiło się ok 250 p.n.e w pismach greckiego lekarza, Apoloniusza z Memfis. Diabetes z łaciny oznacza’ przeciekanie’ lub ‘przelewanie się przez coś’, i odnosiło się do ogromnego pragnienia i częstego oddawania moczu jakim charakteryzują się osoby chore. Tak jakby wypijana woda przez nie przeciekała. Już od początku historii choroby, lekarze zauważyli że mocz chorych jest słodki i że przyciąga mrówki i inne insekty. Niektórzy lekarze w ramach diagnozy próbowali więc próbkę moczu. Stąd pochodzi druga część nazwy – ‘mellitus’, czyli miodowy, słodki. Nie była to wtedy jeszcze choroba częsta. Dalsze badania nad cukrzycą, jej przyczynami i leczeniem kryją się za zasłoną wieków. Pewnie gdzieś są opisane, jak to w nauce bywa, ale na tyle mało odkrywcze, że się o nich mało pisze więc nie dotarłam do tych informacji. Później, w czasach rewolucji francuskiej dokonało się pierwsze rewolucyjne odkrycie w dziedzinie diabetologii. Jego autorem był Szkot John Rollo. Zauważył, że ilość cukru w moczu zależy od zawartości talerza chorego: pokarmy roślinne zwiększają zawartość cukru we krwi, a pokarmy zwierzęce zmniejszają. Było w tym sporo racji, jako że te pierwsze składały się głównie z węglowodanów, a drugie z białek i tłuszczy. Rollo był pierwszym lekarzem, który zaczął leczyć cukrzycę dietą o niskiej zawartości węglowodanów. Stało się to podstawową formą terapii aż do odkrycia insuliny. Do czasu odkryć Rollo uważano, że organem odpowiedzialnym za cukrzycę są nerki (ponieważ jednym z objawów był słodki mocz). Potem winą za chorobę zaczęto obarczać żołądek, w którym miał zachodzić proces wytwarza cukru z pokarmów roślinnych. O trzustce nikt do tego czasu nie pomyślał. W połowie XIX wieku podejrzenia padły na wątrobę. Claude Bernard zauważył, że w krwi zdrowych zwierząt zawsze znajduje się glukoza. W kolejnych badaniach odkrył, że w wątrobie znajduje się substancja, która magazynuje glukozę i produkuje cukier. Nazwał ją glikogenem, co dosłownie oznacza „tworzący cukier”. W połowie XIX wieku berliński student Paul Langerhans opisał pewną grupę komórek trzustki. Były one zupełnie inaczej unerwione niż reszta tego narządu. Jego badania przeleżały niezauważone kolejne 20 lat, aż zwrócił na nie uwagę Gustaw Laguesse. Nazwał je „wyspami Langerhansa” i odkrył, że produkują substancję mającą udział w procesie obniżania stężenia glukozy we krwi. Nazwał tę substancję insuliną od łacińskiego słowa insula, czyli „wyspa”. Mniej więcej w tym samym czasie francuski lekarz Apolinary Bouchardat zauważył, że chorzy dzielą się na dwie zasadnicze grupy. Do pierwszej należały osoby starsze i otyłe, które zgodnie z odkryciem Johna Rollo dobrze reagowały na dietę oraz na zwiększony wysiłek fizyczny. Druga grupa, którą zauważył Francuz, to osoby młode i szczupłe, na które terapia złożona z diety i wysiłku w ogóle nie działała. Niedługo potem wprowadzono terminy „cukrzyca osób szczupłych” i „cukrzyca osób otyłych”. W kolejnym przełomowym eksperymencie niestety ucierpiały psy. Niemieccy naukowcy Mering i Minkowski odkryli, że usunięcie trzustki u psów wywołuje cukrzycę, a wszczepienie jej z powrotem (wystarczył niewielki fragment wszczepiony pod skórę) zapobiegało rozwojowi choroby. Za ten dziwny mechanizm odpowiedzialna była – produkowana przez komórki beta trzustki – insulina.W 1922 r. Kanadyjczycy Frederick Banting, Charles Best i James Collip (z pomocą kierownika kliniki Johna Macleoda) uzyskali insulinę na tyle czystą, że mogli ją wstrzyknąć choremu na cukrzycę pacjentowi. 23 stycznia 1922 r. Leonard Thompson miał 14 lat i ważył 30 kg. Od 3 lat chorował na cukrzycę typu 1.  Znajdował się w śpiączce i czekał na śmierć. To on był pierwszym człowiekiem, któremu wstrzyknięto insulinę.
Leonard Thompson przed wyizolowaniem insuliny w wieku 3 lat i po kuracji insuliną w 1922 r. 
Fot. za: Trumanlibrary.org  


            Leonard Thompson żył jeszcze 13 lat, zmarł na zapalenie płuc w wieku 27 lat.

Obecnie na cukrzycę typu 1 choruje około 10% diabetyków, pozostałe 90% to cukrzyca typu 2. Dwie najważniejsze przyczyny cukrzycy typu 2 to upośledzenie wydzielania insuliny, na które wpływ mają różne czynniki genetyczne, oraz oporność na działanie insuliny, której przyczyną mogą być zarówno czynniki genetyczne, jak i otyłość. Tak więc w powstawaniu cukrzycy typu 2 biorą udział dwa czynniki: genetyczny, na który nie mamy wpływu, oraz środowiskowy - otyłość, zwłaszcza brzuszna, która jest tzw. czynnikiem modyfikowalnym, czyli wynika w znacznej mierze z trybu życia danej osoby i może ulec zmianie wskutek odpowiedniego postępowania. Cukrzyca typu 2 jest też chorobą dziedziczną. Zwykle dotyczy osób w starszym wieku, ale ze względu na epidemię otyłości, wiek zachorowania na cukrzycę typu 2 znacznie się obniżył i bywa ona w coraz młodszym wieku, niekiedy nawet u nastolatków. Popularna „dwójka” rozwija się wtedy, kiedy nasze ciało nie jest w stanie w pełni wykorzystać insuliny produkowanej przez trzustkę. W takim przypadku trzustka zaczyna produkować jeszcze więcej insuliny, aby zapobiec wzrostowi poziomu cukru we krwi. Przez wiele lat może rozwijać się podstępnie, dając skąpe objawy lub nawet nie dając ich wcale, a bywa wykryta przypadkowo lub przy diagnostyce innych chorób. Często w momencie diagnozy już widać powikłania, które ta podstępna choroba wywołała.
Cukrzyca typu 1 jest chorobą autoimmunologiczną. Oznacza to, że nasz organizm z niewiadomej przyczyny zaczyna produkować przeciwciała niszczące komórki produkujące insulinę. Nie ma możliwości przewidzieć, kogo ta choroba dotknie. I nie ma absolutnie związku z ilością zjadanych słodyczy. Owszem można podejrzewać, że w rodzinach obciążonych chorobami autoimmunologicznymi ryzyko wystąpienia cukrzycy będzie większe, ale mimo to  jest to jest wielka loteria i niewiadoma. Do pewnego momentu organizm radzi sobie z wysokim poziomem cukru, a potem jest klasycznie- wzmożone pragnienie- picie litrami czego popadnie, a przez to ogromne ilości oddawanego moczu, chudnięcie, czasem bardzo gwałtowne. Zaburzenia koncentracji, zaburzenia widzenia, senność. Oddech pachnie jabłkami. Wtedy cukier jest już wysoki- bywa 300, 400, a nierzadko i koło 1000mg%. W badaniach krwi stwierdza się kwasicę ketonową- stan zagrażający życiu. Jedyna rada to szpital i insulina. Od tego momentu zaczyna się wyboista droga diabetyka. Bo jest to choroba bardzo wymagająca, do końca życia, nie pozwalająca na moment zapomnienia. Na początku choroby bywa tak zwany „miesiąc miodowy” czyli remisja, kiedy na pewien czas wydaje się, że objawy choroby ustąpiły. Bo dawki insuliny są malutkie, czasem nawet udaje się obejść bez insuliny. Trwa różnie długo, kilka tygodni, kilka miesięcy, wyjątkowo kilka lat. Ale może też nie być „miodowego miesiąca” wcale. Kiedy się zdarzy, w chorych, a zwłaszcza ich rodziców, wstępuje nadzieja- może diagnoza była błędna, może to jednak nie cukrzyca. Niestety to tylko chwila w cukrzycowym życiu, potem jest już szara rzeczywistość. Pomiary cukru we krwi, ważenie jedzenia, przeliczanie dawek insuliny, ciągła samokontrola. No właśnie. O ile w cukrzycy typu 2 lekarz ustala dawki leków, dietę i można się tych ustaleń trzymać, o tyle w cukrzycy typu 1 tak się nie da. Już w szpitalu lekarze podkreślają, że to my, rodzice, jesteśmy najważniejszymi lekarzami swojego dziecka. To my musimy się nauczyć wszystkiego o chorobie na tyle, żeby móc modyfikować dawki insuliny, dostosowywać ją do aktywności, posiłków, dodatkowych chorób. Tu nie ma sztywnego dawkowania, wszystko jest bardzo płynne, bardzo dynamicznie się zmienia, czasem trzeba reagować z minuty na minutę.

Jak wygląda obecnie życie osoby chorującej na cukrzycę typu 1? Nie jest to tak samo jak w typie 2. Od momentu rozpoznania życie zmienia się diametralnie. Po pierwsze- podawanie insuliny do posiłków, w zależności od rodzaju insuliny 3-5 x dziennie, do tego ewentualne korekty i 1 x insulina bazowa. Licząc ostrożnie około 1500 ukłuć rocznie jeśli stosuje się peny, przy pompie- luksus, tylko 120, może maksymalnie 150. Po drugie pomiary glukozy z palca- na czczo, przed każdym posiłkiem, przed snem- obowiązkowo, a dodatkowo wskazane 2 godziny po posiłku, w nocy 1 lub 2 x, przy każdej wątpliwości co do samopoczucia, czy nie jest ono wywołane zbyt wysokim lub zbyt niskim poziomem glukozy. Czyli średnio 10 x dziennie. Już nie będę liczyć ile ukłuć może być w ciągu całego życia… Trochę pomaga ciągły monitoring, sensor wkłuwa się na przykład raz na 6 dni, do tego pomiar z palca w celu kalibracji 2-3 x dziennie. Znacznie mniej tych ukłuć, choć całkowicie wyeliminować się ich nie da



A teraz kwestia posiłków. Tu jest potrzebna matematyka. To co zjadamy, to białka, tłuszcze i węglowodany. W różnych ilościach, więc każdy (KAŻDY!) posiłek trzeba zważyć, określić zawartość tych składników,  przeliczając na wymienniki węglowodanowe i białkowo- tłuszczowe, potem w zależności od pory dnia, wyjściowego poziomu glukozy, planowanej aktywności policzyć ile należy podać insuliny. I już można jeść. Można, o ile cukier nie jest zbyt wysoki. Bo czasem trzeba odczekać- 10-15 minut albo nawet i pół godziny. Co można jeść? Tak naprawdę wszystko, byle rozsądnie. Bo pewne rzeczy podnoszą cukier natychmiast, inne dopiero po kilku godzinach i często kłopot bywa dopiero w nocy. Tym bardziej, że czasem można idealnie skomponować posiłek, z najwyższą dokładnością policzyć i podać insulinę, a cukier i tak zrobi niespodziankę. Bo w tej chorobie jedyną przewidywalną rzeczą jest jej nieprzewidywalność. I to ze nie da się o niej zapomnieć na dłużej niż kilka chwil. Filip pamięta jeszcze życie bez cukrzycy, miał 10 lat kiedy zachorował, ale chorują też znacznie młodsze dzieci, nawet takie około roku i to coraz częściej… Nie wyobrażam sobie ogromu problemów z opanowaniem cukrzycy u takiego malucha.
 O cukrzycy mogę mówić i pisać dużo, do Waszego znudzenia. Wiem, że póki to nie dotyczy akurat danej osoby, to te wiadomości są tylko informacją, w którą czasem trudno uwierzyć. Często w oczach moich rozmówców widzę niedowierzanie, nawet lekceważenie. Wiem, ja też kiedyś tak myślałam- to tylko cukrzyca… Pamiętam rozmowę sprzed wielu lat z mamą już dorosłej (24- letniej) diabetyczki, chorującej od 4 roku życia. Filip wtedy jeszcze nie chorował, pojęcie o cukrzycy miałam, ale od strony medycznej, a nie o tym jak się z nią żyje. I ta pani w dość histerycznym tonie (tak to wtedy odczułam) tłumaczyła mi, dlaczego tak bardzo się boi o córkę. I powiedziała między innymi- „bo pani nie wie jak to jest”. Teraz już wiem. Choć wolałabym nie wiedzieć. I często w bardzo histeryczny sposób podchodzę do cukrzycy.
A dziś jest Światowy Dzień Walki z Cukrzycą. Dlaczego dziś? To dzień urodzin naszego największego dobroczyńcy, odkrywcy insuliny, laureata Nagrody Nobla, doktora Frederica Bantinga. Symbolem walki z cukrzycą jest błękitne koło. Obecne we wszystkich kulturach świata. Symbolizuje życie i śmierć, ale przede wszystkim jest znakiem zjednoczenia.


10 komentarzy:

  1. Moja babcia miała cukrzycę, mój tato też ma, ale jakby łagodniejszą.
    Bardzo to wszystko skomplikowanie brzmi i wymaga wytężonej uwagi, nie zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna choroba, jeśli traktuje się ją poważnie nie jest prosta w obsłudze. I lepiej byłoby mimo wszystko nie chorować. A na pewno warto zapobiegać- mierzysz sobie czasem cukier przy takim obciążeniu genetycznym?

      Usuń
    2. Raz na jakiś czas tak, ale nic nie wychodzi, na razie...
      Jeśli chodzi o genetykę, to wybór mam duży - od cukrzycy, poprzez miażdżycę, po raka płuc...co mi pisane? kto to wie...

      Usuń
    3. Niestety z genetyką nie wygramy. Ale przynajmniej warto minimalizować ryzyko

      Usuń
  2. W moich oczach na pewno nie zobaczyłabyś lekceważenia ... ella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Każde słowo wsparcia jest na wagę złota

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. W tej chwili to Filip jest bardziej obrażony na cukrzycę i próbuje ją sabotować, a mnie to doprowadza do szału, bo przecież szkodzi tylko sobie. Ale i rozumiem, że może być już nieco zmęczony

      Usuń
  4. Dzień dobry! Czy jest Pani w stanie przekazać mi źródła z któryc korzystała Pani Podczas pisania artykułu? szczególnie jeśli chodzi o historię starożytną i czasy nowożytne opisujące początki leczenia cukrzycy? Potrzebuję takich pozycji do pracy mgistersie a nie jestem w stanie niczego takiego znaleźć :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno odpisuję, ale umknął mi ten komentarz. Wiadomości o cukrzycy czerpałam głównie z internetu, jest sporo ciekawych stron o cukrzycy t.1. Z książek- świetna jest pozycja "Słodziutki. Biografia cukru", autorzy Dariusz Kortko i Judyta Watoła. Jeśli jeszcze mogę w czymś pomóc to zapraszam

      Usuń