5.12.2019

I po gipsie

   Kontrolna wizyta u ortopedy. Pan doktor zadowolony z tempa zrastania się złamania. Po raz kolejny usłyszałam, że to był bardzo poważny uraz, wręcz wyrwanie ze stawu z wieloodłamowym złamaniem i częściowym zmiażdżeniem kości promieniowej, złamaniem kości łódeczkowatej, zwichnięciem i dużym przemieszczeniem kości łokciowej, zerwaniem większości więzadeł nadgarstka i naciągnięciem nerwu łokciowego. Kość promieniowa się "uzupełnia". Wyrostek kości łokciowej ma szansę na zrost. Kość łódeczkowata (najwredniejsza do zrostu) wygląda przyzwoicie. Nerw powoli się zregeneruje. Oś stawu zachowana prawidłowo, prawdopodobieństwo powrotu pełnej funkcji duże. Pielęgniarka załamała ręce, że siedzę grzecznie w kolejce, zamiast wejść od zaplecza (jak ja tego nie lubię). Za 3-4 tygodnie ewentualnie rehabilitacja, na razie Traumon do smarowania, drobne ćwiczenia palców i jak najwięcej oszczędzać. Wizyta w poradni osteoporozy umówiona na maj. Ortopeda miał ochotę założyć mi jeszcze gips lub chociaż szynę gipsową, ale uprosiłam zwykłą ortezę i obiecałam nie nadwyrężać ręki. Za tydzień do kontroli. Co prawda na powrót do pracy pan doktor mocno kręcił nosem, ale nie bardzo mam wyjście. Muszę.
  Po zdjęciu gipsu nieco mi ulżyło. Mogę normalnie założyć kurtkę. Mogę normalnie się umyć. Nie muszę trzymać ręki wysoko. Palcami ruszam, co prawda kciuk był ułożony w dużym odwiedzeniu i nadal tak się trzyma, ale coś tam nim ruszam. Nadgarstek niestety sztywny, nawet za bardzo nie próbuję zginać, bo wtedy to dopiero boli. Na ma szansy na jakiekolwiek ruchy precyzyjne, obciążanie, odwracanie dłoni itp. Szydełkowanie odpada, przynajmniej na razie. Skóra wygląda koszmarnie, sucha, łuszczy się, miejscami przypomina skórę słonia- tłusty krem i maść cholesterolowa jest w ciągłym użyciu. Cały grzbiet dłoni, palec V i większość IV zdrętwiałe i z przeczulicą skóry (skutki naciągnięcia nerwu łokciowego). Do tego paskudny duży strup na pół bocznej części dłoni- tam miałam otarcie, pod gipsem trochę się ciężko goiło. Tak się zastanawiam, kiedy to wszystko wróci do względnej normy. Chciałabym już, ale wiadomo, że "już" to się robi źle, naprawianie trwa znacznie dłużej. Co prawda miałam nadzieję, że będę mogła prowadzić samochód, ale póki co się nie da. To znaczy może by się dało, ale to mało bezpieczne. Dobrze, że mam kierowcę w domu.
   A w pracy nie ma mowy o dalszym zwolnieniu. Szefowa nie wyrabia psychicznie i jest przemęczona. Jeden z kolegów już mi wyliczył, ile razy miał popołudnie w piątki i on ma już dość (zazwyczaj było na przemian). Drugi kolega jest nieco bardziej opanowany, ale też potrzebuje nieco odpoczynku. Od kilku dni jest u nas rezydentka, ma trafić pod moją opiekę, pomagać mi, a ja mam ją nadzorować i szkolić w niuansach naszej pracy, dzięki temu powinno mi być lżej. W teorii. Ma być też bardziej przyjazny sposób rejestrowania- maksymalnie 4 osoby na godzinę, bo tempo pracy będzie wolniejsze. Na razie idę w poniedziałek na 4 godziny i zobaczymy czy to wytrzymam. Jednak w domu mam większe możliwości wygodnego siedzenia, zupełnie inne ułożenie ręki, a w pracy wiadomo- założenia w porządku, z realizacją może być gorzej. I na pewno będzie znając realia pracy. O wszelkich ustaleniach zapomni się już po kilku dniach- przerabiałam to i ze zwichniętą kostką, i ze złamaną prawą ręką (tylko wtedy to było znacznie mniejsze złamanie, wręcz delikatne). W zasadzie bez dużego stresu finansowego mogłabym jeszcze z 6 tygodni być na zwolnieniu, ale wolałabym nie sięgać aż tak głęboko do rezerw, bo nie wiadomo co jeszcze może mi przynieść los, a bywa on bardzo nieprzewidywalny. Ach, i  jeszcze za 2 tygodnie obowiązkowe szkolenie z resuscytacji!
   Aż mi głupio, że o zwykłym złamaniu ręki tyle napisałam, jakby to było nie wiadomo co. Ale może dzięki temu będę bardziej pamiętać, co mogę, a czego nie. Cóż, moi chłopcy nadal będą skazani na samodzielność w wersji "hard". Na szczęście nieźle im to wychodzi. Pozostaje kwestia świąt, trzeba by coś ustalić, teściowa dopomina się o deklarację, kiedy do nich wpadniemy. Niestety już widzę, że nie mam wielkich szans na samodzielne szaleństwa w kuchni. Zresztą może to i lepiej?
  A na pocieszenie- szefowa w ramach rozweselenia opowiedziała mi o tym co się przydarzyło jej kuzynowi kilka dni temu. Spadł z drabiny i złamał OBIE ręce. Tego to już sobie nie wyobrażam...

10 komentarzy:

  1. Uffff... Dobrze, że po gipsie... Jak się czyta, co tam miałaś uszkodzone, to ciarki chodzą. Cud, że obyło się bez operacji. Do normy będzie wracać bardzo długo. Nie daj się wmanewrować w pracy, chodź w ortezie tak długo, jak się da, będziesz mieć rezydentkę, może trochę Cię wyręczy. Do niektórych badań w POZ potrzebne są obie ręce... Nie da się jedną sprawdzić brzucha, opukać klatki piersiowej... Mam nadzieję, że jakoś to poukładasz. Ale szkolenia z resuscytacji w Twoim wypadku sobie nie wyobrażam :)
    A z każdym dniem powinno być lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kilku dniach bez gipsu już widzę, że nie jest wesoło. A szkoleni w moim wykonaniu będzie bardziej teoretyczne

      Usuń
  2. Mnie też bolą ręce jak czytam. Zdrowia życzę i rozsądku w pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za życzenia zdrowia dziękuję, rozsądek będzie- wymuszony sytuacją

      Usuń
  3. Takie złamanie to nie byle co, aż mnie boli od samego czytania.Dobrze, że rozsądnie podchodzisz do powrotu na etat, bo może buc ciężko.
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za trzymanie kciuków, przyda się, bo rzeczywiście jest ciężko

      Usuń
  4. Uff, lzej nieco!
    Trzymaj sie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nieco. Prawdę mówiąc z gipsem bolało mniej :-(

      Usuń
    2. Dasz rade!

      .... nie masz wyjscia:)

      Usuń
  5. Nie zazdroszczę. Jestem mało odporna na ból. Współczuję. Miałam nadzieję, że szybciej się to wszystko zagoi.

    OdpowiedzUsuń