23.01.2020

Ciąg dalszy

    Rehabilitacja została przedłużona na kolejne 2 tygodnie z opcją nawet do 4. Nadal ćwiczenia- jest postęp, więc trzeba iść za ciosem. Pan rehabilitant niewiele mi odpuszcza, jedynie to co rzeczywiście sprawia ból nie do wytrzymania. Poza tym dojdzie mi masaż wodno- wirowy, co ma dodatkowo usprawnić i rozluźnić nadszarpnięte więzadła. Czyli niestety przede mną kolejne dni pełne intensywności. Żeby pogodzić pracę z rehabilitacją jestem poza domem od 8 do 18, mam chwilę przerwy w międzyczasie, żeby wskoczyć na szybki obiad. A poza tym w tempie, w pośpiechu...
     Dobrze, że w pracy nadal korzystam z przywilejów niepełnosprawności i mogę nieco spokojniej pracować. Dopiero teraz widzę jaki to komfort przyjmować 3-4 osoby na godzinę, mieć czas na spokojne zastanowienie się, przeanalizowanie, wypytanie o wszystko. Jeśli uda mi się wygospodarować wolną chwilę, to wtedy mam nieśmiertelną tonę papierów do uzupełnienia- wnioski, skierowania, recepty. Ale dzięki temu mam przynajmniej możliwość choćby wyjścia do toalety na spokojnie, wypicia herbaty, zjedzenia kanapki. Czasem, kiedy pod drzwiami jest kolejka, to strach się ruszyć z gabinetu.
      Wiem, że muszę być silna, twarda i zdeterminowana, bo wszystko to dla mojego dobra i w celu uzyskania całkowitej sprawności. Widzę, że jest lepiej, mimo bólu, zmęczenia. Czasem palce aż drżą mi z wysiłku, ale się staram. Jest szansa na powrót do może nie 100% sprawności, ale przynajmniej 90. Poza tym nie chcę też zawieść tych wszystkich ludzi, dzięki którym jest to możliwe, to również ich ciężka praca i zaangażowanie.
   No i bonus- w sezonie zimowym, kiedy to w weekendy oglądałam z wielką przyjemnością skoki narciarskie zazwyczaj miałam czas na szydełkowanie. W poprzednim sezonie udało mi się zrobić prezenty dla wychowawczyń moich dzieci z okazji pożegnania ze szkołą.  W tym sezonie jeszcze do niedawna wydawało się, że nie ma szans na robótki ręczne- zero ruchu w nadgarstku i sztywne palce nie dawały możliwości. . I tym sposobem zaczęty kilka miesięcy temu szal miał zostać odłożony w czeluście szafy.
Tymczasem po tygodniu rehabilitacji okazało się, że już mogę. Po troszeczku, z oporami, nieco niezgrabnie, ale mogę. Więc dziergam i to z błogosławieństwem pana rehabilitanta. Do wyboru dostałam jeszcze zagniatanie ciasta drożdżowego, ale nie ma chętnych do jedzenia, a zagniatanie tylko dla zagniatania nie cieszy. A szydełkowanie i owszem

8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że rehabilitacja przynosi efekty. I że pracujesz- ale w trybie bardziej "light" :)
    A jeśli to jest fragment szala- to cudny jest :) Nie odkładaj w czeluści szafy, absolutnie WSZYSCY Ci będą zazdrościć, kiedy skończysz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca wiadomo- swoje i tak zrobić trzeba. A szal powolutku się dzierga. Będzie na przyszły sezon albo chłodniejsze letnie wieczory

      Usuń
  2. Postępy cieszą, a jeśli ulubiona robótka w natarciu to cieszy podwójnie:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że się nie poddajesz. Takie robótki są na pewno jakąś odskocznią i pozwalają oderwać myśli od problemów. Mam nadzieję że rehabilitacja da pozytywne efekty.

    Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę wrócić do maksymalnej sprawności. Również pozdrawiam

      Usuń