9.02.2020

Potęga genów

 Przez sporą część swojego nastoletniego życia żywiłam niezachwiane przekonanie, że moja Mama, mimo że jest wspaniałym i kochanym człowiekiem, to w wielu sprawach postępuje nie do końca tak jak powinna. Oczywiście "jak powinna" z mojego punktu widzenia. Teraz wiem, że to były takie czasy, od dzieci wymagano dużo, nie chwalono ich prawie wcale. Należało żyć cicho i spokojnie, ciężko pracować, nie wychylać się, nie walczyć o swoje, dążyć do bycia porządnym człowiekiem (cokolwiek to miało oznaczać?). To były lata siedemdziesiąte, początek osiemdziesiątych, wieś na końcu świata, więc nie ma co się dziwić. Obecnie również wiele z zachowań moich rodziców, ale głównie Mamy, bo to Ona jest bardzo dominująca, nie do końca mi się podoba, wiele rzeczy bym zmieniła. Tym bardziej, że jak sobie uświadomiłam, to Mama za swój cel życiowy obrała poświęcanie się dla innych. W związku z tym każdy przejaw braku należytej wdzięczności odbiera jako nieszczęście porównywalne z katastrofą rangi światowej. I zbyt często czuje się niezrozumiana, pokrzywdzona, nieszczęśliwa. A mimo to brnie w te niekomfortowe dla Niej sytuacje. Próbuję czasem przemówić Jej do rozsądku, choć wiem, że to zadanie z gatunku "mission impossible". Paradoksalnie- mam nadzieję, że to moje nieco krytyczne podejście do poczynań Mamy uchroniło mnie od powielenia wielu jej błędów. Coś na  zasadzie- nigdy nie będę taka jak moja Mama! wykrzykiwane przez gniewną nastolatkę. A po latach okazuje się, że ta nastolatka jednak robi, mówi i myśli tak samo. Genów nie da się przeskoczyć.
    Uświadomiły mi to dziś moje dzieciaki- Kuba z żoną. Nieco ponad tydzień spędzili w domu, w związku z przerwą po zdaniu egzaminów (ufff!!! na szczęście zdane, jak dobrze pójdzie za niespełna  pół roku licencjat). Sporo czasu (jak na moje warunki- praca i rehabilitacja) spędziliśmy razem, dużo rozmów, dzieciaki gotowały obiady, sprzątały, zajmowały się domem i rozwiązywaniem problemów typu zepsuta pralka. No i dziś ten miły tydzień dobiegł końca, pora było wrócić do studenckiego życia. Jako troskliwa mamusia zapakowałam torbę suchego prowiantu, na obiad zrobiłam pyszne gołąbki, dodatkowo dostali porcję na później, wspomogłam finansowo. Podczas pakowania wielokrotnie dopytywałam się, czy zabrali na pewno wszystko ("sprawdźcie czy macie wszystko") oraz czy czegoś jeszcze nie dorzucić ("mówcie czy czegoś jeszcze nie trzeba"). Potem przy pożegnaniu było jak zwykle "jedźcie ostrożnie" i na koniec sakramentalne "dajcie znać jak dojedziecie". I wtedy właśnie usłyszałam od Filipa, który przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem- mamo, ty mówisz tak samo jak babcia!. No tak... Nie ucieknę od genów.

6 komentarzy:

  1. Robimy z mężem tak samo, nawet jadąc do syna i synowej zabieramy sok i chleb, jakby w Poznaniu tego nie było, choć dzieciaki samodzielne i zarabiają więcej od nas.
    No cóż, rodzice chyba już tak mają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Typowe dla rodziców, zwłaszcza mamuśki takie są.

      Usuń
  2. Można jeszcze odziedziczyć geny po ojcu i jak tak chyba mam. Moja mama również w poświęcaniu się dla innych widzi istotę życia, zwykle nie patrzy na swoje potrzeby, tylko robi wszystko, czego od niej ludzie oczekują. Sąsiad dzwoni, czy mama może pożyczyć mu 100 zł, a mama może, mimo, ze w portfelu 200, a przed nią połowa miesiąca. I jeszcze osobiście mu te pieniądze zanosi. Kiedy mówię, żeby uważała na swoje potrzeby, to twierdzi, ze to niezgodne z ewangelią i tak źli ludzie postępują. Ale faktycznie, wiele kobiet z pokolenia mojej mamy zachowuje się podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, starsze pokolenie nie zna pojęcia "asertywność". My się go jeszcze uczymy, a nasze dzieci są doskonałe w byciu asertywnym. Może czasem aż za bardzo, bo graniczy to z egoizmem

      Usuń
  3. Oooo, :) jakbym siebie widziała! I powiem Ci, nie wyobrażam sobie inaczej:) ella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli możemy sobie podać rękę i wspierać się w byciu troskliwymi mamusiami

      Usuń