10.05.2020

Niemiła niespodzianka

 O poranku na kanapie znalazłam sporą brunatną "fasolkę". Od razu wiedziałam co to jest- ogromny opity, paskudny kleszcz. Tylko skąd się tam wziął? Akurat to miejsce na kanapie jest ulubionym miejscem do spania Cake, więc najprawdopodobniej to ona zostawiła nam tę niespodziankę. Ale skąd złapała kleszcza, skoro jest kotem nie wychodzącym? My wychodzimy- Filip codzienne biega w pobliskim lesie, Mati jeździ rowerem lub biega, mnie też się zdarzyła wycieczka między trawami, ale w sumie w nas to paskudztwo nie wpiło się, musieliśmy tylko przynieść na ubraniu. Jestem dość zaskoczona, że kleszcz wolał kota, a nie człowieka.
  Nie mam zbyt miłych skojarzeń, kiedy myślę o kleszczach. W pracy, w okresie od wczesnej wiosny do późnej jesieni, co i rusz mamy osoby z kleszczami do wyciągnięcia. Nie wiem dlaczego, ale jeśli coś się dzieje na człowieku, nie budzi we mnie takich emocji jak przy zwierzęciu. Kiedy odszedł nasz chomik, nie byłam w stanie wyciągnąć go z klatki. Do rybek też nie mogłam się dotknąć. A stwierdzanie zgonu u człowieka to dla mnie normalka. Z kolei kleszcz u zwierzęcia wywołał niemal histerię...
  Jeśli chodzi o kleszcze, to nieco ponad miesiąc temu Mati miał tę nieprzyjemność- po spacerku nad rzeką znalazł na sobie również  solidnie opitego pajęczaka. Za chwilę czeka nas badanie krwi na boreliozę. Obawiam się nieco tej choroby, bo niby można ją leczyć, ale wytyczne towarzystw naukowych to jedno, a życie i doświadczenia pacjentów- zupełnie co innego. I jak ze wszystkim, nie do końca wiadomo w co wierzyć, co wybrać. Z jednej strony rozum podpowiada, że EBM (evidence- based medicine- medycyna oparta na fatach) to najbardziej racjonalna forma, ale przecież bywa, że  pewne rzeczy wymykają się spod kontroli nauki. Do tego czasem nie jest dobrze wiedzieć za dużo, bo włącza się tryb kombinowania i wymyślania "co by było gdyby...". Ech, a wszystko przez mały spacer...

1 komentarz: