Od 14.03 nie uczestniczyłam na żywo w mszach. Nie wnikam, czy było to uzasadnione, czy w ramach próby bycia gorliwym katolikiem powinnam stanąć na głowie i jednak w jakiś sposób do kościoła pójść. No bo skoro do sklepu czy do pracy chodziłam... A pokarm dla duszy powinien być równie ważny jak ten dla ciała. Ale z drugiej strony, w tym czasie narastała spirala strachu. Starałam się być odpowiedzialna, starałam się ograniczyć możliwość zarażenia, żeby móc w miarę normalnie żyć, pracować, żeby nie narażać bliskich. Przez 2 miesiące nie spotykałam się na żywo z kimś dla mnie bardzo ważnym, bo ryzyko z obu stron było spore.
No więc jak to powinno być z tym uczestniczeniem w mszach? Na pewno było wygodniej nie wychodzić z domu i przeżywać z własnej kanapy, na dodatek mając do wyboru wiele miejsc, nie tylko tych z naszego miasta, ale i takich, gdzie zawsze chciałam być, a zazwyczaj nie mogłam. Usprawiedliwienie i dyspensa były, wiec tym bardziej można było z czystym sumieniem w niedzielę czy inne dni nie wychodzić z domu. Ale te czasy już się skończyły, już można, a nawet trzeba. Więc spróbowałam- w pobliskim sanktuarium jest maleńka kaplica, codziennie wieczorem jest msza, większość wiernych jest na zewnątrz, więc szansa na zachowanie dystansu społecznego jak najbardziej realna. Nawet moja bardzo bojaźliwa teściowa skusiła się, kiedy zaproponowałam jej wyjazd mszę w Dniu Matki. A dziś z kolei- Zielone Świątki, Święto Zesłania Ducha Świętego, w sanktuarium odpust, co roku były tam przeogromne tłumy. Dziś również tłumy, choć mniejsze, ale wszyscy wypuszczeni z własnych domów, pragnąc podtrzymać tradycję z lat poprzednich udali się na maleńki skrawek lądu między jeziorami i lasami w towarzystwie odpustowych straganów, baloników na druciku, cukrowej waty, obwarzanków, lizaków i innych nieodzownych w tym miejscu atrakcji. Nieliczni byli w maseczkach, dystansu społecznego zachować się chwilami nie dało (parking, alejka prowadząca do kaplicy- bo już pod kaplicą były luzy).
Nie jestem fanatycznie religijna, owszem wiara i jej widoczne aspekty są dla mnie bardzo ważne, staram się przestrzegać wszelkich przykazań i nakazów, choć bez nadmiernego pokazywania innym, bo uważam, ze jest to wyłącznie moja prywatna sprawa. I choć nie z wszystkim, co głosi Kościół się zgadzam, to brakowało mi cotygodniowych rytuałów i porządku dnia. Tym bardziej w tym dość trudnym czasie. I choć mój status jest bardzo nieuregulowany według kościelnego prawa, to cieszę się, że mogę uczestniczyć w życiu religijnym, mimo ograniczeń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz