9.08.2020

Gorąco

 I to na tyle, że dopiero litr wody z cytryną, drugi z elektrolitami i dwa paracetamole oraz godzina 19, kiedy "ochłodziło się" do 25 stopni spowodowały, że byłam w stanie podnieść głowę z poduszki. Prawie cały dzień przeleżany z mokrymi okładami na bolącej głowie i z ogromną niechęcią do jakiegokolwiek ruchu. A najbliższy tydzień ma być równie gorący... Ostatni tydzień mojej pracy przed urlopem. 

Zastanawiam się tylko, czy wystarczą mi dwa tygodnie na reset, czy nie zaklepać sobie jeszcze dodatkowego tygodnia. Bo perspektywy są na tyle nieciekawe, że kiedy wpadnę w tryby pracy, a do tego dojdzie okres infekcji, to nie ma szansy na jakiekolwiek wolne dni. 

Z ogromnym utęsknieniem czekam na odpoczynek. Od połowy grudnia ubiegłego roku pracuję na zwiększonych obrotach. Po prawie dwumiesięcznym zwolnieniu z powodu złamania ręki nie miałam już urlopu, a w momencie kiedy chodziłam na rehabilitację, to musiałam pogodzić ten czas z normalną pracą, więc najczęściej byłam poza domem od 8 do 18. Ratowały mnie jedynie weekendy, bez dyżurów udawało się złapać oddech. No i pracowałam też bardzo intensywnie, chcąc wynagrodzić kolegom ten czas, kiedy mnie nie było w okresie wzmożonej chorobowości, bo nie było im lekko. Choć w sumie stwierdzam, że tak naprawdę, to nie powinnam mieć aż takich wyrzutów sumienia. Jeden z kolegów pracuje tylko 4 dni w tygodniu i o godzinę krócej niż reszta. Drugi miał już w tym roku 3 tygodnie urlopu plus 2 tygodnie kwarantanny, a od jutra bierze sobie kolejny tydzień, nie zwracając uwagi, że zostaję tylko ja i szefowa do pracy. Szefowa też już urlopowała się- w sumie 4,5 tygodnia. A ja na razie od grudnia miałam 2 dni wolne, kiedy to jeździłam z Filipem do diabetologa. Tak więc czekam na ten urlop jak na zbawienie. I choć ciągle jeszcze nie do końca moje plany są zgodne z tym co bym chciała, to i tak mam zamiar przynajmniej na te 8 dni wyjechać daleko, daleko i zapomnieć o wszelkich obowiązkach. O ile oczywiście przeżyję ten bardzo gorący (dosłownie i w przenośni) tydzień. 

2 komentarze:

  1. Witaj w klubie "pracusiów".
    Od października zeszłego roku- 2 smutne dni "okolicznościowe" w styczniu, 3 dni w maju przesiedziane z musu i bez sensu w domu... i to wszystko... Mam jeszcze urlop z zeszłego roku :/ Jak sobie przypomnę marcowo- kwietniowy zapier... i totalną bezmyślność ludzi, to ciarki mi chodzą po plecach i nie chcę powtórki... 9 dni nad morzem od 16. I co dalej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ze strachem myślę o najbliższych miesiącach. Dlatego teraz trzeba korzystać ile się da

      Usuń