9.09.2020

Bomba

 Jeszcze wczoraj- przedwczoraj cieszyłam się, że moje najstarsze dziecko za kilka dni będzie miało obronę licencjatu, toczyły się dyskusje jak i gdzie robić magistra. A tu pstryk- bomba z opóźnionym zapłonem. Okazało się, że obrony nie będzie, dalszych studiów nie będzie, a może nawet zgodnie z życzeniami pewnego kandydata na prezydenta sprzed lat paru "nie będzie niczego".



Co się stało? Otóż z ostatnich 8 egzaminów Kuba zdał 2, reszta nawet w poprawkach nie poszła. Ma jeszcze termin ostateczny, ale zrezygnował. Bo i tak się nie uda. Bo już ma dość studiowania, jest za głupi i się nie nadaje. Bo studia nie są wcale potrzebne, żeby radzić sobie w życiu. Bo teraz spróbuje czegoś innego, zdobędzie konkretny zawód.

Jestem w kropce. Z jednej strony doskonale wiem, że to wszystko wierutne bzdury, próbuję namówić do jakiejkolwiek próby skończenia tych studiów, nawet gdyby miało się to wiązać z powtórzeniem roku, staram się spokojnie i rzeczowo przedstawiać argumenty, mówić szczerze i bez ogródek, jak ja to widzę i co mi się w tym wszystkim podoba, a co nie, jakie widzę alternatywy. W końcu mam nieco więcej lat, większe doświadczenie życiowe, mogę spojrzeć z dystansu, wiele razy byłam w sytuacji, kiedy wspólnie szukało się najlepszego rozwiązania. Z drugiej strony- rozumiem, że nie jest to sytuacja komfortowa, że można się załamać, że czasem człowiek zabrnie zbyt daleko i nie widzi żadnej możliwości rozwiązania problemu nawet z pomocą innych. 

Trochę się sobie dziwię, że tak dość spokojnie podeszłam do tematu. Owszem, w środku mi się wszystko kotłuje, boli jak cholera, zarzucam sobie, że nie zauważyłam nic wcześniej (ale jak miałam zauważyć?), że kiepska ze mnie matka. Jestem rozczarowana, bo tak się starałam, inwestowałam w edukację, zapewniałam najlepsze możliwe warunki, wspierałam, pomagałam, miałam nadzieję, na sukcesy, a tu taka klapa. Ale co mogę innego zrobić? Poza prośbą i tłumaczeniami nic więcej. Między innymi otrzymałam "dobrą" radę, żeby zagrozić odcięciem od jakiegokolwiek finansowania teraz i w przyszłości. Nie wiem co będzie w przyszłości, ale teraz taka groźba nic nie da, w sumie są niezależni finansowo i radzą sobie. Może kiedyś tam przyda się wsparcie przy kupowaniu mieszkania o ile do tego w ogóle dojdzie, ale nie jest to według mnie dobry argument. Bo jak to tak- za karę, że nie studiujesz to ja ci nie pomogę? 

I jeszcze jeden problem z tym związany, chyba najbardziej mnie bolący. Jak zareaguje moja mama, kiedy się o tym dowie. Oj, tego się najbardziej obawiam. Odchoruje to niewątpliwie, dużo mniejsze problemy zazwyczaj powodowały ogromny stres, bezsenne noce, płacze, zamartwianie. 

A już było tak dobrze, tak się wszystko układało. Jak widać nie można zbyt szybko się cieszyć spokojem, los bywa przekorny. Choć czasem się zastanawiam, co ze mną jest nie tak, że udaje mi się w miarę spokojnie, przynajmniej na zewnątrz, przetrwać te wszystkie zawirowania. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że nie ma we mnie żadnych ludzkich uczuć i emocji. Możliwe. A może po prostu jestem bombą z opóźnionym zapłonem? I jak wybuchnę, to zmiotę z powierzchni ziemi większość otoczenia? 

7 komentarzy:

  1. Zamyśliłam się po przeczytaniu Twojego ostatniego wpisu. Nie jest łatwo być matką, a szczególnie nie jest łatwo być matką dorastających już dzieci.Zastanowiłam się, co mnie przychodzi do głowy w związku z Twoim wpisem. Nie jestem żadnym specjalistą od załatwiania trudnych spraw, ale...
    Wyobraziłam sobie, że zapraszasz swojego syna do jakiejś dobrej restauracji lub innego odświętnie odwiedzanego miejsca, gdzie można stworzyć odpowiednią atmosferę do rozmowy i że zaczynasz z nim rozmowę. Podobno najlepiej mówić o uczuciach, z którymi teraz się mierzysz tak Ty, jak i Twój Syn. To zdanie psychologów, u których leczyłam depresję. Może uda Ci się spowodować, że syn zechce wychylić się zza muru, którym pewno się otoczył i może też o swoich uczuciach zechce mówić. Ja bym chyba nawiązała w tej rozmowie do różnych dalszych perspektyw i tego, jak syn je widzi. Ale to już na koniec. Daj mu trochę czasu na przemyślenie różnych opcji i nie naciskaj, bo może się zaciąć. Nawet gdyby przerwał naukę, to też jest to lekcja życia i wzięcie za swoje życie odpowiedzialności. Jesteś fantastyczną matką. Twój syn ma szczęście, że taką mamę ma.
    Reakcją swojej mamy się nie przejmuj. Wiem, że podobnie jak Ty chciałaby samego szczęścia i spełnienia dla wnuka. Ale skąd ona może wiedzieć, co Twojemu synowi to szczęście zagwarantuje.
    Życzę Ci spokoju, dobrych myśli i przekonania, że z różnych trudnych sytuacji jest wiele wyjść i wiele dróg, które, choć początkowo wydają się nie do zaakceptowania, to w efekcie przynoszą dobro, choćby w postaci dojrzałej decyzji Twojego Syna. Przytulam Cię mocno. Maria.

    Przyszło mi jeszcze do głowy, że może dobrze by było, gdybyś przed rozmową ze swoim synem spotkała się z jakimś dobrym psychologiem - klinicystą i poradziła się go jak sprawę załatwić. Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za rozsądne rady, postaram się skorzystać. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Młode osoby myślą teraz w całkiem inny sposób. Dla naszego pokolenia nielogiczny. Często jednak im się udaje podążać ich własną drogą.
    Trudno tu doradzać, czy oceniać. Zauważyłam, że ja nadal próbuję spełniać oczekiwania mamy (czasem bardziej jej, niż swoje). Czasem jest mi z tym ciężko.
    Najważniejsze zrobiłaś. Porozmawiałaś. Jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam czwórkę dzieci i troje z nich jest po studiach. Mają rodziny, pracują, ogólnie dają sobie radę w życiu, chociaż w niczym im nigdy nie pomagałam ani ja, ani ich ojciec.
    Syn najmłodszy nigdy nie chciał się uczyć, mimo ogromnego nacisku z mojej strony i próbach pomocy. Nie skończył nawet zawodówki (chociaż próbował) i do pracy poszedł do kamieniarza (ma talent plastyczny i krzepę w łapach).
    Teraz ma rodzinę, własną firmę kamieniarską i powodzi mu się lepiej, niż jego rodzeństwu razem wziętemu.
    Różne są losy, ale ciężko na nie wpływać. I nie wiadomo, czy warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, też liczę na to, że w ostatecznym rozrachunku wszystko pomyślnie się ułoży. Choć znając Kubę- może być różnie i czasem skóra mi cierpnie na myśl o możliwym rozwoju sytuacji

      Usuń
  4. Aguś, każdy z chłopców musi po swojemu przeżyć życie, my tego za nich nie zrobimy. Możemy mówić, tłumaczyć ale czasem na nic się to nie zda. A Ty jesteś wspaniałą mamą, nie rób sobie żadnych wyrzutów, nie na wszystko możesz mieć wpływ. Trzymaj się, przytulam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń