15.10.2020

Nie potrafię

 Jestem lekarzem rodzinnym. Śmiem nawet twierdzić- i to nie bezpodstawnie- że bardzo dobrym lekarzem rodzinnym. Leczę katarki, kaszelki, bóle pleców, nadciśnienie, astmę, cukrzycę, biegunki, zapalenia płuc, gardła, uszu, zatok i innych części ciała, anginy, nadczynność i niedoczynność tarczycy, drobne sprawy okulistyczne, laryngologiczne, dermatologiczne, ropnie, zwyrodnienia stawów, zawroty głowy, anemie, bezsenności, choroby zakaźne wieku dziecięcego, objawy uboczne stosowanych leków i terapii specjalistycznych, powikłania i dziwne rzeczy, na które już nikt nawet nie chce spojrzeć, wystawiam tony zaświadczeń, zwolnień, recept, orzeczeń, skierowań, badam do szczepień, bilansów i dla potrzeb innych instytucji, oceniam i interpretuję wyniki badań, zakładam cewniki, zaopatruję przewlekłe owrzodzenia i inne rany oraz całe mnóstwo pomniejszych lub całkiem poważnych rzeczy, które mogłabym tak wymieniać godzinami. Czasem na szybko interweniuję, kiedy ktoś trafi do nas, zamiast wzywać pogotowie do stanu naprawdę nagłego. Wkurzam się, kiedy nie mogę czegoś zrobić, bo system mi nie pozwala, a moja wiedza i doświadczenie i owszem. Staram się zapewnić moim pacjentom (nawet tym najbardziej hipochondrycznym i upierdliwym, nawet tym, których tak po ludzku niekoniecznie lubię) maksymalnie profesjonalną i pełną opiekę. Wysłuchuję zwierzeń, narzekań, opowieści o problemach nie zawsze medycznych. Próbuję zachować zimną krew w sytuacjach podbramkowych, nawet wtedy, kiedy ogarnia mnie panika i wydaje mi się, że nie wiem co robić. Teraz jeszcze dodatkowo zlecam testy na COVID, a potem sprawdzam wyniki, instruuję jak ma się zachować pacjent dodatni, przedłużam izolację, monitoruję przebieg choroby i reaguję na sytuacje nie przewidziane w rozporządzeniach ministra.

Tu jestem kompetentna, na swoim miejscu. Tymczasem rządzący usiłują mi (oraz znacznej części społeczeństwa) wmówić, że skoro mam prawo wykonywania zawodu, to powinnam sobie poradzić w każdym miejscu i na każdym stanowisku w walce z pandemią. Jasne... Może po odpowiednim przeszkoleniu, co najmniej kilku miesiącach praktyki pod okiem kogoś bardziej doświadczonego- może. Ale nie wiem czy poszłoby bezboleśnie i bez ofiar. Najzwyczajniej w świecie mogę nie dać rady, bo to nie moja działka. Owszem, nauczyciel matematyki od biedy poprowadzi lekcję polskiego i na odwrót. Nawet szkód nie będzie, dzieciaki maturę jakoś zdadzą. Ale medycyna to trochę inna działka. Ciekawie to porównał jeden z bohaterów książki "Stan krytyczny" Pawła Reszke, którą teraz podczytuję (o początkach pandemii w Polsce, a jakże). Skoro masz prawo jazdy, to co stoi na przeszkodzie, żeby wsiąść za kierownicę TIR-a i przejechać w godzinach szczytu przez zatłoczone centrum miasta? Więc dlaczego taki doktorek jeden z drugim nie może pójść pracować na OIOM-ie czy oddziale zakaźnym? Prawo wykonywania zawodu to jak prawo jazdy., nieprawdaż? 

Nie potrafię zrozumieć tej beztroski, braku logiki, braku podstawowej wiedzy. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w mediach publicznych opowiadanych jest tak wiele kłamstw i oszczerstw, a równie wiele osób bezmyślnie je powtarza i nie zastanawia się, dlaczego tak jest. Wyobraźcie sobie taką sytuację- urzędnik w biurze wykonuje swoją pracę- uzupełnia jakieś tabelki, coś liczy, pisze pisma lub coś podobnego, praca na już, albo nawet na wczoraj. Na biurku stoi telefon, dzwoni co chwila, rozprasza, a trzeba zrobić to co należy. Albo nauczyciel sprawdza klasówki, a tu co chwila wpada ktoś, kto podrzuca coś jeszcze do zrobienia, zorganizowania, prace się piętrzą, a uczniowie się złoszczą, że jeszcze nie ma ocen. Albo w sklepie- stoi kolejka do kasy, kasjerka skanuje, liczy, a tu wpycha się klient, bo on ma tylko jeden produkt i przecież to tylko chwila. Zastanówcie się. Pomyślcie jak w Waszych zawodach to wygląda. Wyobraźcie sobie rejestratorkę w przychodni, która odebrała telefon, wpisuje i opracowuje jednego pacjenta, a w międzyczasie akurat ktoś twierdzi, że nie można się dodzwonić, bo przecież tam tylko siedzą, piją kawę, a słuchawka odłożona. Wyobraźcie sobie pielęgniarkę, która ma zrobić zastrzyki, ale w międzyczasie dostaje polecenie pobrania krwi, zmierzenia ciśnienia, doniesienia jakiś leków. Wyobraźcie sobie lekarza, któremu do gabinetu wpada pacjent, bo on przecież tylko po jedno skierowanie, jeden lek, a inni niech sobie czekają, przecież to tylko chwilka. Takie przykłady można by mnożyć. Wszystkim jest ciężko, sytuacja przerosła nasze możliwości. Gdyby było w nas wszystkich nieco więcej zrozumienia dla innych, może łatwiej przebrnęlibyśmy przez ten jakże trudny czas. Może dobrze byłoby nie osądzać zbyt pochopnie innych, nie ferować zbyt szybko wyroków, nie wygłaszać bezpodstawnych opinii. Może dobrze byłoby szanować siebie nawzajem, mając na uwadze, że nie jestem pępkiem świata i nie tylko ja liczę się w tej niezbyt komfortowej sytuacji. I nieco więcej cierpliwości oraz odrobinę uśmiechu, bo przecież kiedyś normalność wróci

Chyba mimo wszystko nie potrafię przestać być optymistką....

4 komentarze:

  1. Ktoś próbuje obrócić gniew społeczeństwa przeciwko służbie zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie coś dzieję się cyklicznie, ale w obecnej sytuacji jest po prostu niewiarygodne

      Usuń
  2. Jak w każdym zawodzie: pewna grupa osób zachowała się nieetycznie, cierpią wszyscy. A przecież każdy czymś się kieruje wybierając taki, a nie inny zawód i robi to świadomie, więc można by oczekiwać konsekwencji tego wyboru. I ja Tobie wierzę, że jesteś dobrym i zaangażowanym lekarzem jak wielu innych, ale Ty też musisz uwierzyć,że są wyjątki za które niestety ktoś wystawi Ci myto, taki lajf. A szkody wyrządzone przez przykładowego nauczyciela też mogą byc ogromne, bo choć nie będą widoczne na zdrowiu, to będą widoczne w życiu. Często płacimy za innych, nie da się tego uniknąć. Po prostu trzeba robić swoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze, że o tych nieetycznych mówią dużo, choć to zazwyczaj margines. A cierpi całe środowisko. Choć i tak zawsze staram się pomyśleć, dlaczego ci w nie w porządku akurat tak się zachowali.

      Usuń