20.12.2020

Tuż przed budzikiem

 W dni powszednie wstaję o 6. Nawet wtedy, kiedy do pracy mam na tak zwane popołudnie (czyli 11.30). Zawsze jest coś do zrobienia w domu, poza tym poranki przy cukrzycy są najgorsze i najbardziej wymagające. O ile przy innych posiłkach można podać insulinę i jeść niemal od razu (teoretycznie powinno się odczekać choć kilka minut, ale zazwyczaj to jest zbyt trudne), to przed śniadaniem, jeśli nie chcemy wyskoku cukru do ponad 200 albo i znacznie więcej, trzeba podać insulinę nawet 30-45 minut wcześniej w zależności od wyjściowego poziomu cukru. A cukier po nocy bywa kapryśny, dziś było idealnie równa kreska na poziomie około 100 przez całą noc, ale tak idealnie bywa rzadko.


Tym bardziej, że Filip coraz częściej sam sobie coś tam podjada, bywa że i późno w  nocy, bo jest głodny, typowy nastolatek. A potem w nocy cukier rośnie, korekty słabo  działają i przez to ja mało śpię. No więc rano wstaję wcześniej i przygotowuję śniadanie, wyliczam wszystko, podaję insulinę i dopiero po tych kilkudziesięciu minutach budzę delikwenta. Niestety rano jest największa oporność na insulinę i nie da rady inaczej. No, może gdyby postawić na śniadania wyłącznie białkowo- tłuszczowe to byłoby trochę spokojniej, ale ileż można opychać się jajkami i wędliną bez pieczywa? I tak jest mnóstwo ograniczeń, zakazów, nakazów, więc chcę choć w ten sposób i na razie umożliwić dziecku normalność. Jeszcze trochę i będzie musiał sam się tym zajmować, ale póki mogę, to staram się ułatwić mu życie i utrzymać cukrzycę w ryzach. Im dłużej teraz cukier będzie dobry, tym mniej powikłań w przyszłości, przynajmniej chciałabym, żeby tak było. A w weekendy śpię czasem nawet o dwie godziny dłużej, bo zdarza się, że Filip też śpi dłużej, a bywa, że wstaje przede mną i sam sobie robi śniadanie, niestety nie udaje mu się odczekać odpowiedni długo, ale wtedy są inne sposoby na uniknięcie szalonego wzrostu cukru.

Tak właśnie nasze życie jest podporządkowane cukrzycy. ale żeby nie było tak słodko, to przecież mam jeszcze w domu dwa koty.


Co prawda to już nie młodzieniaszki, które harcują od świtu, ale przecież nie samą zabawą kot żyje, zazwyczaj chce też coś jeść. kiedy były młodsze, zwłaszcza Cake, pobudki bywały o 4. Głodny kot to nieokiełznany żywioł. I nic to, że w misce jest sucha karma. Ma być coś smaczniejszego. Kocurka przychodziła i najpierw trącała mnie nosem, jeśli nie doczekała się pożądanej reakcji, to wchodziła na mnie i "udeptywała" tak długo, aż poskutkowało. Jeżeli sam tego typu masaż nie był skuteczny, to dochodziła jeszcze akupunktura i wtedy nie było już litości. Czwarta nad ranem nie była jeszcze taka zła, bo przy okazji sprawdzałam cukier i mogłam coś tam zadziałać przed śniadaniem jeśli był zbyt wysoki, akurat był dobry czas na podanie korekty. Ale od dłuższego czasu koty zmieniły swoje zwyczaje, chyba się po prostu zestarzały. Śpią przez większość doby, ale jeść życzą nadal o świcie. Przychodzą po prośbie tuż przed budzikiem. I to mnie trochę boli. Bo te ostatnie minuty przed pobudką zazwyczaj są takie rozkoszne, można byłoby jeszcze chwilę poprzeciągać się w cieplutkim łóżku, porozkoszować  i wstać za 5 minut, ale moje paskudy nie odpuszczają.

A potem trzeba szybko zabierać się za rzeczywistość. Co gorsza zdarza im się takie zachowanie i w weekendy, a wtedy to nie wiem- iść dalej spać, czy zająć się czymś? Czasem wybudzę się tak skutecznie, że już nie mogę zasnąć... A za oknem ciemność, bo do wschodu słońca jeszcze ponad godzina. Oczywiście zawsze znajdę sobie  zajęcie, choć lubię też wskoczyć jeszcze do łózka z kawą i książką. Tak że nie ma tego złego... Choć wolałabym oczywiście się wyspać. Zbyt rzadko śpię spokojnie, więc takie noce kiedy zdarza mi się przespać 5-6 godzin bez pobudki są i tak cenne. Ogólnie moje życie postudenckie jest naznaczone nieprzespanymi nocami- najpierw dzieci, w odstępach 3-4 lata, więc ledwie jedno zaczynało normalnie spać, to pojawiało się kolejne, a w ciąży pobudki w nocy co godzina na picie i siku były normą. Potem dyżury- noce na dyżurach bywały pracowite, a bywało przecież i 8-10 dyżurów w miesiącu. A na deser mam cukrzycę, gdzie początkowo trzeba było mierzyć cukier 2-3 razy w nocy. Teraz już przynajmniej nie muszę wstawać z łóżka, wystarczy rzut oka na ekran telefonu, CGM załatwia najgorszą część roboty, ale kiedy trzeba zainterweniować, podać korektę, dosłodzić albo coś jeszcze innego, to niestety muszę wstać i działać. Filip śpi jak zabity, hipoglikemie go nie budzą, alarmy monitoringu też, wiec muszę ja. Ciekawe kiedy się w końcu wyśpię, zawsze mówię że na emeryturze, ale to tylko żartem, bo podejrzewam, że wtedy to już w ogóle będzie kiepsko ze snem. 

12 komentarzy:

  1. Właśnie miałam ponarzekac, że kot po krótkim okresie litości znów budzi mnie po piątej, ale przeczytawszy Twój post cieszę się, że to tylko kot.
    Zdrowia Wam wszystkim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zdrowie zawsze się przyda. A koty i tak lubię mimo ich charakterku

      Usuń
  2. Kiedyś miałam kota, a nawet więcej niż jednego kota, i było dokładnie tak, jak mówisz- budzenie nad ranem w celu karmienia :). Teraz nie mogę mieć zwierząt, bo w ciągu roku przemieszczam się kilka razy, i ....co ja bym dała, żeby mieć kota! Niechby mnie nawet o czwartej budził! Zaś jeśli chodzi o niespanie na emeryturze, to bywa różnie. Wcale nie jest tak, że starszy człowiek potrzebuje mniej snu. Za to bywa, że nie śpi się, bo "wszystko" boli. Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem niestety trochę o takich bezsennych nocach (na razie jeszcze nie z autopsji). Ty również się trzymaj cieplutko

      Usuń
  3. Wiem o czym piszesz, bo miałam koty. Gdy pracowałam, to było dla mnie bardzo fajne, bo jeszcze przed pracą miałam mnóstwo czasu na ogarnięcie domu (latem ogrodu). Sama chyba bym nie wstała o tak wczesnej porze.
    Na emeryturze się wyśpisz, jak nie będzie Ci nic dolegało. No, i jak nie będziesz miała kota... ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kota zamierzam już mieć zawsze, nawet mimo wszelkich kłopotów z nimi związanych

      Usuń
  4. Całe życie wstawałam skoro świt, bo zajmowałam się obłożnie chorą mamą i musiałam przed wyjściem do pracy wszystko poogarniać. I byłam przekonana, że nie potrzebuję dużo snu.
    Teraz jestem już drugi rok na wcześniejszej emeryturze i nie wstaję wcześniej niż o 11-ej. I nawet już sąsiedzi się przyzwyczaili, żeby przed południem nie zawracać mi głowy, bo to dla mnie środek nocy :)))
    Życie na emeryturze jest pod tym względem super!




    t

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie do emerytury jeszcze sporo czasu, ale chciałoby się. Jedyny plus, że dzieci coraz większe i samoobsługowe

      Usuń
  5. Dajesz mi niedzieję, że moja kocia przestanie wstawać o 4 rano. Nasza cierpliwośc się kończy,zwłaszcza mojego niemęża

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między innymi z myślą o Tobie pisałam. Nadzieja zawsze jest, ale koty mają jednak różne charaktery

      Usuń
  6. Ale jak taki kot się ułoży w łóżku na moim bolącym ramieniu, to od razu jest lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, koty to naturalny okład na bolące miejsca, wiedzą gdzie trzeba się ułożyć

      Usuń