O tym jak dokuczliwy bywał ten kaszel niech świadczą dwa zdarzenia- rozmawiałam z siostrą, łapiąc oddech miedzy napadami kaszlu, na co stwierdziła, że gdyby siedziała pod drzwiami gabinetu i coś takiego usłyszała, to nie poszłaby do takiego lekarza. Albo przychodzi pacjent i twierdzi, że ma taki straszny, okropny kaszel, taki nie dający żyć. Wizyta trwa 10-15 minut i pacjent nie kaszle ani razu, a ja bez przerwy. To były czasy, kiedy mogłam iść do pracy umierająca, z temperaturą i nikogo to nie wzruszało. Wręcz bywały pretensje- skoro już jestem w pracy, to nikogo nie obchodziło jak się czuję, mam pracować i tyle (żeby nie było- robiłam niezbędne minimum, a nie chciałam zrobić więcej niż dałam radę, to tak gwoli usprawiedliwienia się). Kiedyś siedziałam z Mateuszem w kolejce do alergologa na odczulanie, tak ze dwie godziny i koncertując na całą poczekalnię, Sympatyczny pan doktor alergolog, kiedy już weszliśmy do gabinetu, wyraził zdziwienie, że to ja, bo był przekonany, że to jeden z jego pacjentów z ciężką astmą. I zatroszczył się o stan moich zwieraczy, bo taki kaszel nie jest dla nich korzystny (wiem doskonale, niestety doświadczam).
Poprzedni sezon 2019/2020 był wyjątkowy. Początek grudnia przesiedziałam w domu po złamaniu ręki, więc bez kontaktu z potencjalnymi źródłami zakażenia. Do tego łykałam duże dawki witaminy D, co podobno też ma wpływ na odporność. przetrwałam tamten sezon bez najmniejszego przeziębienia i kaszlu. W tym sezonie było podobnie. Kontakt z pacjentami w zabezpieczeniach, maseczka niemal przyrośnięta do twarzy, witamina D nadal w dużych dawkach, bo w badaniach nie osiągnęłam nawet minimum mimo solidnej suplementacji. I było dobrze, dopóki nie dopadł mnie koronawirus. Początkowo kaszlu prawie nie było, niestety potem się zaczął pojawiać i w tej chwili są momenty, że dusi niemożebnie. Nie jest to jeszcze to, co bywało w najgorszych latach, ale nie jest idealnie. Zastanawiam się, jak to będzie, kiedy wrócę do pracy. Teraz osoba kaszląca jest niestety poddawana ostracyzmowi, bo kojarzy się to tylko z jednym. A ja doskonale wiem, że ten kaszel będzie trwał co najmniej 6 tygodni. Bo tyle zazwyczaj trwa nadreaktywność oskrzeli po infekcji, a to właśnie moja przypadłość. No ale siedzieć w domu przez 6 tygodni?
Twój wpis przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Znajoma starsza pani po przyjeździe ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowała jako pomoc u lekarza, podała nam sposób na katar. Trzeba nalać na łyżeczkę kilka kropli miętowych, podpalić je i gdy płomień zniknie, trzeba wdychać nosem zapach. U mnie na katar raz pomaga, a raz nie. Chcesz, to spróbuj z kaszlem. Mam nadzieję, że ten sposób nie szkodzi. A nuż pomoże? Maria.
OdpowiedzUsuńGdybyś jednak uznała, że to nie jest dobry sposób z jakichś medycznych względów, to napisz, żebym nie wywołała jakiejś biedy dla siebie.
Mario, znam ten sposób z kroplami, w przeszłości czasem stosowałam, teraz już mi się nie chce, są inne, wygodniejsze. Ale nie wydaje mi się, żeby takie coś mogło zaszkodzić
Usuń