29.01.2021

Wielka niewiadoma

 
Nie czuję się ekspertem w zakresie szczepień przeciw COVID. A więc wszystkie przedstawione tu informacje i poglądy nie zawsze muszą być oficjalnym stanowiskiem naukowym, bardziej odzwierciedlają moje własne zdanie, które nie do końca jest kompatybilne z tym co głoszą eksperci. Nie chcę też w żaden sposób sugerować, że moje zdanie jest lepsze, ważniejsze czy mądrzejsze. Ono jest po prostu moje, przemyślane, ale wyłącznie moje i absolutnie nikt nie powinien się nim sugerować. A najlepiej zasięgnąć kolejnej opinii „lekarza lub farmaceuty”

Cała ta COVID-owa paranoja, w której przyszło nam żyć w ostatnim czasie, budzi we mnie mieszane uczucia. Nie neguję jak niektórzy istnienia choroby. Ona jest i jest bardzo wredna. I ma wiele niewiadomych. Zastanawia mnie, skąd decydenci z WHO na tak wczesnym etapie rozprzestrzenienia choroby potrafili przewidzieć, że będzie to akurat pandemia. I w jaki sposób tak szybko udało się zsekwencjonować genom wirusa. Nauka w XXI wieku jest bardzo rozwinięta, jasne, ale w wielu przypadkach nadal raczkuje albo jest bezradna, a w przypadku głupiego wirusa wszystko zostało postawione na głowie i nagle przyspieszyło. Udało się obejść wiele dotychczas obowiązujących procedur- jak choćby w sprawie szczepionek. Niby badania nad szczepionkami mRNA są prowadzone od ponad 20 lat, ale dotąd nie było wielkich sukcesów. Tymczasem mając nóż na gardle, okazało się, że się udało. Nie podoba mi się takie podejście. Na wiele innych chorób umiera równie dużo, jeśli nie więcej, osób i nikt z naukowców nie przyspiesza badań. Choćby najbliższa mi cukrzyca. Mimo wielu badań nikt dotychczas nie znalazł sposobu skutecznego i mniej uciążliwego dla pacjenta leczenia. Koszty leczenia cukrzycy i jej powikłań, koszty społeczne tej choroby są ogromne. A COVID- cóż, to jest mimo wszystko bardzo wygodna choroba, obciąża służbę zdrowia w sposób straszny, śmiertelność jest ogromna, zwłaszcza w starszych grupach wiekowych- ale przez to właśnie w późniejszym okresie redukuje koszty- mniej osób w podeszłym wieku, schorowanych, wymagających opieki. Przeraża mnie to. W ten sposób może dojść do znacznego odmłodzenia społeczeństwa, zmiany struktury, ale jakim kosztem? W tym kontekście wirus jest idealną bronią biologiczną. Paraliżuje większość dziedzin życia, przewraca do góry nogami gospodarkę, edukację, kontakty międzyludzkie. W jednym momencie zniknął cały świat, jaki do tej pory znaliśmy, na dodatek mało prawdopodobne jest, że kiedykolwiek wrócimy do tego co było kiedyś. Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale cała ta pandemia i wirus są bardzo niepokojącym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Bo z jednej strony obiektywnie nie jest on bardzo niebezpieczny czy śmiertelny, a z drugiej jedyne pewne zdanie na ten temat brzmi „nie wiadomo”. Nie wiadomo skąd się wziął, wszystko z wirusem związane jest nieprzewidywalne i niejasne, nie wiadomo co będzie dalej.

Wracając do tematu szczepionek. Prawdopodobnie są bezpieczne. Prawdopodobnie są jedyną rozsądną alternatywą. Tylko oczywiście nikt nie potrafi powiedzieć na ile pewną. Odporność po przechorowaniu wykrywana jako przeciwciała IgG na razie zostało udowodnione, że trwa około 6 miesięcy. Być może dłużej trwa odporność komórkowa związana z limfocytami T, ale tego nie potrafimy zbadać obiektywnie. Niestety dotychczas dostępne dane sugerują, że przechorowanie COVID nie daje trwałej odporności, mogą pojawiać się ponowne infekcje u tych samych osób. Niepokojące jest też pojawianie się mutacji, które dodatkowo komplikują procesy odpornościowe. W związku z tym i szczepionki nie dają gwarancji. Efekty szczepień będzie można ocenić dopiero za 2-3 lata. Skuteczność szczepionek też jest prawdę mówiąc marna. Badanie przeprowadzone na zdrowych ochotnikach, bez większego narażenia na możliwość zarażenia, brak konkretnych badań u osób z wielochorobowością- cóż, to wszystko raczej pokazuje, że nadal jesteśmy w fazie eksperymentu medycznego. Tylko tak jak już pisałam- nie mamy innej alternatywy. Oczywiście moglibyśmy jako społeczeństwo wykonać pewne mało przyzwoite i humanitarne ruchy, poświęcić „nieproduktywną” część ludzkości i szybo wygrać z wirusem, ale jego nieprzewidywalność mogłaby się okazać zarówno słabością, jak i siłą. Poza tym nikt nie zaryzykuje takiego postępowania, wszak każde życie jest święte i nienaruszalne. Zgadzam się z tym, jednak gdyby trafiła mi się osobiście choroba, która sprowadzi mnie do stadium wegetacji- to ja się na to nie zgadzam. Żadnego ratowania za wszelką cenę, żadnego uporczywego podtrzymywania życia. Przeraża mnie perspektywa obciążania rodziny wieloletnią opieką tylko po to, żeby oddychać. I być może cierpieć.

Jak zwykle odbiegam od sedna sprawy. Tak, szczepionki to w chwili obecnej nasza jedyna alternatywa. Niestety nie tak dobra, jak początkowo nam obiecywano. Nadal będą niezbędne maseczki, dystans, więc prawdę mówiąc niewiele się zmieni na lepsze. Mutacje mogą zepsuć efekt szczepień. Osoby zaszczepione nadal mogą być nosicielami wirusa i źródłem zakażenia dla innych. Problemem jest dostępność szczepionek i ilość osób do zaszczepienia oraz ustalenie jaka powinna być kolejność szczepień. Wszystko to jedna wielka niewiadoma. Dlatego należy rozważyć wszystkie za i przeciw w odniesieniu do własnej osoby i podjąć decyzję, mając świadomość, że nikt nam nie da gwarancji ani teraz, ani w najbliższym czasie. Żaden wybór nie jest dobry i nikt nie potrafi przekonująco powiedzieć co ma zrobić przeciętny Kowalski. Zdaję sobie sprawę, że niewiele Wam pomogłam tymi rozważaniami. Sobie zresztą też nie. Nigdy nie byłam antyszczepionkowcem, wierzyłam w racjonalność medycyny, doświadczenie poparte latami badań. A ta sytuacja zmusiła mnie do całkowitego przewartościowania swoich poglądów. W pierwszej chwili nie miałam zamiaru się szczepić, chciałam poczekać choć kilka miesięcy, żeby zobaczyć jakie są efekty po pierwszych szczepieniach. Tak naprawdę ilość wykazywanych zakażeń znacznie się zmniejszyła, więc wydawało się, że będzie już bezpieczniej. Lekko wystraszyło mnie pojawienie się nowych mutacji i wtedy zdecydowałam się na szczepienie. Już miałam ustalony termin, ale nie zdążyłam, bo jednak choróbsko mnie dopadło, a i tak nie zostałabym zaszczepiona, bo akurat zabrakło szczepionek. Teraz odczekam przynajmniej około 3 miesięcy (podobno przy lekkim przebiegu wystarczy miesiąc, ale ja dmucham na zimne, niby przebieg lekki, ale za 6 tygodni zbadam sobie i chłopakom poziom przeciwciał) i o ile będzie szczepionka, to ją przyjmę. Choć raczej wątpię, czy przy obecnym systemie szczepień będzie to możliwe, może jakimś szczęśliwym trafem. Bo same szczepienia to jedno, a system, jaki zafundowali nam rządowi eksperci, to kolejny temat rzeka. I sposób na podzielenie społeczeństwa na lepszych, gorszych i niezdecydowanych. Nóż się w kieszeni otwiera, kiedy w telewizji słyszę kolejne słowa propagandy, które nie mają żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, a najczęściej jest zupełnie odwrotnie.

Reasumując- dobrze nie jest i długo nie będzie. Wszystko co nas otacza to jedna wielka niewiadoma. Jedyną logiczna odpowiedzią na pytanie dotyczące szczepień jest „nie wiadomo”. I długo taka odpowiedź będzie jedyną możliwą i zgodną z prawdą. Jeżeli ktoś chciałby uzyskać ode mnie jakieś dodatkowe wyjaśnienia- oczywiście możecie pytać, czy tu, czy na priv. Nie wiem, czy będę umiała odpowiedzieć, bo niestety moja wiedza też jest ograniczona. Ale się postaram

6 komentarzy:

  1. Aga ja też się wstrzymałam. Mocno to rozważałam. Odpuściłam grupę 0 więc może straciłam szanse. Twoja praca jaką włożyłaś w ten wpis, bardzo mi pomogła utwierdzić się w przekonaniu, że postąpiłam słusznie. Nie zarzekam się, ale jeszcze nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta decyzja o szczepieniu lub nie jest w obecnej sytuacji bardzo trudna, a eksperci też jej nie ułatwiają

      Usuń
  2. Aga, dziękuję Ci za ten wpis, który potwierdził moje obawy, a jednocześnie wzbogacił wiedzę.
    Z uwagi na sceptycyzm, przyjęłam taktykę „czekania na rozwój wypadków”, co z racji mojego wieku nie jest akurat problemem. Gorzej z osobami w wieku naszych rodziców, czyli 70-80 lat, bo śmiertelność w tej grupie przekracza 20 proc., więc i strach jest silniejszy, a strach powoduje, że każdy ratunek przyjmuje się … bezkrytycznie. Znam wiele takich osób, które wątpliwości nie dopuszczają albo wyznają zasadę „mniejszego zła”. Rozumiem ich, ale rozumiem też tych sceptycznych, jak ja i część mojej rodziny. Myślę, że każdy powinien sam podjąć decyzję i wziąć za nią odpowiedzialność, choć z drugiej strony jesteśmy naciskani, żeby to zrobić „w poczuciu odpowiedzialności za innych”. Pozdrawiam, Jola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczucie odpowiedzialności za innych- w wielu momentach mojej pracy aż szlag mnie trafia po cichu, kiedy słyszę jak to się chorowało "na grypę" i co się w związku z tym robiło. Na to żadna szczepionka nie pomoże

      Usuń
  3. Dokładnie tak - wielka niewiadoma. Kto jeszcze chwile temu pomyślałby, że tak będzie wyglądać nasze życie? Niestety nie zapowiada się, że będzie w najbliższym czasie lepiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciągle mamy nadzieję, że to minie, choć naprawdę zastanawiam się czasem, czy cała ta otoczka ma jakikolwiek sens

      Usuń