19.02.2021

Część druga- Wirtualny świat

  Niedawno przeczytałam książkę "Nic o tobie nie wiem" Małgorzaty Rogali. Bardzo mądra książka, która dała mi sporo do myślenia. Zachciało mi się napisać kilka swoich refleksji na tematy w niej poruszane. Ogólnie to jest kryminał, ale z mocno rozbudowaną warstwą obyczajową dotykającą wielu aspektów obecnego życia. 

Żeby dało się to czytać i nie zanudzić- rozbiłam swój wpis na trzy części, może dzięki temu choć nieliczni przez niego przebrną. Oczywiście zastrzegam, że są to wyłącznie moje opinie, a każdy czytelnik ma prawo do własnego zdania i nie musi się ze mną zgadzać.

A więc zaczynamy, dziś część druga

"To mój obowiązek wobec fanów. Mogę rozpaczać, mogę się nawet zabić, ale najpierw muszę ich powiadomić, co u mnie słychać." 

Przerażający jest świat wirtualny i wiara niektórych w jego realność. Kreowanie tego świata i podporządkowywanie wszystkiego ułudzie. Oglądanie się na słupki popularności, pazerność na uwagę, nieważne jak się mówi- dobrze czy źle, ważne że się mówi. Nie ma świętości, nie ma granicy. W dużej mierze kontakty wirtualne zastępują te rzeczywiste. Niektórym tak zacierają się granice, że nie odróżniają już co jest realne, a co wykreowane. I zdają się zapominać, że napisać lub powiedzieć można wszystko, na tyle przekonująco, że każdy w to uwierzy. W świecie wirtualnym młoda kobieta wcale nie musi nią być. Sympatyczny pan może okazać się paskudną osobą. No i niektórym tak zwanym influencerom wydaje się, że skoro czytają ich setki lub nawet tysiące, to coś oznacza. Tymczasem tak naprawdę jest to tylko i wyłącznie oznaka ich zapatrzenia w siebie. Wszystkie treści w świecie wirtualnym trzeba porządnie przefiltrować i dopiero wtedy przyjmować je za prawdę. Oczywiście ten świat wirtualny jest bardzo wygodny, łatwo jest zyskać uznanie, łatwo trafić gdzie się chce, przy minimalnym wysiłku można podbudować swoje ego. Tylko ile tak naprawdę to jest warte? Wydmuszka, pozłacane bibeloty, puch marny...

"Doczekaliśmy strasznej rzeczywistości. Nowoczesne technologie są błogosławieństwem, ale i przekleństwem naszej egzystencji, a najbardziej cierpią na tym dzieciaki i nastolatki. Dorośli nie mają do nich czasu i cierpliwości, więc młodzi dostają do rak tablet lub smartfon i spokój zapewniony"

Każde pokolenie zazwyczaj psioczy, że „kiedyś to było inaczej”. Oczywiście, że było. Na tym polega postęp. Postęp sam w sobie nie jest zły. Złe jest to, co z nim robimy, jak wykorzystujemy zdobycze postępu i cywilizacji. Na dodatek to my- dorośli jesteśmy odpowiedzialni za to, po co sięgają nasze dzieci. Z czasów wczesnoszkolnych moich dzieci pamiętam, jaka byłam momentami naiwna i łatwowierna. Jest wiele gier komputerowych niekoniecznie zalecanych dla 10-12- latków. Nie pozwalałam moim chłopakom na gry nieodpowiednie dla ich wieku, zbyt krwawe czy brutalne. Oni się buntowali, że przecież wszyscy koledzy grają, a oni nie mogą. Na szkolnych zebraniach pozostali rodzice zaklinali się, że ich dzieci absolutnie, nawet nie spoglądają w stronę gier zakazanych. No i miałam lekki dysonans, nie bardzo wiedziałam komu wierzyć, bardziej skłaniałam się temu, żeby wierzyć rodzicom, ale sądząc po zachowaniach dzieciaków, ich rozmowach- niestety wyglądało na to, że umiejętnie obchodzą rodzicielskie zakazy, a rodzice nie widzą lub nie chcą widzieć problemu. Moi chłopcy do dziś mi wypominają, że czuli się gorsi od kolegów. Szybko udało im się w późniejszym czasie nadrobić zaległości, chwilami poświęcają komputerom aż za dużo czasu, ale w tej chwili już nie jestem w stanie aż tak ściśle tego kontrolować. Tym bardziej, że- nie oszukujmy się- sama w sieci siedzę dość długo. Na szczęście chłopaki sięgają też po słowo pisane, czytają książki, uprawiają sporty, nie grają przez całe noce, spotykają się z kolegami, więc nie są jeszcze uzależnieni w stopniu znacznym. A może tylko mi się tak wydaje?

"Ich życie toczy się w internecie i ważne jest dla nich , jak wypadają tam w oczach rówieśników obojga płci. Kreowanie wizerunku zajmuje im mnóstwo czasu. Później oczekują zachwytów ze strony uczestników, a jeśli reakcje są niezgodne z oczekiwaniami, przeżywają frustrację"

Już o tym pisałam. Świat wirtualny wypiera ten rzeczywisty. Zacierają się granice, trudno jest odróżnić co jest prawdą najprawdziwszą, a co tylko odbiciem tej prawdy, często na dodatek dość zniekształconym. Niedojrzałe umysły naszych dzieciaków nie zawsze są w stanie odpowiednio reagować. Miesza im się fantazja z codziennością. Często celowo naginają pewne reguły, wydaje im się, że tak jak w grze- ma się kilka żyć i każdy błąd można naprawić. Przeceniają swoje siły, tworzą ułudę, która wygląda prawdziwie do czasu, a tak naprawdę jest bardzo niebezpieczna w swojej sile rażenia. I nie umieją sobie radzić z emocjami, krytyką, niepochlebnymi opiniami na swój temat. Zresztą tak jest nie tylko z dziećmi. Osoby dorosłe, zdawałoby się inteligentne, wykształcone, również wpadają w pułapkę wirtualności. Obecne czasy, kiedy jesteśmy zamknięci, odizolowani tym bardziej temu sprzyjają. Każdy z nas pragnie akceptacji i podziwu, dążymy do tego w różny sposób, a kiedy nie udaje się uzyskać dóbr pożądanych- oj, bywa nieciekawie. W ogóle odporność psychiczna, umiejętność radzenia sobie z trudnościami i niepowodzeniami jest coraz gorsza. Coraz więcej trafia się osób wyobcowanych, którzy nie potrafią nawiązywać relacji w normalnym świecie, a w rzeczywistości wirtualnej kreują swój wizerunek, umiejętnie pokazują swoje lepsze strony, grają kogoś zupełnie innego. W końcu nie wiadomo już, która osobowość jest ta prawdziwą.  


Tu mogłabym zakończyć konkluzją- kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak jest w moim przypadku. Przykro tak o sobie myśleć, ale niestety, taka jest prawda. A przed Wami jest jeszcze część trzecia, jeśli nie zanudziliście się całkowicie


1 komentarz:

  1. Przymus fizycznego chodzenia do szkoły wymuszał na dzieciach i młodzieży jakieś realne kontakty. Coraz głośniej mówi się o zaprzepaszczeniu socjalizacji w przypadku najmłodszych poprzez lekcje zdalne. Te dzieci nie będą potrafiły nawiązywać relacji w realnym świecie. Widzę jak mój dorosły Młodszy cierpi z powodu zdalnych studiów. Miał "wyjść z domu", poznawać ludzi, zachłystywać się realnym życiem studenckim- czyli doświadczać tego, co w studiach najpiękniejsze. A teraz siedzi przed komputerem i nic z tego studenckiego życia nie ma. Dobrze, że przynajmniej te 1,5 semestru na chybionym kierunku przestudiował normalnie, a nie tylko wirtualnie...

    OdpowiedzUsuń