21.02.2021

Część trzecia- Bezpieczeństwo w sieci

  Niedawno przeczytałam książkę "Nic o tobie nie wiem" Małgorzaty Rogali. Bardzo mądra książka, która dała mi sporo do myślenia. Zachciało mi się napisać kilka swoich refleksji na tematy w niej poruszane. Ogólnie to jest kryminał, ale z mocno rozbudowaną warstwą obyczajową dotykającą wielu aspektów obecnego życia. 

Żeby dało się to czytać i nie zanudzić- rozbiłam swój wpis na trzy części, może dzięki temu choć nieliczni przez niego przebrną. Oczywiście zastrzegam, że są to wyłącznie moje opinie, a każdy czytelnik ma prawo do własnego zdania i nie musi się ze mną zgadzać.

A więc zaczynamy, dziś już ostatnia część

"Czy ona też ma na sumieniu rzeczy, które trudno podciągnąć pod wygłupy, bo są zbyt poważne, nawet zagrażające bezpieczeństwu"

Teoretycznie powinniśmy nauczyć dzieci bezpieczeństwa i właściwego zachowania w sieci, w szkołach również prowadzone są tego typu działania informacyjne. Ale nasze dzieciaki niejednokrotnie znacznie swobodniej niż my poruszają się w wirtualnym świecie i nasze ględzenie tylko je irytuje. Mimo to powtarzać trzeba, nawet jeśli jedyną reakcją będzie „no weeeeź, mamoooo, przecież wieeeem”. Tak, wiem, ale nie zawsze tę wiedzę stosuję. Ładnych parę lat temu, kiedy Mati zbliżał się do 15 urodzin, na Facebooku założył grupę dla kilku kolegów z klasy odnośnie tego wydarzenia. Niestety szybko grupa wymknęła się spod kontroli, Mati przestał uczestniczyć w rozmowach, a koledzy zaszaleli. Rozmowy były bardzo niewybredne, niekulturalne i niecenzuralne. Do tego wpadli na idiotyczny pomysł i zaprosili do grupy jedną z nauczycielek, nie wiem czy świadomie, ale wybrali osobę bardzo surową i zasadniczą, wręcz postrach szkolny. Wtedy sprawa się wydała i była spora afera, włącznie z wizytą policji w szkole (tak dla postraszenia i pokazania, że tego typu działania nie są bezkarne nawet dla małolatów). Mati nie ucierpiał za mocno, bo w sumie wycofał się długo przed rozpoczęciem szaleństw, ale nauczkę miał. Co jakiś czas przypominam, jakie są zasady bezpieczeństwa i czego robić nie wolno. Oczywiście chłopaki twierdzą, że wiedzą i się stosują, ale nie mam żadnych środków kontroli, więc do końca nie wiem. Za to bardzo niepokojący jest dla mnie fakt, że zapierają się wszelkimi sposobami, żeby nie zgłaszać mi nieprawidłowych zachowań innych (jeszcze od Filipa jestem w stanie czasem coś wyciągnąć). Bo nie wolno skarżyć, być kapusiem. Wcześniej podobne rzeczy działy się w szkole i na podwórku. Woleli sami załatwiać swoje problemy. Niby dobrze, ale czasem bywa zbyt niebezpiecznie. W sumie i tak nie mogę trzymać ich pod kloszem, a bardzo wylewni nie są. I tak dobrze, że cokolwiek mi mówią. Ja w kółko powtarzam, przestrzegam, uczulam, mam nadzieję, że coś do nich trafia

"Wiele osób, którym nie udało się zaistnieć gdzie indziej, uważa za swój obowiązek zaznaczyć obecność poprzez wpisanie komentarza. Dla niektórych staje się to życiową pasją"

Co gorsza ta pasja niejednokrotnie polega na totalnym krytykowaniu i obrażaniu innych, a często na narzucaniu im swojego zdania. Oczywiście można to w łatwy sposób zignorować, nie wdawać się z takimi osobami w dyskusje, ale niesmak i przykrość pozostają. Po prostu niektórzy maja taki właśnie sposób na życie- skoro mnie coś nie wychodzi, to tym bardziej spróbuję obrzydzić innym. A krytykować można wszystko, przyczepić się do najdrobniejszej dupereli. Pieniactwo to poniekąd nasz sport narodowy, więc nie ma co się dziwić. Nawet nie zawsze takie osoby można nazwać trollami czy hejterami, one po prostu czerpią satysfakcję przyczepiając się do wszystkiego. A ponieważ kryją się za anonimowym nickiem, to wydaje im się, że są bezkarni i pozwalają na coraz więcej. Wydaje mi się, że często są to osoby z różnego typu zaburzeniami, nie do końca świadome, jaką krzywdę mogą wyrządzić. Równie często bywają osoby bezinteresownie złośliwe, dla których dzień bez obrażania i wbijania szpili jest dniem straconym. W swojej historii blogowania też mi się na taką osobę trafiło, ale udało się nie wchodzić w dyskusje i problem rozwiązał się sam. Natomiast w świecie młodzieży jest chyba nieco gorzej. Oni zbyt serio biorą do siebie każda uwagę. Poza tym chęć zaistnienia jako lider, brak wyobraźni, empatii, nieumiejętność przewidywania następstw swoich działań i efekty bywają tragiczne. 

Każdy z nas chciałby mieć coś do powiedzenia. Szkopuł w tym, żeby to coś było mądre i oryginalne, a nie tylko potakiwanie lub powtarzanie zdania poprzednika. Konwersacja jest trudną sztuką. Zwłaszcza rozmowy na żywo, bo kiedy się prowadzi rozmowę "pisaną"- bywa łatwiej. Jest chwila na zastanowienie, dopracowanie swojej wypowiedzi, przemyślenie jakiejś celnej uwagi czy riposty, pisanie jest też mniej emocjonalne. I ogromny plus takiej rozmowy- współrozmówca nie może przerwać twojej wypowiedzi, nie wtrąca się w pół słowa, nie zmienia nagle tematu. W rozmowach osobistych osoby mało elokwentne lub bardzo nieśmiałe, którym rozmowa na żywo sprawia trudności, nie umieją się przebić ze swoim zdaniem, czasem boją się, że to co mówią może wydać się innym zupełną bzdurą. Ale są też tacy, co to na każdy temat mają własne zdanie, nie zważają na opinie innych, na wszystkim znają się najlepiej i nie da się ich przegadać. Natomiast w internecie każdy ma swój kącik i te nieśmiałe osoby często rozkwitają, mają szansę pokazać swoje atuty. Niestety w drugą stronę też to działa- krzykacze i wszechwiedzący równie często starają się zdominować innych. 


Zazwyczaj staram się nie wtrącać do rozmowy w internecie, jeśli nie mam nic mądrego do powiedzenia. Bo uważam, że nie warto gadać dla samego gadania, chyba że taki właśnie jest cel rozmowy- small talk dla podtrzymania atmosfery. Tymi refleksjami trochę się wyłamałam z moich reguł, ale w sumie- blog to moje miejsce, jestem tu gospodarzem i mam prawo. Może nie zanudziłam Was zbyt mocno, natomiast na pewno zaspokoiłam już swoją chęć do wypowiedzi na tematy ogólne, przynajmniej na jakiś czas. Teraz już będzie tylko o codzienności, przynajmniej chwilowo


1 komentarz:

  1. Nie mogę konkretami, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, ale ludzie w necie wyczyniają takie głupoty, że nie uwierzylabys. Nie dzieci, tylko ludzie dorośli. Tracą przez to żony, mężów, mieszkania, majątek całego życia. W pół godziny tracą to, na co pracowali całe życie. Przez własną głupotę, na własne życzenie. Już tyle lat z tym tematem pracuje, niedługo będzie 17, a nadal nie mogę uwierzyć w ludzką naiwność w sieci, to jest aż niewiarygodne. Za każdym otwarciem sprawy rzucam wiązankę do poszkodowanych, wyzywam ich od debili i idiotów:) oczywiście ich przy tym nie ma:) bo człowiek, który ma trochę rozumu powinien zachować przynajmniej podstawowe zasady bezpieczeństwa w sieci, a tego nie robi.

    OdpowiedzUsuń