5.03.2021

Spacerek

 Okropnie zasiedziałam się przez zimę. Ale bardzo nie lubię zimowej pogody, nie mam wtedy zupełnie chęci na wychodzenie z domu, po prostu straszny ze mnie zmarźlak. A w domu ćwiczyć- cóż, trudno się zmobilizować, do tego nie do końca sprawna ręka. No ale w końcu czas zacząć się ruszać, bo te nieszczęsne kilogramy...Wiosna przecież idzie, dobrze byłoby zacząć jakoś wyglądać. Pora obudzić się z zimowego snu. Co prawda jakieś drobne aktywności bywały i zimą, ale stanowczo za mało. Dopiero po-COVID-owe pobolewania pleców skłoniły mnie do bardziej regularnego jogowania i rzeczywiście pomogło. A teraz i pogoda powoli się poprawia, jeszcze do optymalnej temperatury daleko, ale już przynajmniej nie marzną mi paluszki. Więc pora na spacerki. Jeszcze nie bieganie ani tym bardziej rower, bo na to jednak nadal jest mi zbyt zimno, ale chociaż spacerki. Mam co prawda kijki do nordic walking, ale ciężko mi się do nich przekonać (wiem, że to idiotyczne, ale jakoś tak jest). Czekam tylko jeszcze na taką prawdziwą, normalną wiosnę- śnieg w mieście w większości stopniał, smętne resztki straszą głównie w miejscach, gdzie składowano jego nadmiar. Ale w lesie nadal jest go sporo. Owszem w bardziej nasłonecznionych miejscach też już znikł, ale jeziora pokryte lodem, drogi pełne śniegu, krajobraz nadal zimowy. Naprawdę- to z dzisiejszego spaceru























Kiedy teściowa dowiedziała się, że łażę sama po lesie, bardzo zmartwionym tonem stwierdziła, że "nie radzi". Jakbym nie mogła chodzić po mieście. Przecież przy okazji można kogoś spotkać, porozmawiać, do sklepu zajść. A mnie chyba potrzeba tej samotności, ciszy, oddechu, czasu dla siebie, powsłuchiwania się we własne myśli, zapatrzenia gdzieś daleko. I pomyśleć, że jeszcze kilka (no, może kilkanaście) lat temu takie łazikowanie bez celu było dla mnie zupełnie nieosiągalne. Leciałam z jednej pracy do drugiej, a między pracami było ogarnianie domu, dzieci, zakupy, pranie, gotowanie, wieczna gonitwa, pośpiech i brak czasu. Każdą wolniejszą chwilę umiałam zagospodarować potrzebami innych. Dziś jest znacznie lepiej- chcę to wychodzę, wracam kiedy już mam dość. Nie muszę, a mogę. Bardzo mi się to podoba. Nie wiem jak będzie dalej, za rok czy dwa, ale wydaje mi się, że jestem w jednym z najlepszych momentów swojego życia. Bez większych ograniczeń. Wolna. Sama o sobie decydująca. Jeszcze czasem wraca ta nieznośna myśl- ale jak to, trzeba zrobić to czy tamto, a mnie w głowie rozrywki. A pewnie! Wiecznie goniły mnie obowiązki, przytłaczały, ograniczały. Dobrze, że nauczyłam się, żeby stawiać na pierwszym miejscu to na czym mi zależy i z czym dobrze się czuję. Obowiązki też są ważne i wcale ich nie lekceważę, ale nie mogą dominować. I w tym momencie spacer jest ważniejszy. Ja jestem ważniejsza. I mimo zmęczenia, które teraz czuję w nogach po tych 6 km, jest mi dobrze.

3 komentarze:

  1. Aguś, po prostu BRAWO TY!!! Dojrzałaś całkowicie do bycia SOBĄ!!! Mogę tylko pogratulować i tak trzymaj. Przytulam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BRAWO JA! Trochę mi to zajęło, żeby znaleźć się w tym miejscu, trochę się w międzyczasie poobijałam, ale jest sukces. Dziękuję, Aniu i również przytulam. Miło byłoby "na żywo", a nie tylko wirtualnie

      Usuń
    2. Wreszcie kiedyś będzie normalnie i może się znowu w Szczawnicy spotkamy? Albo wybierzesz się na wycieczkę do W-wy? Szczęścia i radości kochana :)))

      Usuń