27.04.2021

Stukało i przestało

 Od około 2,5 roku jeżdżę sobie Citroenem. Zakochałam się w tym modelu od pierwszego wejrzenia i muszę przyznać, że przez ten czas ani razu mnie nie rozczarował. Bezawaryjny, dobrze się prowadził, nie wymagał ode mnie niczego poza obowiązkowym przeglądem raz w roku, nie stawiał żadnych żądań, po prostu ideał. Ze swojej strony też starałam się traktować go jak najlepiej, nie nadużywać i nie przeciążać. Tym bardziej zaniepokoiłam się tak z pół roku temu jesienią, kiedy przy maksymalnym skręcie kół zaczęło coś stukać  w okolicy przedniego koła po stronie pasażera. Zazwyczaj było to przy wjeżdżaniu do garażu i zazwyczaj tylko ja to słyszałam, a raczej na początku tylko wyczuwałam takie lekkie drżenie, coś jak przeskakiwanie w stawie podczas ruchu kończyną. Chłopaki uważali, że przesadzam i mam jakieś zwidy, więc dałam sobie spokój. Tym bardziej, że po zmianie opon na zimowe stukanie ustąpiło. Całą zimę było w porządku, a kiedy w ubiegłym tygodniu zmieniłam opony na letnie- stukanie powróciło ze zdwojoną siłą, było wyczuwalne, słyszalne i bardzo niepokojące. Poza tym zdarzało się już nie tylko przy maksymalnym skręcie, ale nawet przy zwykłym skręcaniu.
A że dziś właśnie byłam z Filipem na wizycie u diabetologa w naszym mieście wojewódzkim, gdzie mieści się punkt serwisowy, to poprosiłam o umówienie wizyty u samochodowego doktora w celu zdiagnozowania. No i wyszło- że jesteśmy ja oraz mój samochód zwykłymi hipochondrykami. Najpierw były rozważania- może to przeguby lub inne dziwnie nazwane ustrojstwa. Potem wzięto go na jakieś szarpacze i inne takie ustrojstwa. I nic nie wykryto. W związku z tym samochodowy doktor poprosił, żebym zademonstrowała objawy. Hmmm... Kręciłam w różne strony, wielokrotnie. I nic. Nie było najmniejszego drgnięcia, stuknięcia czy czegokolwiek innego. Diagnoza była prosta- samochód jest absolutnie sprawny i można nim bezpiecznie jeździć, nie stwarza żadnego zagrożenia w ruchu drogowym. Skoro tak... Faktycznie do końca dnia sprawował się bez zarzutu. Ale otrzymałam zalecenie, że jakby co to proszę się kontaktować. Skąd ja to znam? Ano to tak jak z ludzkimi doktorami. Przychodzi pacjent, barwnie opowiada o swoich objawach. Badamy- nic, robimy gromadę badań krwi i innych- nic. I wtedy przeszczęśliwy i przebadany pacjent mówi, że w zasadzie to już mu przeszło i nie dokucza- uleczył się samym procesem diagnostycznym. Na koniec więc dorzucamy- no to skoro jest dobrze, to tego nie leczymy, ale jakby coś, to proszę o kontakt. Zobaczymy jak to będzie z moim Citroenem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz