27.04.2021

Szkolnie

 Za kilka dni (w piątek) Mati kończy szkołę średnią. Już wie, że rzutem na taśmę udało mu się zdobyć świadectwo z paskiem. Może to i nie świadczy o wiedzy, ale zapracował sobie solidnie na wyróżnienie przez te cztery lata. Owszem, zdarzały się momenty, kiedy niektóre przedmioty odpuszczał, bo twierdził, że mu się ta wiedza do niczego nie przyda, ale przynajmniej nie schodził z przyzwoitego poziomu. Nie wiem jakim sposobem udało mi się takie dziecko- obowiązkowe, rozsądne, spokojne, grzeczne i konsekwentne, a do tego ciekawe świata. Przypominam- to jest tak zwane "środkowe dziecko", które zazwyczaj jest w cieniu najstarszego i najmłodszego. Tymczasem Mati jest tak uroczy, że przyćmiewa obu swoich braci. Jeśli nic się nie zmieni i nie postanowi zejść na złą drogę, to myślę, że potrafi odnaleźć się w życiu i tak nim pokierować, żeby mieć satysfakcje z tego co będzie w nim robił. I mam nadzieję, że będzie szczęśliwy... Teraz przed nim matura, sądząc po wynikach matur próbnych- powinno pójść dobrze. No i rekrutacja na studia- na razie myśli o kierunkach politechnicznych, a mnie się robi smutno na myśl, że za już pół roku kolejny pisklaczek wyfrunie z gniazda. Zbyt szybko ten czas biegnie.

Filip nadal uczy się zdalnie. I nadal jest z tym mnóstwo problemów. To internet nie działa jak powinien, to o czymś się zapomni, to znów lekcje są prowadzone metodą- zróbcie zadanie nr 1,2,3 i tyle. Za to bardzo podoba mi się podejście pana od w-fu. Bardzo konsekwentnie na każdą lekcję podsyła propozycje ćwiczeń, zachęca do aktywności, zadaje różnego typu testy sprawnościowe. Wiem oczywiście, że łatwo tylko trochę pościemniać i za nic dostać dobrą ocenę, ale na szczęście Filip do aktywności podchodzi dość poważnie. Doskonale wie, że to jeden z głównych filarów utrzymujących w ryzach cukier. Zastanawiam się natomiast czy i kiedy wróci normalna nauka. Bo jeśli dalej tak będzie, to nie wiem co z tej edukacji wyjdzie. I bardzo współczuję rodzicom młodszych dzieciaków- taki system nauczania to katorga.
Już nie mówię o tym, że w dużym stopniu pozwala na rozwijanie przeogromnego kombinatorstwa- sprawdziany piszę się kolegialnie, weryfikacji przyswojonej wiedzy nie ma, oceny są raczej odzwierciedleniem sprytu, a nie efektem nauki. I tak nauka zdalna teraz jest o niebo lepsza od tej sprzed roku, ale nadal sporo brakuje do ideału.

Kuba powoli przygotowuje się do powrotu na III rok studiów. Podobno żeby zostać przyjętym musi zdać jakiś egzamin kwalifikujący z poprzednich dwóch lat. Cóż- gdyby poszedł z marszu na powtarzanie roku, pewnie byłoby łatwiej, ale i tu pandemia zamieszała. Nie wiem na ile wystarczy mu cierpliwości i wytrwałości, bo pracuje na zmiany, a to jest jednak wyczerpujące, ale na razie stara się uczyć, ma zamiar wrócić i dokończyć przynajmniej ten licencjat, a może zmądrzeje na tyle, że i zrobi magistra. Synowa go ciśnie i pilnuje, nawet mimo wszelkich oporów z jego strony, jakieś rezultaty tego są.

Ja też się uczę i uczę. Praktycznie codziennie trafia się jakiś ciekawy wykład, znacznie łatwiejszy jest dostęp do wszelkich kongresów, czasem jest tego tyle, że trudno wybrać. A tu jeszcze trzeba znaleźć czas na inne rzeczy. Co prawda mam podzielną uwagę i robiąc rzeczy mało angażujące umysł (gotowanie, prace domowe itp), mogę się skupić na treści wykładu, od czasu do czasu zerkając na ekran. Choć chciałoby się jak kiedyś pojechać gdzieś z dla od domu, odetchnąć nieco, pooddychać atmosferą naukową. Czy te wszystkie wykłady do czegoś mi się przydają? Myślę że tak. Tylko chłopaki czasem się śmieją, że wkrótce będą mogli zaocznie skończyć medycynę, skoro codziennie słuchają medycznych wykładów (i dopytują niejednokrotnie co to znaczy albo o co chodzi)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz