30.06.2021

Wakacyjnie i okołoszkolnie

 Moi chłopcy mają wakacje, przynajmniej teoretycznie. Filip już od początku czerwca chodził do pracy- tak sobie wymyślił, że chce. Absolutnie nie musi, ale uważam, że dla prawie 17- letniego człowieka trochę wysiłku, obowiązkowości, kontaktu z ludźmi nie zaszkodzi. Tym bardziej, że praca wcale nie ciężka, recepcja pola namiotowego, utrzymanie porządku w otoczeniu, pomoc przy ładowaniu i myciu kajaków. Wcześniej w tym miejscu pracował Kuba (zarządcą pola jest jego serdeczny kolega jeszcze z liceum), a potem Mati. Trochę się obawiałam jak to będzie z cukrem, ale Filip daje radę. Oczywiście są różne wahania, ale to nieuniknione, choć czasem bywa stresujące. Rok szkolny Filip zakończył znośnie jak na naukę zdalną. Stać go na znacznie więcej, mam nadzieję, że w następnym roku szkolnym będzie nieco normalniej i nadrobi choć trochę zaległości. Najbardziej martwią mnie przedmioty zawodowe, bo z nimi przy tym zdalnym nauczaniu było najgorzej. A przecież po to wybierał technikum, żeby w razie czego mieć zawód. Zobaczymy, na koniec szkoły są egzaminy, które nie tak prosto jest zdać. Wiem to z przykładu Mateusza, pierwszy egzamin w III klasie zdał śpiewająco. Teorię drugiego egzaminu w IV klasie również, ale w części praktycznej trzeba było mieć 75%, a on miał 72%, po odwołaniu udało mu się zdobyć jeszcze 1%. Kilka dni temu próbował zdać ten egzamin jeszcze raz, ale jak twierdzi pewnie znów bez sukcesu, bo tym razem było znacznie trudniej. W sumie nie jest mu ten certyfikat kwalifikacji zawodowych tak bardzo potrzebny, skoro i tak wybiera się na studia, ale miło byłoby go mieć. 

No właśnie- studia. Mati skończył technikum na kierunku mechatronika. Lubi właśnie takie rzeczy mechaniczno- elektryczne i w tym kierunku ma zamiar studiować. Przez długi czas twierdził, że w grę wchodzi tylko politechnika w naszym mieście wojewódzkim, bo najbliżej, a renomę ma zupełnie niezłą. Jak dla mnie pasowało, mniej skomplikowane logistycznie, dziecko w miarę blisko. Ale tuż przed maturą Mati stwierdził, że rozważa również WAT (Wojskowa Akademia Techniczna) i to bardziej na te wydziały wojskowe niż cywilne. Oj, tu już moje mamusiowe serce lekko sie rozbolało. No bo jak to tak- kochanego syneczka oddać w szpony wojska? A ja z natury jestem pacyfistką i wszystko wojskowe mi się nie podoba. Do tego rygor wojskowy, poligony, a czy go tam dobrze nakarmią? A będzie musiał wszystko sam- prać, sprzątać, dbać o siebie, chodzić jak w zegarku. A czy wytrzyma psychicznie- może teraz już fali i kocenia nie ma tak bardzo, ale kto to wie? Nie mam zamiaru mu wybijać tego z głowy, to jego wybór, w razie czego najpóźniej po pierwszym roku może zrezygnować bez konsekwencji, a możliwe, że mu się to spodoba i odnajdzie się w tym wojskowym świecie. W sumie nie martwię się, czy się dostanie, bo tu nie mam większych wątpliwości. Matura poszła mu dobrze, oficjalne wyniki będą za kilka dni. Test sprawnościowy też nie powinien mu sprawić kłopotu, jest wysportowany, regularnie ćwiczy i biega. 

Tak więc jeśli nic się nie zmieni to od października, a może nawet i wcześniej wyfrunie mi z domu kolejne dziecko. Ani się obejrzę to i Filip skończy szkołę. Czas biegnie nieubłagalnie...Na razie cieszymy się wakacjami i piękną pogodą.

10 komentarzy:

  1. Nic nie mówię, ale moje matczyne serce aż drży na samą myśl Aguniu, tak więc rozumiem Cię doskonale... Ale cóż, możemy tylko wspierać naszych chłopców i coś im tłumaczyć po swojemu, może trafi :) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na rozsądek Mateusza. Wybierze co zechce, a ja mogę to tylko zaakceptować i wspierać

      Usuń
  2. Bardzo dużo ze sobą wspólnego mamy.
    Otóż to, ze kazda z nas, trzech synów na świat wydała,
    ale niestety, juz dalej,
    to inaczej sie potoczyło.
    Ty nie ogarniasz cukrzycy swego syna,
    a ja pierworodnego z nich,
    schizofewnii jego,nie ogarniam,
    a lekarze twierzą, że to jest uleczalne!
    na żadne z nich, lekarstwa nie ma.
    Serdecznie Ci współczuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukrzycę jako- tako ogarniam, tyle tylko, że bywa czasem nieprzewidywalna, takie uroki okresu dojrzewania

      Usuń
  3. A tak w ogóle,to Cię podziwiam za to, że masz dar opisywania rzeczy i za rozwód
    na który to nigdy bym się nie zdobyła.
    Mój mąż cukrzyce ma i wiele innych chorób,
    baterie ma wszczepiona,by jego prawa ręka sprawna była,
    ot medycyny cud,neurologia czyni cuda.
    Serdecznie medyczkę pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za pozdrowienia i miłe słowa dziękuję. Rozwód z jednej strony był porażką, ale i otwarciem drzwi na nowe doświadczenia. Z perspektywy czasu nie żałuję

      Usuń
  4. Jednak bardzo się dziwię,
    że na szczerym blogu, jesteś osamotniona i mało doceniona.
    No ale pisz, pisz,
    nawet książkę możesz napisać w związku z tym.
    Ja od lat czuje się poszkodowana w związku z moim życiem.
    Od lat jestem służką,mojego męża chorego i syna chorego,
    dwaj pozostali sie usamodzielnili.
    Średni ostatnio na wczasach na Mykenonos był z żona i z wnuczkami.
    Nie narzekam na los,
    mnie na to nie stać,
    by na wczasy jechać tam,

    Ot tylko leże i wysilek życiowy tym sobie odbijam.
    Tyle sie nawisilałam, ale na próżno to było

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego osamotniona? I niedoceniana? Wcale się tak nie czuję! Piszę to co czuję, ale na książkę raczej się nie odważę.
      Przykro mi, że uważasz swoje życie za niezbyt udane. Mimo wszystko jesteś silną osobą, skoro dajesz radę ze wszystkimi problemami

      Usuń
    2. A to może ja jestem osamotniona, nie mam się do kogo wyżalić i sadzę według siebie.Zresztą użalanie się nad swoim losem czy sobą nie jest dobre, niczego nie wnosi.
      Doceniona na pewno jesteś przez synów, jak i ja.
      Kiedyś jakieś blogi miałam, coś tam pisałam,
      ale już mi się nie chce odkrywać.
      Jestem trochę zgorzkniała, ale to normalne,kiedy przez lata nie zawsze można sie wyspać,
      gdyż chory po nocach sie wydziera i do tego trzeba go utrzymywać, gdyż renty nie ma jedynie 500zl zasiłku.To raczej bardzo energie życiową odbiera.
      Ale na pocieszenie, drugi syn na Sycylie wybył
      i cieszę się tym, jakbym sama tam poleciała.
      Są problemy życiowe, których nie da się rozwiązać
      a trudno zaakceptować, sprawy na które wpływu nie mam.
      Dobrego dnia, oby tylko nie zrzędzić.

      Usuń
    3. korekta..
      Może raczej na Sardynię czy do Sewilli,
      pojęcia nie mam,
      gdyż wczoraj tylko z mężem rozmawiał...
      na całe dwa tygodnie,
      z całą rodziną

      Usuń