6.08.2021

Student

 Dawno mnie tu nie było. Jeszcze moment, a blog zarośnie pajęczynami i zasypie się kurzem. Nie żeby to było coś istotnego, chwila i nikt by nie pamiętał, że był taki blog i gadatliwa pisząca. Cóż, jak zwykle, brak czasu, zajęć innych mnóstwo, chęci i pomysły na pisanie i opisywanie codzienności bywają, ale zanim dotrę do klawiatury, to gdzieś ulatują. A dzieję się sporo, aż szkoda, że potem to wszystko umyka z pamięci ulotnej. I po to właśnie powinnam zapisywać

Oczywiście sprawą najważniejszą ostatniego miesiąca jest rekrutacja na studia. Mati zafiksował się na zostanie żołnierzem zawodowym i nic go nie może z tej drogi zawrócić. A kwalifikacja na te studia jest wieloetapowa. Najpierw test sprawnościowy- zaliczony pozytywnie, ale trzeba było pojechać w tym celu do Warszawy. Ponieważ test był rano, to wypadało znaleźć sobie nocleg. Mati pojechał razem z kolegą, najpierw pociągiem, potem w Warszawie trzeba było z dworca dotrzeć do hostelu, znaleźć coś do jedzenia, miejsce gdzie odbywać się miał test, potem jeszcze wrócić. Niby nic wielkiego, ale dla dwóch mało oblatanych w świecie (jeszcze) nastolatków to jednak lekko nie było. Rezerwacja biletów, wyszukiwanie połączeń, zupełnie inne realia (ogromne zaskoczenie Mateusza- tyle linii autobusowych? i do tego autobusy jeżdżące częściej niż raz na godzinę?). Śmieliśmy się, że pastuszki z prowincji zginą w stolicy, ale poradzili sobie. Sam test i rozmowa kwalifikacyjna trudne podobno nie były, pan pułkownik był pod wrażeniem wyników matury. 

Kolejny etap to wizyta w WKU i skierowanie na test psychologiczny. A w międzyczasie Mati niefortunnie skoczył z przyczepy z kajakami i naderwał sobie więzadło w stopie. Dobrze, że to było już po teście sprawnościowym. Musiałam użyć swoich mocy medycznych, żeby szybko dostać się do ortopedy. Skończyło się ortezą na 2 tygodnie i odpłatnymi zabiegami na rehabilitacji, żeby szybko wrócić do formy bez przykrych następstw. Test psychologiczny zaliczył. Na koniec były jeszcze badania lekarskie- rajd po kilku poradniach specjalistycznych, krew, RTG, EKG. Nawet w miarę sprawnie poszło, w szpitalu wojskowym w sąsiednim miasteczku. Ostateczne ogłoszenie wyników będzie za 3 tygodnie, ale Mati jest już pewny, że się dostał. Na tyle pewny, że zrezygnował z miejsca na politechnice w naszym mieście wojewódzkim, bo i tam się dostał. 

No i około 9.09 mój syneczek wyfrunie z domu. Przed rozpoczęciem studiów jest tak zwana "unitarka"- szkolenie wojskowe, kończące się przysięgą ("przyjedź, mamo, na przysięgę"). Trudno mi to sobie wyobrazić. Bardzo trudno. Jeżeli nic się nie zmieni, to moje dziecko zostanie żołnierzem zawodowym. Ja- zadeklarowana pacyfistka i przeciwniczka broni i przemocy w każdej formie- będę matką żołnierza. Nie rozumiem, skąd mu się wzięły takie ciągotki. Może myśli praktycznie- pewna praca, dobra płaca, możliwość kariery. Tylko to życie na rozkaz... I oby nie musiał nigdy wykorzystać swoich umiejętności przeciwko komuś.

Mimo wszystko dumna jestem z mojego dziecka. A właściwie już dorosłego faceta, który wie, czego chce i konsekwentnie dąży do realizacji celu. Jest jeszcze jedna mała furtka- gdyby mu się nie spodobało, gdyby marzenia rozminęły się z rzeczywistością, po pierwszym roku może zrezygnować bez konsekwencji. Ale póki co w ogóle nie bierze tego pod uwagę. I jeszcze każe mi się cieszyć, że jego studiowanie w ogóle mnie nie obciąży finansowo. Choć o wiele bardziej wolałabym obciążenie finansowe niż emocjonalne.

Zostanie mi Filip. Od września zaczyna III klasę technikum, obawiam się, że te trzy lata szybko miną i kolejne dziecko mi wyfrunie z domu. To dopiero będzie trudny moment. Zwłaszcza kiedy trzeba będzie się zmierzyć z samodzielnym życiem z cukrzycą. Może za bardzo wybiegam myślami w przyszłość, może wszystko będzie wyglądało inaczej niż sobie wyobrażam. Ostatnie miesiące dobitnie pokazały, że jakiekolwiek planowanie bywa mało realne, rzeczywistość szybciutko potrafi zweryfikować najlepsze plany, które momentalnie biorą w łeb. Nie wiemy co będzie jutro, wiec nie ma co się martwić tym, co może będzie za kilka lat. Na razie studia...

2 komentarze:

  1. Aguś, takie rozterki matki... Dzielna jesteś, trzech chłopaków sama wychowałaś i to - jak się mówi - na ludzi. GRATULACJE! Dalej muszą frunąć sami ze świadomością, że zawsze mogą na Ciebie liczyć. Przytulam 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to wiem, Aniu, ale i tak jest czasem smutno

      Usuń