Moi chłopcy mają wakacje, przynajmniej teoretycznie. Filip już od początku czerwca chodził do pracy- tak sobie wymyślił, że chce. Absolutnie nie musi, ale uważam, że dla prawie 17- letniego człowieka trochę wysiłku, obowiązkowości, kontaktu z ludźmi nie zaszkodzi. Tym bardziej, że praca wcale nie ciężka, recepcja pola namiotowego, utrzymanie porządku w otoczeniu, pomoc przy ładowaniu i myciu kajaków. Wcześniej w tym miejscu pracował Kuba (zarządcą pola jest jego serdeczny kolega jeszcze z liceum), a potem Mati. Trochę się obawiałam jak to będzie z cukrem, ale Filip daje radę. Oczywiście są różne wahania, ale to nieuniknione, choć czasem bywa stresujące. Rok szkolny Filip zakończył znośnie jak na naukę zdalną. Stać go na znacznie więcej, mam nadzieję, że w następnym roku szkolnym będzie nieco normalniej i nadrobi choć trochę zaległości. Najbardziej martwią mnie przedmioty zawodowe, bo z nimi przy tym zdalnym nauczaniu było najgorzej. A przecież po to wybierał technikum, żeby w razie czego mieć zawód. Zobaczymy, na koniec szkoły są egzaminy, które nie tak prosto jest zdać. Wiem to z przykładu Mateusza, pierwszy egzamin w III klasie zdał śpiewająco. Teorię drugiego egzaminu w IV klasie również, ale w części praktycznej trzeba było mieć 75%, a on miał 72%, po odwołaniu udało mu się zdobyć jeszcze 1%. Kilka dni temu próbował zdać ten egzamin jeszcze raz, ale jak twierdzi pewnie znów bez sukcesu, bo tym razem było znacznie trudniej. W sumie nie jest mu ten certyfikat kwalifikacji zawodowych tak bardzo potrzebny, skoro i tak wybiera się na studia, ale miło byłoby go mieć.
No właśnie- studia. Mati skończył technikum na kierunku mechatronika. Lubi właśnie takie rzeczy mechaniczno- elektryczne i w tym kierunku ma zamiar studiować. Przez długi czas twierdził, że w grę wchodzi tylko politechnika w naszym mieście wojewódzkim, bo najbliżej, a renomę ma zupełnie niezłą. Jak dla mnie pasowało, mniej skomplikowane logistycznie, dziecko w miarę blisko. Ale tuż przed maturą Mati stwierdził, że rozważa również WAT (Wojskowa Akademia Techniczna) i to bardziej na te wydziały wojskowe niż cywilne. Oj, tu już moje mamusiowe serce lekko sie rozbolało. No bo jak to tak- kochanego syneczka oddać w szpony wojska? A ja z natury jestem pacyfistką i wszystko wojskowe mi się nie podoba. Do tego rygor wojskowy, poligony, a czy go tam dobrze nakarmią? A będzie musiał wszystko sam- prać, sprzątać, dbać o siebie, chodzić jak w zegarku. A czy wytrzyma psychicznie- może teraz już fali i kocenia nie ma tak bardzo, ale kto to wie? Nie mam zamiaru mu wybijać tego z głowy, to jego wybór, w razie czego najpóźniej po pierwszym roku może zrezygnować bez konsekwencji, a możliwe, że mu się to spodoba i odnajdzie się w tym wojskowym świecie. W sumie nie martwię się, czy się dostanie, bo tu nie mam większych wątpliwości. Matura poszła mu dobrze, oficjalne wyniki będą za kilka dni. Test sprawnościowy też nie powinien mu sprawić kłopotu, jest wysportowany, regularnie ćwiczy i biega.
Tak więc jeśli nic się nie zmieni to od października, a może nawet i wcześniej wyfrunie mi z domu kolejne dziecko. Ani się obejrzę to i Filip skończy szkołę. Czas biegnie nieubłagalnie...Na razie cieszymy się wakacjami i piękną pogodą.